wtorek, 30 listopada 2010

ODCINEK 1 - CELEM ZAPOZNANIA

Dobre sobie. Ciekawe jak mam być zadowolona z tego życia które mam. Z jednej strony wszystko w porządku. Nawet zgodnie z regułami. Studia skończone. Potem ślub. Potem dzieci. Najpierw jedno. Potem drugie. Trzecie. Na tym skończyliśmy dwa lata temu. Na szczęście. Kocham te dzieciaki moje, ale czasami mam ich dosyć. Wychowuję, pracuję, biegam od jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie. Oczywiście zajęć moich pociech. Brrrr. Mam dość. Choć na co dzień w takim biegu nie ma czasu pomyśleć nad swoim życiem. Zastanowić się. Może i dobrze, bo człowiek popadłby w depresję.

Mąż jest ok. Ma na imię Karol. Pracuje w dziale finansowym jednej z warszawskich korporacji. Firma w zamian za to, że daje nam w porządku pensję, z której możemy raz w roku wyjechać naszą piątką na wakacje i świadczenia zdrowotne dla całej rodziny, to zabiera mi męża. Czasami na kilka dni, gdy wyjeżdża na szkolenia albo w delegację. On to lubi. W porządku. Cieszę się, że spełnia się zawodowo, ale czemu w zamian za to, ja muszę spędzać czas sama z trójką naszych „przecinaków”. Też bym chciała wyjechać. Najlepiej na rok. Sama. Daleko. Bez telefonu.

Kasia. Basia. Joasia. To nasze dziewczynki. Mimo usilnych prób, dotychczas chłopak się nie pojawił. Ja się nawet cieszę. Mąż mniej. On chciałby mieć syna. Bardzo. Według zasady. Zbudować dom, zasadzić drzewo, urodzić syna. No cóż. W życiu nie mamy wszystkiego, czego pragniemy. Tak to już skonstruowane. Moja komórka nie łączy się tak z jego plemnikiem, żeby powstał Michałek. Imię mamy wybrane i niezmienne od jakiś 10 lat. Ale więcej prób podejmować nie planuję.

- Mamo, mamo! – z pokoju wrzeszczy Kaśka. – Musisz mi dać pięć dych na korki z matmy.

No tak, po to jestem. Dobra kasa zapomogowo-pożyczkowa. Bezzwrotna na dodatek.

- Weź sobie z portfela – krzyczę z kuchni mieszając drewnianą łyżką leczo, ulubione danie Karola.

Dzisiaj sobota i ma wrócić wcześniej z pracy. Zobaczymy, czy to wcześniej nastąpi przed 21.00. Co ciekawe, że w umowie ma 40-godzinny tydzień pracy. Czasami mam wrażenie, że robi 200 albo nawet 300% normy. Wiem, że z mojej pensji bibliotekarki nie moglibyśmy opłacić 150 metrowego apartamentu w samym centrum Warszawy, ale boję się, że za chwilę stracimy na dobre coś bardzo bardzo ważnego. NAS. Pytanie tylko, czy MY jeszcze jesteśmy, czy nie tylko JA i ON i DZIECIAKI.

Psycholog, u którego ostatnio byłam, a którego poznałam w naszej bibliotece, podczas spotkania inauguracyjnego z czytelnikami, stwierdził, że powinniśmy zacząć od rozmowy. Stwierdził, że udane życie seksualne też jest czymś, co może wpłynąć na poprawę kontaktów w małżeństwie. Ciekawostka! Zwłaszcza, że od jakiegoś roku to jego częściej „boli głowa” niż mnie. Tulę się do niego w łóżku, zakładam najbardziej ekstrawaganckie koszulki, biustonosze! Ba, nawet takie seksowne pończochy sobie kupiłam. Ekspedientka mówiła, że podziała! A nie podziałało. Zasnął. Tak po prostu. Nawet nie popatrzył. Nie zdążył.

Tak, tak, wiem. Nie raz zastanawiałam się, czy ma kochankę. Analizowałam ten temat setki, a nawet tysiące razy. Sprawdziłam nawet jego telefon komórkowy. W końcu doszłam do wniosku, że on nie ma nawet czasu na zdradę. Cały czas pracuje. Dzieciaki ledwie go widzą, a powinny spędzać więcej czasu z ojcem. Zwłaszcza Kasia, która wchodzi w wiek dojrzewania i te wszystkie jej kontakty z Szymonem czy Marcinem nie za bardzo mi się podobają. Coraz więcej pyskuje i traktuje rodzeństwo z góry. Jakieś dziwne mam jednak wrażenie, że nas też uważa za niższą warstwę społeczną albo niepotrzebną kulę u nogi. No chyba że chodzi o kasę lub o pozwolenie na późniejsze przyjście do domu. To wtedy są najukochańszymi rodzicami, wtedy bez problemu. O ile oczywiście spełniają żądania córeczki.

Jeśli chodzi o Basię to niepokojące jest to, że jest jak chorągiewka. Z jednej strony jeszcze dziecko, z drugiej chce naśladować na każdym kroku swoją starszą siostrę. To mnie denerwuje. Dlaczego nie ma własnego zdania, dlaczego nie chce cieszyć się swoim wiekiem, a marzy, by być trzy lata starsza. Zupełnie odwrotnie niż ja. Ale takie chyba prawa młodości.

Z Joasią nie ma na razie takich problemów. Pocieszny 2-letni brzdąc, którego wszędzie pełno. Przynajmniej mam się do kogo przytulić, jak Karol na wyjeździe. Wtedy biorę Aśkę do łóżka i śpimy razem. Przytulam się do niej, a ona przekazuje mi swoje pozytywne emocje.

Dzwoni telefon. To pewnie Karol z informacją, że się spóźni.
- Hallo
- Cześć Piękna. Co porabiasz – to Sylwia, moja najlepsza przyjaciółka. Zawsze mówi to, co myśli, bez owijania w bawełnę. Cecha ważna, choć obecnie mało pożądana. Zazwyczaj wolimy kłamstwo niż bolesną prawdę. Niestety. Lubimy się okłamywać. Żyć iluzją i ułudą. Przy Sylwii się nie da. Może i dobrze. Jest typową realistką. I mimo że czasem przybija mnie jej myślenie, to często okazuje się, że miała rację.
- Hej. Gotuję obiad i próbuję ogarnąć dom.
- Nie żartuj, że w taki piękny wolny od pracy i obowiązków dzień, ty stoisz przy garach. Zabieraj dziewczyny i wybieramy się na przejażdżkę – mówi. Sama nie ma dzieci. Była tak zwanym singlem. Od kilku miesięcy spotykała się z niejakim Adamem, jednak chyba nie do końca jest do niego przekonana. Czasami zazdroszczę jej tych luźnych związków. Tej swobody i robienia tego, na co ma się tylko ochotę, gdy inni nie wiedzą, w co włożyć ręce. Z drugiej jednak strony, zawsze pragniemy tego, czego nie mamy. Ona pewnie chciałaby mieć męża i dzieciaka. Jej zegar biologiczny tyka i z czasem szanse, zwłaszcza na potomstwo, maleją. Bo mąż może poczekać. kiedyś powiedziała mi, że zastanawia się nad skorzystaniem z banku spermy. Kobieta z dzieckiem też jest atrakcyjna, a przynajmniej miałaby dla kogo żyć. Wtedy po raz pierwszy wygadała się, że tęskni za stabilizacją i własną rodziną. A jednak!
- Możesz zawsze przyjechać mi pomóc – odpowiedziałam
- Pomogę, ale nie teraz. Jak wrócimy, ok.?
- A gdzie w ogóle chcesz jechać?
- Myślałam o jakiejś kawie i lodach poza Warszawą. Co ty na to? Kawa dla nas, dla małych lody.
- Sama nie wiem – jak zwykle się wahałam wybierając pomiędzy przyjemnością a obowiązkami.
- Chodź, przynajmniej czas ci szybciej upłynie zanim ten twój mężulek wróci do domu. I nie będziesz do niego wydzwaniała tysiące razy
- I tak nie odbiera
- No widzisz, tym bardziej. Zbierajcie się! Będę za pół godziny.

I totalna zmiana planów. Dlaczego nie potrafię powiedzieć „nie”. A może i dobrze!

- Kasia, Basia, Joasia – krzyczę z łazienki susząc w pośpiechu włosy i próbując ujarzmić w jakikolwiek sposób moją fryzurę. – Jedziemy na wycieczkę!

Joasia przybiega pierwsza, i jak się okazuje za chwilkę, jedyna zadowolona z moich planów. Tamte dwa wyrostki wolą grę na komputerze, albo rozmowy przez gadu gadu. Boże!!! A gdzie kontakty międzyludzkie? Czy już wszystko odnosi się do zapisu zero-jedynkowego?

W rezultacie i po dłuższym starciu jedzie ze mną Asia i Basia. Kasia wymawia się korepetycjami. No przecież nie mogę zabronić jej dostępu do wiedzy, skoro już przejawia do niego jakąkolwiek chęć.

Pakujemy się do nowej hondy Sylwii i ruszamy w drogę! Dobrze mi z nimi! Nieposprzątane mieszkanie i niedokończony obiad mogą poczekać. Raz na jakiś czas mogę mieć jakąś przyjemność z życia!

Zapraszam do lektury!

Pierwszy raz nietypowo, bo w poniedziałek (a w zasadzie we wtorek) pierwszy rodział NIEBIESKIEJ TASIEMKI!!!

Zapraszam do lektury :)

Od następnego tygodnia spotykamy się w niedziele i w środy!