środa, 27 lipca 2011

ODCINEK 26 - FADO

Zakopane jest cudowne zimą. Próbuję przypomnieć sobie, kiedy byłam tutaj ostatni raz, ale nie potrafię. To było chyba blisko trzy lata temu, bo pamiętam, że byłam w ciąży z Asią. Przyjechaliśmy wtedy naszą rodziną na tydzień.
Mój mąż – w przeciwieństwie do mnie - nie przepada za chodzeniem po górach, dlatego ulokowaliśmy się hotelu Litwor przy Krupówkach. Dziewczyny najchętniej korzystały z basenu. Basia miała kurs jazdy konnej, a Kasia lekcje tenisa ziemnego. Na nudę nie narzekały.
Ja pochłonęłam kilka książek, a Karol... zaprzyjaźniał się arkuszem kalkulacyjnym. Najpierw byłam zła, że mamy ‘zajęcia w podgrupach’ ale potem stwierdziłam, że czasami fajnie pobyć tak razem, a jednak osobno. Żałowałam, że nie wjechałam na Kasprowy choćby kolejką, ale co tam – myślałam wtedy – odbiję sobie następnym razem.

Następny raz okazał się mieć miejsce teraz. I znów o wejściu na Kasprowy nie było mowy. Padający śnieg i mój kiepski stan zdrowia nie pozwala na spacery, nie mówiąc już o górskich wycieczkach. Dlatego myśląc o wyjeździe od razu nastawiłam się na leniuchowanie w stolicy Tatr.

Dom Daniela położony jest na zboczu Butorowego Wierchu, przy drodze z Zakopanego do Kościeliska. Z głównej drogi skręciliśmy w leśny dukt pokonując nie lada podjazd (już wiem po co mu terenowy samochód w Warszawie) dotarliśmy do domku z przepięknym widokiem na Zakopane i najbardziej charakterystyczną górę w polskich tatrach - Giewont. Oczywiście biorąc pod uwagę jej kształty a nie wysokość. W tym drugim nieustannie przegrywa z Rysami.

Pleciuga – jak nazywa swój domek Daniel - zbudowana została kilka lat temu. Od tej pory zarówno Daniel jak i jego znajomi, korzystają z możliwści jakie daje taka miejscówka w stolicy Tatr.
- Czasami mam problem, żeby przyjechać na weekend – tak jest obstawiona moja chatka. Teraz też chciał przyjechać kumpel z rodziną, ale stanowczo odmówiłem. Czuj się więc jak u siebie - dodał.
- Mam tutaj zaprzyjaźnionych gospodarzy, którzy sprzedają mi mięso, jajka, mleko, sery i inne smakołyki – ciągnął, gdy w kuchni rozpakowywaliśmy zakupy. – Pokazać ci dom? – zapytał z zapałem w głosie zamykając lodówkę.
- Jasne - zgodziłam się, choć wcale nie miałam na to ochoty. Pragnęłam pójść spać, bo podróż Wawa - Zakopane po prostu mnie wykończyła uwydatniając słabość mojego zdrowia.

Na parterze znajdował się salon z kominkiem, jadalnia mieszcząca kilkanaście osób, przestronna kuchnia z wyjściem na taras i z widokiem na Giewont oraz łazienka i sypialnia gościnna.
Na półpiętrze była pralnio-suszarnia, a na pięterku trzy sypialnie, kolejna łazienka i biuro Daniela, z którego korzystał będąc tutaj.
- To jedyne miejsce, gdzie jest zasięg sieci, więc komórkę możesz zostawić tutaj od razu, bo nigdzie indziej nie zadziała - wyjaśnił Daniel.
Na swoim stacjonarnym telefonie, który trzymamy z Karolem bardziej z przyzwyczajenia niż z konieczności, zrobiłam przekierowanie rozmów na komórkę - niby nikt nie dzwoni, ale licho nie śpi. Wzięłam też laptop, żeby móc na skypie komunikować się z rodzinką, jednak ostatnio były to rzadkie (nawet bardzo) rozmowy. Dziewczynki w natłoku zajęć i nowych znajomości nie zaprzątają sobie głowy starą matką. Pewnie siedząc sama w Warszawie głęboko bym to przeżywała, ale w tych okolicznościach jestem wdzięczna losowi za taki obrót sprawy. Oni nawet nie wiedzą, że jeszcze choruję, nie mówiąc już o tym, kto i gdzie się mną opiekuje.

Daniel pozwolił mi wybrać sobie sypialnię. Każdy ma inny charakter. Jest pokój Bieguna Północnego, w którym dominuje kolor niebieski na ścianach, pościel jest śnieżnobiała, a poczynania mieszkańców podglądają pingwiny i niedźwiedzie polarne wyglądające ze zdjęć.
Jest sypialnia portugalska, w której żywe kolory tańczą fandango, ale z uwagi na to, że okna wychodzą na północ, w tym pokoju czuć fado - zachwyt nad pięknem okraszony smutkiem, z naciskiem na to drugie.
W sypialni Książkowej (stworzonej jakby specjalnie dla bibliotekarki) było pełno pozycji literatury polskiej i światowej i klimat rodem z Karło.
- Wiedziałem, że ten wybierzesz – uśmiechnął się Daniel i wniósł moje bagaże nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. - Później pokażę ci Muzyczną Krainę, tam najlepiej wypoczywam. Też powinna ci się spodobać - urwał nagle widząc moją minę.
- Wybieram portugalską - powiedziałam opadając bez sił na łóżko. Daniel uśmiechnął się zdziwiony i zamknął drzwi.
Zasypiając miałam uczucie przyjemności wynikające z majaczenia, że jestem na koncercie fado Marizy - pełnia emocji i kojące poczucie bezpieczeństwa.

Obudziły mnie jakieś hałasy. Nie wiedziałam najpierw, gdzie jestem. Potem przez głowę przeleciała mi myśl - co ja tu robię? Ubrałam szlafrok, kapcie i cicho zeszłam po schodach.

- Sorry, spadła mi patelnia – Daniel zaczął się tłumaczyć, gdy zobaczył mnie w progu – robię kolację - dodał. Obudziłem cię? - zapytał zaraz.
- Trudno ukryć – uśmiechnęłam się do niego.
Boże - pomyślałem! Zakochałam się. Teraz, gdy widzę go bosego, w wytartych jeansach i koszuli w kratę uświadomiłam sobie tę oczywistą dla zewnętrznego obserwatora prawdę.
Wpadłam! Mimo że tak się broniłam. Chociaż ta moja obrona bardziej przypominała grę lokalnego klubu sportowego niż Legii Warszawa - była a jakby jej nie było.

Daniel podszedł, przytulił, a ja schowałam twarz w jego koszuli. Pachniał lasem. Schylił głowę i pocałował mnie. Nie w policzek lub czoło, jak miał w zwyczaju, lecz prosto w usta. Jakbyśmy wyczuwali to samo. Bez słów. Bez mówienia, tłumaczenia, niepotrzebnych sygnałów, niepotrzebnego zakłócania wszechogarniającej ciszy z delikatną muzyką w tle.
Jego język muskał moje wargi, najpierw delikatnie, spokojnie, łagodnie. Potem zatapiał się coraz dalej. Pragnęłam go. Chciałam się z nim kochać, pożądać każdy skrawek jego ciała. Wsunął rękę pod szlafrok, dotknął mojej piersi, która zdradzała moje pragnienia. W momencie, gdy odwiązywał mój sznurek od szlafroka, rozległo się głośne pukanie do drzwi.

- Szczęśliwy zbieg okoliczności – zażartowałam.
- Ano! W takich momentach najbardziej to lubię! – pocałował mnie i poszedł do przedpokoju.
Ukryłam się w kuchni. Jak mała dziewczynka przyłapana na gorącym uczynku.

- Dzień dobry panie Adamie. Zapraszam. A małżonki nie ma? No to trudno. Zapraszam do środka. Nie, nie sam. Zje pan z nami?
Z salonu dochodził mnie głos Daniela. Pobiegłam więc na górę się ubrać.

- Tutaj cię mam – Daniel stanął w progu pokoju.
- Przestraszyłeś mnie.
- Zejdziesz na dół, chciałbym ci kogoś przedstawić.
- Za chwilkę będę gotowa.
Gdy już zamykał drzwi pokoju, wrócił się, podszedł do mnie, podniósł do góry i pocałował.
- Jesteś cudowna, wiesz. Marzyłem o takiej kobiecie jak ty!
- Cudowna! Hmmm… dawno nikt tak do mnie nie mówił
- Tak! CUDOWNA! Mogę ci to napisać, jeśli chcesz!
- Uwierzę ci w słowo mówione – zaśmiałam się, a on położył mnie na łóżko. Całował moją szyję, brzuch, piersi.
- Nie mogę się od ciebie oderwać
- A co z gościem?
- Zupełnie zapomniałem! – powiedział i zerwał się na równe nogi. – Zawróciłaś mi w głowie. Teraz zejdziemy na dół, dobrze, ale potem dokończymy pewne dyskusje.
- Pomyślę, pomyślę – i uśmiechnęłam się do najmilszego człowieka na ziemi.

Gdy zeszłam na dół, Daniel z gościem siedzieli w kuchni. Kończyli kolację. - Dobry wieczór - powiedziałam.
- Panie Adamie, przedstawię panu moją przyjaciółkę. To jest Alicja, o której panu tyle opowiadałem.
- Bardzo mi miło – powiedziałam i delikatnie schyliłam głowę.
- Adam – przedstawił się i podał mi dłoń.
Usiadłam i nagle poczułam, że jestem niesamowicie głodna, ciekawa i przepełnia mnie fado ze snu - pełne piękna a jednak smutku.