środa, 28 września 2011

ODCINEK 35 - NIEDOPOWIEDZENIA

Nie do końca oskarżam siebie, że z Alicją ciężko się dogadać. Po części owszem, to moja wina – wyjazd, pobyt w Australii, ona tam sama z dziećmi, ja tutaj – też sam - teoretycznie bez kłopotów. Ona zniesmaczona, ja zadowolony – nawet bardzo.

Zastanawiam się, czy jej przylot tutaj by coś odmienił. Na pewno nie doszłoby do niektórych sytuacji, do zwierzeń, do rozmów, które tak bardzo zacieśniły znajomość z Sylwią. Zresztą ta mała tajemnica, która jest między nami sprawia, że łatwiej rozmawiać z nią niż z Alą – moją żoną.

Tajemnice ostatnio to moja specjalność. Nie jestem fair wobec Ali i dzieci, ale inaczej nie potrafię. Powiedzenie prawdy wiąże się z rozbiciem rodziny. Nie chcę im fundować takiej bardzo wątpliwej przyjemności. Wiem, z czym to się je. Jakieś trzydzieści lat temu moi rodzice zrobili to samo. Rozstali się. Podzielili się dziećmi. Ja zostałem z mamą, a brat z ojcem. Obydwóch od tamtej pory nie widziałem. Wylecieli gdzieś. Głupie rozwiązanie, ale rodzicom wydawało się, że grają fair. Każde po jednym dziecku. Bilans się zgodził, a to najważniejsze.

Moim największym marzeniem przez całą młodość było spotkanie z bratem i ojcem. Mama nie miała z nimi żadnego kontaktu. Nie żądali od siebie alimentów, informacji, raportów ze stanu zdrowia, postępów w nauce. W domu nigdy o nich nie wspominaliśmy. Temat tabu. Niczym seks przedmałżeński. Miałem ukryte cztery zdjęcia z dawnych lat. Na jednym byli rodzice. Na drugim cała nasza czwórka. Potem dwa gdzie jestem ja i Darek. Reszta została schowana i nigdy nie udało mi się ich znaleźć.

Ja miałem nazwisko mamy. Darek taty. Wszystko po równo. Z małym wyjątkiem - ja już nie miałem brata, ani brat mnie. Tutaj coś przestało się zgadzać. Straty zostały wyrównane, gdy mama wyszła powtórnie za mąż w pakiecie z nową siostrą. Później pojawił się brat. Nie było to jednak to samo. Nieustannie brakowało mi Darka. Był ode mnie dwa lata młodszy. I wszystkie zabawy wymyślaliśmy kiedyś razem. Mieliśmy wspólny pokój, wspólne marzenia, wspólne dziecięce tematy. Potem zniknął on, jego łóżko i rzeczy. Została pustka, której nie rozumiałem. Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć.

Minął okres mojej złości na mamę, mojego rozczarowania, moich straconych szans. Przestałem się obwiniać o wszystko. Przestałem obwiniać mamę. Zrozumiałem, że nie miałem, nie mam i nie będę miał na to wpływu. W dobie Internetu, rozpowszechnionego facebooka i innych portalów społecznościowych próbowałem szukać Darka, ale bez rezultatu. Nie natrafiłem na żaden, choćby najmniejszy ślad. Więc dałem sobie spokój. Tylko tak mogę normalnie żyć. Pytanie, czy zapomnienie jest najlepszym rozwiązaniem? W tym wypadku chyba tak.

A teraz, po latach, mam zafundować rozstanie moim córeczkom. Zburzyć ich świat, ich wartości, ich nadzieje. O nie. Już wolę trwać w ułudzie swojego związku. Z całego serca pragnę, byśmy byli szczęśliwą rodziną. Ale od wizyty dziewczynek i Sylwii w Australii nie jestem już tak bardzo przekonany, że to możliwe.

Sprawdzając maile nie mogę doczekać się tych od Sylwii. Te od Ali zawierają informacje zdawkowe: „Asia chora. Byłyśmy u lekarza. Zapalenie oskrzeli i antybiotyk”. Sylwia spełnia rolę powiernika. Wie o wszystkim. Jest lojalna bardziej w stosunku do mnie niż do Ali. Właściwie sytuacja na niej to wymusiła. Czuję się nie fair, bo przeze mnie ich przyjaźń się rozsypuje. Nie łatwo im się dogadać, nie łatwo zrozumieć nawzajem. Dzieli ich tajemnica.

„I jak tam Generale” – pisze Sylwia. „Wciąż tak ciężko pracujesz, czy znajdujesz czas na małe przyjemności? Z chęcią przyleciałabym do Sydney i poimprezowała jeszcze z Tobą. Z chęcią przytuliłabym się do sam wiesz kogo. Zazdroszczę słońca. U nas pochmurno i smutno. Bez optymizmu. Chyba wywołam zdjęcia z Australii. Będzie mi lepiej. Tak. Zrobię to. Ściskam. Sylwia”

I znowu wracam pamięcią do tych chwil beztroskich spędzonych z czwórką uroczych dziewczyn. Bawiliśmy się, biegaliśmy, zwiedzaliśmy, szaleliśmy. Nie było czasu na łzy. Był śmiech i radość. Taki zastrzyk energii.

- Panie dyrektorze. Za 5 minut ma pan spotkanie – głos mojej asystentki pomaga mi wrócić do pionu. Siedzę od kilkunastu minut nad zestawieniem kwartalnym i nie mogę się skupić. Dane mam za chwilę zaprezentować na zebraniu zarządu. Krótki czas mrozi krew w żyłach i pozwala się sprężyć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Już. Gotowe. Zdążyłem.

Najgorsze to powroty do domu. Samotne wieczory. Samotne kolacje. Kąpiele. Praca jest odpowiedzią na wszystkie te sprawy. Wychodzę z biura, przychodzę do domu, włączam komputer. Albo czytam „Newsweek” i inne takie. No chyba, że wpada Paweł. Wtedy sprawy przybierają inny obrót. Nie ma czasu na nudę. Jest kolacja na mieście, czasem jakieś kino w miłym towarzystwie koleżanek Pawła, squash, tenis, basen.

Dzisiaj Pawła nie będzie. Miał wyjazd do Melbourne. Wróci dopiero w piątek. Kupiłem więc w drodze powrotnej cały stos gazet i zamówiłem kolację w chińskiej knajpie z dostawą do domu.

Na skypie było nieodebrane połączenie. Od Ali. Nie pamiętam, kiedy sama ostatnio do mnie dzwoniła. A może Asia chciała pogadać – zazwyczaj dzwonią od Kaśki lub Basi. Oddzwaniam. Cisza. Drugi raz. Też nic. Spróbuję później – myślę sobie i zabieram się do rozpakowywania makaronu w kartonowym pudełeczku.

Połączenie. Chyba zjedzenie w spokoju nie jest mi dzisiaj dane. To Ala.

- Cześć Karol
- Cześć kochanie. Coś się stało?
- A czy musi się coś stać, żebym mogła do ciebie zadzwonić? – pyta nieco obrażonym tonem i podniesionym głosem.
- Skądże – odpowiadam spokojnie powtarzając sobie w duchu, żeby zachować spokój.
- Chciałam pogadać. Mogę? – mówi już nieco mniej urażona
- Jasne. Co tam?
- Z domowych spraw to Asia jest chora. Pisałam ci maila więc wiesz. Maruda okropna. Miała w nocy temperaturę powyżej 40 stopni więc ani ja ani ona się nie wyspałyśmy. – nie mogę uwierzyć. Moja żona opowiada mi o sytuacji bez znamion pretensji, bez obwiniania, że mnie tam nie ma.
- Przykro mi. A jak teraz się czuje?
- Nawet lepiej. Pani Halinka jest u nas. Zajmuje się małą.
- A co u ciebie? – wydaje się dziś taka radosna. Dawno jej takiej nie widziałem.
- Dobrze. Chyba dobrze. Wiesz, zdecydowałam się na tę firmę z Kornelią. Mamy pewien pomysł i chciałabym usłyszeć twoją opinię na ten temat.
- Bardzo mi miło, że o mnie pomyślałaś.
- Karol, nie żartuj. Nie znam kogoś z lepszym wyczuciem biznesowym niż ty. Chciałabym ci pokazać symulacje zysków no i przedstawić sam pomysł.

Alicja mówiła długo. Rozwijała temat powoli lecz konkretnie. Nie znałem jej z tej strony. Mówiła o wadach i zaletach przedsięwzięcia, o ryzyku biznesowym, o zaangażowaniu środków finansowych, o szansach i zagrożeniach. Taka skupiona na temacie, oddana i przejęta. Podobała mi się taka. Bardzo mi się podobała. Gdy skończyła nastąpiło milczenie.

- Nie podoba ci się? – zapytała
- Podoba. Bardzo mi się podobasz.
- Nie ja tylko nasza firma – zaśmiała się szczerze. Jak dawniej. A gdy odchyliła głowę do tyłu jej włosy opadły na ramiona, a usta zapłonęły białym uśmiechem.
- Super pomysł! Jestem przekonany, że wam się uda. Może jak rozkręcicie interes będziecie potrzebować pracowników. Zwolnię się i zatrudnię u ciebie. Będziesz moją szefową.

Żartowaliśmy jak dawniej. Tak swobodnie, tak zabawnie, sympatycznie. Było miło. Miałem ochotę ją przytulić, objąć.

- Tęsknię za tobą – powiedziała w końcu
- Ja też tęsknię – i była to czysta prawda.