środa, 9 listopada 2011

ODCINEK 40 - CIĄŻA

Toalety nie są zbyt interesującymi pomieszczeniami, ale biorąc pod uwagę fakt, że w miejscach publicznych tylko tam można się na chwilę odizolować, siedzę w takim przybytku dobre kilkanaście minut i próbuję zebrać myśli. Nie jest to łatwe, bo te myśli są nieposkładane, szybkie i skomplikowane.

Przede mną na podłodze leży rozwalone opakowanie testu ciążowego. Właśnie przed chwilą pojawiła się na nim urocza druga kreseczka. Co prawda wątpliwej jakości (jakaś taka mała i blada), ale zawsze.
Cholera. Każdy wie, że to nie najlepszy czas na takie ekscesy. Po drugie jak ja powiem o tym rodzinie. Będę miała dziecko z teoretycznie obcym facetem. Wow! Kocham go ponad życie i chcę z nim być. I jestem z nim szczęśliwa, ale nie wiem, czy moi najbliżsi są na tyle wyrozumiali, żeby to zrozumieć w pełni.

- Zaraz – odpowiadam, gdy słyszę stukanie do drzwi. Chyba czas się zbierać do wyjścia. Wrzucam do torebki dowody winy, jakby ktoś przez przypadek mógł poznać moją tożsamość, i wychodzę spowrotem do świata żywych.

Biegnę zatłoczoną ulicą Nowego Świata. Nie zatrzymuję się. Nie uzmysławiam sobie, że to może nie mieć dobrego wpływu na nowe życie, które ma początek w moim brzuchu. Jakby odruchowo dotykam ręką okolic mojego pępka. Nic nie czuję. Kompletnie nic. Fakt, moje piersi od kilku tygodni mają imponująco większy rozmiar i stały się pełniejsze, ale nigdy w życiu nie pomyślałabym, że przyczyna tego faktu jest aż tak bardzo skomplikowana.

Pierwszą rzeczą po powrocie do domu (zanim dziewczyny po skończonych zajęciach się tu zlecą), jest wykręcenie numeru telefonu do mojego ginekologa. Testy testami, jednak on da mi dopiero najpełniejszą informację. Ma wolny termin dopiero w piątek. Zważywszy na to, że jest wtorek i że kobiety w ciąży nie mogą (a przynajmniej nie powinny) się denerwować, nie brzmi to zbyt optymistycznie. Jakby cokolwiek wokół takie było.

Nie mogę się na niczym skupić. Posprzątałam swój pokój, zrobiłam tonę naleśników, przejrzałam listę zadań, które mam wykonać na jutro i za żadne z nich się nie zabrałam, bo nic nie wydało mi się ważniejsze niż fakt, że do jasnej cholery jakimś pieprzonym zbiegiem okoliczności jestem ciąży.

Tak tak, wiem. Dzieci nie biorą się z niczego. Dobrze znam procedurę. I mimo że wydawało mi się, że znam także skutki nie podporządkowywania się zasadom, to jednak w teorii wydawały się mniej niebezpieczne niż w praktyce.

- Tak słucham – mówię do słuchawki telefonu, którego sygnał rozległ się w korytarzu
- Alicja? – pyta zdziwiony Karol
- Tak, a kto inny?! – odpowiadam nieco złośliwie
- Masz taki zmieniony głos. Coś się stało?

Chcę wykrzyczeć, że tak! Że będę miała dziecko! Dziecko którego nie planowałam. Ale nie jestem w stanie mu tego powiedzieć. Nie przez telefon. Nie bez potwierdzenia lekarza.
Rozmawiamy jeszcze chwilkę. Jakoś uspokaja mnie to na duchu. Choć nie tak do końca. Nic mu nie mówię. No bo niby co. Buuu. Człowiek, niezależnie chyba od wieku, nie jest gotowy na takie sensacyjne wieści. Ja pierdzielę. Niby mam życie poukładane, niby wszystko ok. Niby rodzina, przyjaciele. Perspektywa fajnej pracy, godnych zarobków, a tu proszę. Bam. Jajko-niespodzianka.

Do piątku wykonuję wszystkie czynności rutynowo. Nie mogę się na niczym skupić i na niczym skoncentrować. W poczekalni u mojego lekarza siedzę jakby w jakimś omamie. Gdy potwierdza się istota bladej kreseczki na teście ciążowym, wiem, że moje życie nie będzie już nigdy takie same. Z plikiem karteczek – skierowaniami na badania, receptami, informacjami o koniecznych witaminach i tym podobnymi ciekawostkami wychodzę z gabinetu.

W pobliżu park łazienkowski. Kupuję chleb w pobliskiej piekarni i wśród zieleni karmię kaczki. Lubię tu przychodzić. Mam swoje ulubione miejsca. Ciche zakątki, gdzie mogę się ukryć przed światem. Tak jak teraz. Muszę uspokoić myśli, nie dać się porwać emocjom, przemyśleć wszystko.

Pierwsze i najważniejsze to sposób, w jaki poinformować rodzinę. Jak jej powiedzieć. Komu pierwszemu. Co z Karolem? Co z moim życiem? Samo się nie wyjaśni.

- Cholera! – krzyczę. Nie wytrzymuję. Emocje biorą górę nad rozumem. To głupie, ale co na to poradzę.

Przez cały weekend nie odbieram telefonów. Jadę do rodziców i zaszywam się w moim rodzinnym domu. Unikam Karola, unikam tych wszystkich, którzy powinni znać prawdę.

Jednak poniedziałek zbliża się wielkimi krokami. Umawiam się na rozmowę z Karolem. I tak przecież już wcześniej podjęłam decyzję, czy chcę z nim być czy nie. Ślub nic tutaj nie zmienia. Będzie ciężko, ale kto powiedział, że życie ma być lekkie.

W nocy przeszywa mnie okropny ból brzucha. Resztkami sił idę do toalety. Gdy siadam na sedesie wiem, że problem nie jest mały. Po moich nogach spływają strużki krwi. Coraz szybciej i szybciej. Jest mi słabo. Coraz bardziej. Osuwam się o ścianę.

Budzę się w szpitalu. Nade mną stoi kilka osób. Coś mi podają i znowu zasypiam. Gdy kolejny raz odzyskuję przytomność, obok są rodzice i Karol.

- Co się dzieje? – pytam
- Porozmawiamy później – mówi mama
- Mamo! – prawie krzyczę. Wie dobrze, jak nie lubię zostawiać rozmów na później. Zwłaszcza takich.
- Byłaś w ciąży
- Co?
- Byłaś w ciąży. – powtarza spokojnie
- Wiem. Wiem, że jestem w ciąży - szepcę
- Wiesz? Od kiedy wiedziałaś? – mama pyta z niedowierzaniem
- Od kilku dni. Chciałam wam powiedzieć. Przede wszystkim tobie kochanie – zwracam się do Karola. – Będę miała dziecko – mówię spokojnie.

Milczenie przeszywa salę. Rozumiem, że mogą być zaskoczeni, ale bez przesady. Mogliby się cieszyć choć trochę. Ale nic takiego nie widać na ich twarzy.

- Będziecie dziadkami – mówię. – Nie cieszycie się? No powiedzcie coś.

- Kochanie. Przed chwilą miałaś zabieg. Straciłaś dziecko.
- Co?
- Poroniłaś. Twoja współlokatorka znalazła cię w łazience. Byłaś nieprzytomna. Leżałaś we krwi. Wezwała pogotowie.

Nie docierały do mnie te słowa. Straciłam moje dziecko. Nasze dziecko. Nie kochałam go przecież, nawet go nie chciałam. Tak mi się zdawało. Teraz wydaje mi się zupełnie inaczej.

Razem z Karolem właśnie tam w parku łazienkowskim zasadziliśmy małe drzewko, aby pamiętać o naszym maleństwie. Rok później – dokładnie w tym samym miejscu – Karol mi się oświadczył, a ja powiedziałam „tak”. Tutaj też przyszliśmy na nasz pierwszy spacer z Kasią, potem Basią, a następnie Joasią.

Dzisiaj siedzę pod dużym już drzewem i zastanawiam się, co zrobić z własnym życiem. Wspomnienia narastają. Problem jest jednak ten sam. Jestem w ciąży. Tym razem jednak z kimś innym. Z Danielem.