wtorek, 2 kwietnia 2013

ODCINEK 48 - STÓŁ Z POWYŁAMYWANYMI NOGAMI


No tak. Wiosna przyszła a zima w pełni. Piękna zima tej wiosny, można by rzec. Wyjechaliśmy z Karolem na jeden dzień poza miasto do SPA. Kasę trzeba ściubić, ale bez przesady. Zresztą, musieliśmy pogadać. Przede wszystkim o nowym członku rodziny, który został przedstawiony nam w progu własnego domu oraz o pracy Karola.

W lany poniedziałek, po oryginalnej bitwie na śnieżki – co z pewnością na przestrzeni mijających lat będziemy wspominać z uśmiechem – wsiedliśmy do auta zabierając ze sobą stroje kąpielowe, klapki i ręczniki i pojechaliśmy w świętokrzyskie. Mamy tam swój ulubiony hotel na takie właśnie jednodniowe wypady. Stosunkowo blisko domu – ale już nie w Warszawie. Można wypocząć.

Kaśka zaskoczyła wszystkich. To, że jest nieprzewidywalna, wiedzieliśmy od dawna. Nie wiedzieliśmy jednak, jak bardzo. Zwłaszcza, że wciąż nam powtarzała, że „nigdy nie zwiąże się z żadnym facetem”.

Marco, fajny chłopak – przynajmniej taki się wydaje po kilku dniach spędzonych razem. Cóż więcej można powiedzieć. Nie znam gościa, tak naprawdę. Jest trochę nieśmiały, ale za to świetnie gotuje. Kaśka zakochana, aczkolwiek trzyma go z rezerwą. Nie „pod butem”, ale nie dopuszcza do każdego zakątka. Więc on musi gonić króliczka, z czego notabene jest raczej zadowolony. A jeśli nie zadowolony, to przynajmniej skupiony na zdobywaniu. A mężczyźni, jak powszechnie wiadomo, łowcami są z natury.

Mój zięć pochodzi z USA. Przez lata mieszkał z ojcem w Waszyngtonie. Potem przeniósł się na studia do Nowego Yorku, a stamtąd wyjechał na rok do Barcelony. Studiuje architekturę. Jego prace zdobywają podobno różne nagrody na międzynarodowych konkursach. Teraz planuje kolejną półroczną podróż. Tym razem do Indii. Kaśka na ten temat milczy. To znaczy milczy, jednocześnie się naburmuszając. Taki klasyczny damski foch. Niby nie ma problemu, a jednak niełatwo przejść drogą, bo zaminowana na amen. Strzelanie fochów to zdecydowanie najmocniejsza strona kobiecej natury mojej najstarszej córki.

Po drodze zatrzymujemy się na kawę w Mc Donald’s. Mieliśmy jechać pogadać, a milczymy całą drogę.

- Mów, co z twoją pracą – rozpoczynam temat mieszając cukier w kawie
- Dostałem propozycję. Ciekawa, choć szczegółów jeszcze nie znam
- A coś więcej? – popędzam pytaniem
- Coś więcej. Hm. Tak… tylko od czego zacząć… - widać wielkie zawahanie na twarzy Karola, jakby miał powiedzieć coś, co zaważy na naszym przyszłym życiu – to praca nie w Polsce – w końcu wydobywa z siebie to, co siedziało mu na sercu.
- Co? – pytam z niedowierzaniem, a on opowiada mi całą historię o swoim spotkaniu z kumplem, o propozycji ze Szwajcarii.
- Jeśli bym się zdecydował, miałbym z nimi spotkanie w następny wtorek w siedzibie firmy. Podróż na ich koszt – dodaje
- I jaką decyzję podjąłeś?
- Ala, nie tym tonem. Proszę cię. Nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji. Nie zrobiłbym tego bez rozmowy z tobą.
- Czyli jednak chcesz wyjechać?
- Nie chcę wyjeżdżać! Wiem, co się stało podczas mojego ostatniego pobytu zagranicą. Myślisz, że to łatwa decyzja, że łatwo mi przychodzi mówienie o takiej propozycji. Która mimo że atrakcyjna, to jednak nie do końca.
- Czyli uważasz to za atrakcyjną ofertę, tak? – ironicznym tonem pytam i wstyd mi za siebie. Ale nie potrafię inaczej. Z jednej strony wiem, jak długo szuka pracy, jak wkurzające jest „sprzedawanie się” na rozmowach kwalifikacyjnych, jak bardzo chciałam, aby mu się udało. No a teraz, gdy już się udało, to nawet nie potrafię wesprzeć go w jego rozterkach. No bo do jasnej cholery, dlaczego Szwajcaria!!! W Warszawie firm mnóstwo, tym bardziej w Polsce, a tu Szwajcaria!!! Szlag by to trafił!
- Nie wkurzaj się Ala. Mówię ci o propozycji. Zawsze mogę podziękować i tyle – głos ma stanowczy
- Czy ja się wkurzam? No powiedz, czy ja się wkurzam?
- Na oazę spokoju to raczej nie wyglądasz
- A zgadnij przez kogo?
- Ala, nie obrażaj się tylko pogadajmy jak ludzie. Dostałem propozycję i ci o niej mówię. Decyzja należy i do ciebie i do mnie. Wiesz, jak wygląda sytuacja. Jeszcze miesiąc mam wypowiedzenia, potem zaległy urlop. Od czerwca teoretycznie mogę być bez kasy. Nie stać nas na to. To fakt niepodważalny. Pracy szukam, wiesz dobrze. Nie jest to łatwe przy tym cholernym kryzysie na rynku. Jeśli już coś oferują, to dwa razy mniej niż teraz zarabiam. A chyba nie o to chodzi. Mogę spróbować otworzyć coś swojego, ale sama wiesz, jak to jest w początkowej fazie. Ciężko coś zrobić.
- Ale wyjazd!
- A myślisz, że ja chcę wyjeżdżać i mieszkać sam w Szwajcarii. Budzić się co rano i myśleć, co robicie. Zasypiać przed telewizorem i marzyć, żeby znaleźć się na weekend w domu.
- Ja też zasypiam sama! I budzę się sama!
- Alicja! Wiem! Bez sensu ta cała dyskusja. Żałuję, że ci powiedziałem. Zadzwonię do nich jutro i odmówię. Będę dalej szukał pracy tutaj. Myślę, że coś wkrótce znajdę

Siedzę nieruchomo. Nienawidzę być się w takiej sytuacji. Wściekła i z wyrzutami sumienia! Brrrr. Albo wrrr. Wrrr brzmi lepiej. Zdecydowanie lepiej. Wrrr jest bardziej kobiece!

- Chodźmy – mówi i wyciąga do mnie rękę – jedźmy dalej
- Nie chce mi się już jechać
- Szkoda dnia. Nie zmarnujmy go sobie bardziej.
- Mówię ci, że mi się nie chce
- Ala, nie rozpaczajmy i zachowujmy się jak dorośli ludzie. Możemy wrócić do domu i siedzieć z minami skwaszonymi, albo jechać, odprężyć się, pobyć we dwoje. Obrażanie się na siebie teraz w niczym nie pomoże.

I rzeczywiście Karol miał rację. Dobrze, że pojechaliśmy. Jakoś tak wszystko lepiej wygląda z dystansu. Popływaliśmy w basenie, były masaże, manicure, sauna, pyszny obiad i deser. Odpoczęliśmy. W miarę na spokojnie przegadaliśmy temat Kaśki i jej … hmmm... męża. Doszliśmy do wniosku, że to jej sprawa i jej życie. Tyle, ile mogliśmy jej przekazać, to już zrobiliśmy. Teraz ptak wyfruwa z domu. Co osiągnie i jak to zrobi, to już inna sprawa. To już jednak od nas nie zależy. My jesteśmy już obserwatorami. Możemy wspierać i kochać. I tyle. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa, choć znając Kaśkę, nie sądzę, żeby to był ostatni facet w jej życiu. Ale tego głośno już nie wypowiadam.

W drodze powrotnej znowu kawka – tym razem w miłej knajpce przy drodze. Już spokojniej rozmawiamy. Chciałam wrócić do szwajcarskiego tematu, ale Karol szybko go uciął. Stwierdził krótko, że nie ma o czym mówić. Coś mi jednak mówi, że jeszcze to nie koniec dyskusji w tej kwestii.

- Mamuś! Już jesteś! Czemu mnie nie zabrałaś? – mały Asik krzyczy od progu
- Asia, mówiłam ci, że rodzice też czasami muszą pobyć razem – Basia bierze Asię na ręce, żebym mogła spokojnie się rozebrać. Niesamowicie zżyły się teraz ze sobą.
- A gdzie Kaśka?
- Poszli na imprezę do Olki. Zaprosiła ich na lanoponiedziałkowe party!
- No tak. A kolacja? Pasuje coś zjeść!
- Może zrobimy omlety z owocami? Co wy na to – proponuje Karol i obejmuje mnie w pasie.
- Taak! – entuzjazmu przy tej potrawie nie brakuje nigdy
- To ja zrobię omlety, a wy pokrójcie owoce i nakryjcie do stołu – dyryguje tato córkami
- Ok
- To ja idę się przebrać

Ubrana w dresy zasiadam jeszcze na chwilę do komputera.

Maili mnóstwo. Większość życzenia świąteczne. Wśród nich jeden inny.

From: Daniel
To: Alicja
Date: 31/03/2013, 23:58
Theme: Zdążyć przed północą

Nie chcę mieszać Ci w życiu. Wystarczająco już namieszałem jakiś czas temu. Trudno mi jednak zapomnieć. Nie myśleć i spać spokojnie. Leżeć w pustym łóżku. Zniknąłem z twojego życia, bo tak było lepiej. Nie pojawiłem się jednak bez powodu. Wróciłem do kraju. Przez rok leczyłem się w Kanadzie. Już jest lepiej.
Przez ten rok, tylko myśl o tobie dodawała mi odwagi do walki z chorobą.
Powracałem myślami do Zakopanego, do Warszawy, do krótszych i dłuższych spotkań tylko we dwoje.

Marzyłem o Tobie, marzyłem o nas. O Twoim ciele wplecionym we mnie. O Twojej twarzy, którą rozświetlają pierwsze promienie słońca. O dotyku ciepłym. O Twojej skórze tak delikatnej jak utkany z najcenniejszych nici cudowny materiał. O wspólnych rozmowach – tych dłuższych i tych krótszych, tych poważnych i tych o niczym niby, a jednak o wszystkim.

Marzyłem o kolorze Twoich oczu, zapachu twoich włosów, pocałunku namiętnym i wyjątkowym.

Moje myśli wracały do chwil, gdy w błękitnej pościeli kochaliśmy się namiętnie, gdy pieściłem ustami Twe nagie ciało.

Pamiętam tak dokładnie Twoją twarz, Twój zmysłowy dotyk, Twoje spojrzenie.

Pamiętam, jak przygryzasz wargi, gdy się denerwujesz i w jak sposób ukrywasz zdziwienie delikatnie przymykając oczy.

Pamiętam Cię całą Alicjo. Twoje najwrażliwsze punkty na ciele. Wnętrze ud, cudowne piersi, które tak namiętnie wtórowały melodii miłości.

Chwile spędzone przy palącym się kominku, nas wtulonych w siebie i wpatrzonych w ogień. Wspólne posiłki.

I ten stół w kuchni przy którym piliśmy gorące kakao z Twoimi ulubionymi piankami. Ten właśnie stół, przy którym teraz siedzę, pisząc ten list do Ciebie.

Chcę zdążyć przed północą. Za cztery minuty 1 kwiecień. Wiedz, że to nie Prima Aprilis.

Pojawiłem się w Twoim życiu na nowo, by Ci podziękować. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie dziś już na tym świecie!

Wesołych Świąt!

Twój Daniel

1 komentarz: