środa, 7 września 2011

ODCINEK 32 - CYNAMON

Wywiadówki to zmora nie tylko dzieci ale i rodziców. Zwłaszcza, gdy obydwóch córek wypadają w tym samym czasie. Dzisiaj mam jeszcze gratis jedną – u Asi w przedszkolu. Zastanawiam się, jak to wszystko pogodzić. Idę więc do Asi (bo muszę), potem na chwilę wpadnę do Kaśki. Basię załatwię w następnym tygodniu – już się umówiłam z wychowawczynią. I tak polska edukacja zorganizowała mi zajęcia na całą środę.

A jeszcze te pomysły dla Kornelii. Muszę coś wymyśleć, bo już dwa razy przekładałam spotkanie, wyjaśniałam też, że ja chyba się do tego nie nadaję, że nigdy nie miałam nic wspólnego z rozkręcaniem i prowadzeniem własnej firmy. Ale ona nie słucha moich tłumaczeń. Niby że się wykręcam i nie mam racji. Cała Kornelia. Nie popuści jak się uprze.

Z drugiej strony lepiej podjąć ryzyko niż siedzieć bezczynnie w domu, a powiedzmy sobie szczerze, pracy dla bibliotekarki dyplomowej nie ma. Dlaczego więc nie spróbować – tak mówi Kornelia i chyba ma rację. Najwyżej swój czas, zamiast na siedzenie bezczynne poświęcę na coś kreatywnego. I czegoś się też nauczę. Nie chcę być zależna od Karola przez całe życie – chociaż i tak zdaję sobie sprawę z tego, że siłą rzeczy jestem.

Wczoraj rozmawialiśmy długo. Pierwszy raz od dłuuugiego czasu miałam z nim o czym rozmawiać. Poddał mi nawet kilka pomysłów na nowy biznes, choć mam wrażenie, że nie do końca wierzy w nasz sukces. Z drugiej strony patrząc, skoro ja nie jestem przekonana, czy się uda, to z jakiej racji on ma być tego pewien. Moje wyrzuty sumienia powodują, że jestem bardziej wyrozumiała w stosunku do niego. I mimo że przez telefon ciężko o jakieś wyznania miłości, tym razem nam się udało powiedzieć kilka słów więcej poza standardowymi: „kocham cię”, „tęsknię”, „pusto bez ciebie”, „brakuje mi nas”.

Czy kocham wciąż Karola? Jestem przekonana, że tak, choć co to za miłość, która może ranić, w której brak szczerości i zaufania. Nie winię go za to, że wyjechał. Nie traktuję też tego jako usprawiedliwienia swoich poczynań. Obydwoje podjęliśmy taką decyzję, wiedzieliśmy, z czym wiąże się rozstanie na dłużej. A jednak wiedza to co innego, w praktyce rozstania są dużo cięższe. Ale, jeśli już powiedzieliśmy „A”, musimy powiedzieć „B”.

- Mamo! – Basia krzyczy z pokoju – za ile wychodzisz na to zebranie?
- Już – krzyczę z łazienki malując rzęsy
- A kupisz mi po drodze klej, bo właśnie mi się skończył, a muszę wziąć jutro do szkoły?
- Kupię – odpowiadam i modlę się w duchu, żebym nie zapomniała.

Wybiegam z domu spóźniona. Do przedszkola dojeżdżam punktualnie. Dobrze, że nie ma większych korków i przedostanie się przez ruchliwe rondo zajmuje mi jedynie parę minut. Siedzenie na małych stołeczkach jest męczące, ale czego się nie robi dla dzieci. Tematy powoli się kończą. Angielski, rytmika, tańce, wycieczki, koncerty, teatrzyki. Asia ma być panią wiosną w przedstawieniu w najbliższym tygodniu. Dochodzi mi więc uszycie stroju. Z głową pełną informacji wybiegam przed końcem spotkania, żeby zdążyć na drugie u Kasi. Tutaj już mniej zabawnie i wesoło. Matura, obowiązki, problemy, uwagi, oceny, nieobecności, wagary. Oczywiście nie wszystko dotyczy mojej córki, ale przeraża mnie fakt, że przed coraz mniejszą ilością groźnych sytuacji mogę ją teraz ochronić. To ciężkie dla matki. Pozostaje mi jedynie wiara w to, że przekazywane przez lata wartości teraz zaowocują i przyniosą pożądane rezultaty.

- Proszę jeszcze o zostanie kilka osób – mówi wychowawczyni na zakończenie i wymienia parę nazwisk. W tym moje. Krępują mnie takie sytuacje. Nigdy nie wiem, z czym się wiąże takie dłuższe pozostanie w sali i ogarnia mnie dziwne przeczucie, że nie wszystko jest w zupełnym porządku.

- Szanowni państwo. Poprosiłam o spotkanie w wąskim gronie, ponieważ sprawa, o której chciałam porozmawiać jest bardzo delikatna – rozpoczyna pani Teresa, a osiem par oczu spogląda na nią z niemałym zaciekawieniem i niepokojem.
- Czy coś się stało? – pyta ojciec jednej z koleżanek Kasi.
- Nie wiemy dokładnie, nie mamy nic potwierdzonego, ale na kilku niepokojących sytuacjach oparliśmy nasze podejrzenia. Chodzi o kwestię diety wśród państwa dzieci.
- Diety? – ktoś powtarza z niedowierzaniem
- Tak. Czy nie mają państwo wrażenia, że państwa dzieci w ostatnim czasie znacznie spadły na wadze?
Kilkoro rodziców kiwa głową, nikt się nie odzywa.
- My też to zaobserwowaliśmy. Zwłaszcza wśród dziewczyn. Ale sprawa dotyczy również paru chłopców. Z tego co wiemy, powstała w szkole grupa, która skupia osoby pragnące zrzucić kilka kilogramów. Nie było to groźne na początku, jednak po obserwacjach psychologa szkolnego okazuje się, że problem jest poważny. Szanowni państwo, z przykrością i wielką troską o naszą młodzież muszę stwierdzić, że nasi wychowankowie mają problem z bulimią oraz anoreksją.

Siet! Przecież mogłam zauważyć. Nie skojarzyłam niechęci do jedzenia, utraty wagi Kaśki z tak poważnymi kwestiami. Zwaliłam odpowiedzialność na pobyt w Australii, zmiany klimatyczne i takie tam inne.

- Musimy zacząć działać – kontynuuje pani Teresa. – Jeszcze możemy zareagować. Jednak potrzebujemy wsparcia, gdyż zazwyczaj w tego typu przypadkach chęć pomocy dzieciom skutkuje odrzuceniem wyciągniętej ręki i coraz większą izolacją od świata.

I pomyśleć, że czytając o tych problemach w gazetach nigdy nie pomyślałabym, że będziemy się z nimi zmagać w naszej rodzinie.

- Czy możemy spotkać się w piątek o godzinie osiemnastej w sali konferencyjnej naszej szkoły. Zaproszona została pani psycholog, specjalista-dietetyk oraz psychiatra.

- Psychiatra?! – odburknęła jedna matka – Robicie czubków z naszych dzieci?
- Pani Ewo, to tylko konsultacja, pomoc, która niektórym na pewno będzie potrzebna. Zaproszony psychiatra specjalizuje się w leczeniu zaburzeń odżywiania. Proszę pamiętać, że lepiej posiadać dokładną wiedzę na ten temat niż nic nie działać i wejść do tunelu bez możliwości powrotu.
- Głupoty jakieś! – nie daje za wygraną pani w różowym sweterku, która sama jest chuda jak makaron spaghetti. – To, że się odchudzają to nic złego. Moja córka zrzuciła w ciągu czterech miesięcy siedem kilo. To godne uznania.
- Spotkajmy się w piątek, dobrze – pani Teresa próbuje załagodzić sytuację, a jednak nie wchodzić na wojenną ścieżkę. – To tylko podejrzenia, pewnie część z nich nie dotyczy państwa dzieci, ale chcemy jak najszybciej zająć się tą sprawą. Zawsze lepiej jest dmuchać na zimne.
- No właśnie. Mojej Renatki to na pewno nie obejmuje – dodaje różowa piękność z natapirowanymi włoskami.
- Mam taką nadzieję, jednak proszę poobserwować dzieci przez te kilka dni. Zapisać swoje spostrzeżenia na kartkach, to nam się przyda.

Siedzieliśmy w sali jeszcze kilka minut. Nie wiedziałam, co zrobić. Wiadomość wychowawczyni zbiła mnie z tropu i mimo że podejrzewałam coś wcześniej, nie zdawałam sobie sprawy, że to tak poważny problem.

Na moim telefonie, który przez przypadek zostawiłam w aucie, widniały nieodebrane połączenia od Daniela. „Może się spotkamy” napisał w smsie. „Gdzie” zapytałam wysyłając krótką wiadomość. Chciałam być teraz z kimś. Nie ciągle sama. Potrzebowałam wsparcia, kogoś, kto może się mną zaopiekować. Umówiliśmy się u niego. Zadzwoniłam tylko do dziewczynek, żeby położyły Asię spać, a ja przyjdę później, bo mam spotkanie z … Kornelią. Skłamałam i zdziwiłam się, jak łatwo przychodzi mi mówienie nieprawdy.

W mieszkaniu Daniela poczułam się radośnie. Jakbym weszła w inny wymiar. Cały salon wypełniał blask świec, które były dosłownie wszędzie.
- Wow! To na moją cześć? – zapytałam, gdy trzymał mnie w swoich ramionach
- Dla ciebie. Tylko dla ciebie. Tak dawno cię nie widziałem. Tęskniłem.
- Brakowało mi ciebie
- Bez ciebie usycham. Jesteś mi potrzebna i nie potrafię bez ciebie funkcjonować
- A te ostatnie tygodnie?
- Były jak mantra. Nudziłem się. Potwornie. Mój muminku! Witaj w swojej chatce.

Tak bardzo go kochałam. Tak bardzo. I nie mogłam z nim być. Nie mógł być mój a ja jego. Poza naszym “tajemniczym ogrodem”, do którego oprócz pana Adama z Zakopanego nie mogliśmy zaprosić nikogo innego, nie istnieliśmy jako para. Jako znajomi, owszem. Ale nie chciałam, żebyśmy byli tylko „znajomymi”. „Znajomą” jest też moja sąsiadka, „znajomym” sprzedawca w sklepie osiedlowym. A Daniel… no właśnie… kim jest? Jeśli rozsądnie spojrzeć, to społeczeństwo nazwałoby go „kochankiem”, ewentualnie „konkubentem”. Oj tak, dla ludzi ważne jest nazewnictwo. Żeby wiedzieć, kto jest czyim szwagrem, pierwszym mężem, drugą żoną. Lubimy nazywać i lubimy porównywać. Ten jest lepszy, przystojniejszy, tamta ma większe piersi, niezłą pupę, tamten był wyższy, niższy, grubszy, chudszy. Zatopiłam się w tych myślach tak, że zauważył to Daniel.

- A co pani tak posmutniała – zapytał zmienionym tonem.

Byłam wściekła - czytał ze mnie jak z otwartej książki. W sumie nie było w tym nic złego, ale jakoś wydawało mi się to nienaturalne. Daniel jednak nie pociągnął wątku. Zapytał tylko czy mogę zrobić mu gorącą czekoladę z cynamonem, a prośbę opatrzył znów tym szelmowskim uśmiechem, któremu nie potrafiłam się oprzeć.
- O Ty! – rzuciłam w niego poduszką, a on objął mnie w pasie. W tle muzyka Sade podsyciła atmosferę. Takiego miłosnego uniesienia nie przeżyłam nigdy. Kochaliśmy się bez opamiętania. Usta wędrowały po ciałach, kropelki potu mieszały się z zapachem szamponu do włosów.
- Smakujesz idealnie – wyszeptał
- Lepiej niż cynamon?
- Znacznie….
Uwielbiałam, gdy swoimi wargami muskał wnętrze moich ud. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak czułe jest to miejsce. Daniel był świetnym kochankiem. Całował rewelacyjnie, jeszcze lepiej było w łóżku. Po raz pierwszy trafiłam na kogoś, dla kogo moje potrzeby i moja satysfakcja była na równi z własną.
Obudziłam się w białej pościeli. Wtulona w niego. Światło księżyca przebijało się przez niedokładnie zaciągniętą kotarę. Wymsknęłam się z objęć Daniela, aby go nie obudzić. Patrzyłam na jego twarz oświetloną bladym światłem. Kocham go, pomyślałam i łzy napłynęły mi do oczu.
- Dlaczego życie musi być tak skomplikowane? Dlaczego wybory muszą być takie trudne – zastanawiałam się w kuchni.
Wróciłam do pokoju z tacą. Była na niej gorąca czekolada z cynamonem
- Co to za boski zapach? – Daniel przebudził się od mojego szurania kapciami
- Zgadnij – powiedziałam i otarłam ręką policzek.
- Płakałaś?
Skinęłam głową.