środa, 20 lipca 2011

ODCINEK 25 - INNY ŚWIAT

Żyję w innym świecie. Jestem od kilku dni u Daniela. On uczy się do egzaminów, ja doprowadzam się do stanu równowagi. Nie jest jeszcze dobrze i pewnie długo nie będzie. Ale przynajmniej mam koło siebie kogoś, kogo mogę poprosić o pomoc. Nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Męczą mnie proste czynności. Daniel we wszystkim mnie wyręcza. Gotuje, albo zamawiamy jedzenie, przygotowuje śniadania i kolacje, robi herbatę, biega po zakupy. Gdy czuję się lepiej, siedzimy przy kominku i rozmawiamy. On przytula mnie do siebie, nic więcej między nami nie ma. Żadnego fizycznego zbliżenia. Tylko dotknięcie dłoni, objęcie, uścisk, delikatne migotanie palców na plecach. Nic więcej mi nie trzeba. Tylko tego zwykłego ciepła, które gdzieś na co dzień ulatuje, które miota się pomiędzy niezapłaconymi rachunkami a pracą. Ciepła, które zawieszone na złączach telefonów, z powodu braku zasięgu nie jest w stanie przepłynąć, zaskoczyć, z systemów binarnych zmienić się na te ludzkie, wyczuwalne, istotne i ważne. Takie problemy XXI wieku! Problemy, które dla naszych babek i prababek nie istniały. One nie walczyły o niezależność w związkach, nie manifestowały na paradach feministek, nie przeszkadzało im z pozoru nudne i monotonne życie wypełnione dbałością o dom, praniem pieluch, pieczeniem chleba.

Pytanie, czy były szczęśliwe? Pewnie na swój sposób tak. Pewnie na swój sposób to każdy z nas jest mniej lub bardziej szczęśliwy. A jeśli mówi, że nie jest, to przeważnie nie docenia tego, co ma.

To, że chcemy nieustannie coś więcej i więcej, to, że do ideałów nam daleko, a innych (pośrednich) opcji nie przyjmujemy, bo nas nie zadowalają, powoduje frustracje, złości, wizyty u psychologów i psychoanalityków. Coraz więcej w nas powagi, coraz mniej humoru. Coraz więcej rezerwy do innych i coraz mniej rezerwy do siebie.

A może trzeba dać na luz, wywrócić wszystko do góry nogami, przeinaczyć, obrócić o 180 stopni.

Czasami mamy ochotę stać się kimś innym! A może właśnie sobą, kimś, kim jesteśmy naprawdę, a nie przyoblekać się w role, które odgrywamy na co dzień. Czasami zdarza nam się, że nie za bardzo wiemy, czego chcemy, w którą stronę podążamy, a w którą chcemy podążać. Pewnie nawet nie wiemy, co dla nas znaczy „być szczęśliwym”.

Czy jestem znudzona związkiem z Karolem. Moim małżeństwem? Byciem mamą trójki łobuzów? Czy jestem znudzona codziennością, z tak łatwym do przewidzenia jutrem. Chyba tak. W każdym bądź razie trochę na pewno. I brakuje mi w tym wszystkim jakiejś adrenaliny, zaskoczenia, przyjemności. Brakuje mi ciepła. Ono odeszło. Jest w dzieciach, owszem, one dają mi je codziennie. Ale chodzi mi o ciepło mężczyzny, dreszcz emocji, drżenie warg, podniecenie związane z oczekiwaniem, natchnienie, ekscytację. Taka uczta dla uczuć.

- Kiedy masz wizytę u lekarza? – z myśli wyrwał mnie głos Daniela

- Pojutrze, jeśli się nie mylę – dni ulatywały mi w takim tempie, że nie za bardzo ogarniałam kalendarz.

- Mam pewien pomysł – powiedział nader tajemniczo

- A jaki?

- Nie wiem, czy mogę ci zdradzić!

- Buuu! To po co mówisz?

- Żeby rozruszać twoją wyobraźnię!

- A myślisz, że tak źle już z nią?

- Nie wiem, sama mi powiedz!

- To sam się domyśl panie mądraliński!

- Oj, tylko się nie obrażaj!

- Nie obrażam!

- Już się obraziłaś!

- A wcale że nie! – odpowiedziałam jak moja Baśka!

- No ok., nie męczę cię. Jesteś chora, więc jesteś pod ochroną.

- He He, łaskawca się znalazł!

- Otóż to moja pani!

- Cóż więc zatem rzec chciałeś i zawracać głowę mi śmiałeś?

- Potrzymam cię jeszcze trochę w niepewności. Zobaczymy, co powie lekarz i wtedy ci zdradzę całą prawdę!

- Świnia z ciebie – powiedziałam z uśmiechem i rzuciłam w niego poduszką.

- Może! Ale i tak mnie lubisz!

- Auć! – zawyłam teatralnie, gdy poduszka poleciała w moją stronę!

Wygłupialiśmy się na jego sofie. Śmialiśmy do rozpuku. Jak dzieci, którym przywieziono nowy piasek do piaskownicy. Potem leżeliśmy przytuleni do siebie. Było mi tak dobrze. Niczego więcej nie potrzebowałam. Niczego nie pragnęłam. To było to. Ciepło, które biło od niego, zaangażowanie, pragnienie, które przechodziło przez nasze ciała. On głaskał delikatnie mój brzuch, nie do płaski i nie jakiś mega seksowny, bo trzy ciąże zrobiły z nim swoje, ale to nie miało znaczenia. Ja bawiłam się jego włosami. Mierzwiłam ręką jego fryzurę. Cieszyłam się, że mogę go dotykać. Ten dotyk sprawiał mi przyjemność. To było moje małe niebo na ziemi. Nic więcej nie potrzebowałam. Niczego nie pragnęłam poza tym, żeby ta chwila trwała, żeby się nie kończyła,

Jakąś godzinę później, termometr pokazał znowu prawie 40 stopni, a moje ciało leżało bezwładnie w łóżku. Wyglądałam okropnie, ale na szczęście, nie miałam fizycznej możliwości zastanawiania się nad tym. To była ciężka noc. Najgorzej, że Karol, który zadzwonił wieczorem na komórkę, coś wyczuł w moim głosie.

- Źle się czujesz – zapytał słysząc moją chrypkę

- Nie, coś mi stanęło w gardle – skłamałam.

- Na pewno wszystko w porządku? – chciał się upewnić i widocznie coś nie dawało mu spokoju

- Tak kochanie, nie masz się czym niepokoić. Już prawie wyzdrowiałam.

- To świetnie! – stwierdził. - Martwimy się z dziewczynkami o ciebie. Opowiedział mi przy okazji, co zwiedzają i co widzieli, jak małe zachwycone są inną kulturą, egzotyką Australii, jej przyrodą i klimatem. Zapytał też, co bym powiedziała na to, żeby ich wylot przesunąć o dwa tygodnie i czy możliwe byłoby usprawiedliwienie nieobecności w szkole. Sylwia też mogłaby podobno zostać dłużej i spokojnie przylecieć z dziewczynkami. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc odłożyłam decyzję na jutro.

W słowach Karola, gdy mówił o Sylwii, dało się wyczuć takie szczególne ciepło. Pierwszy raz w życiu przyłapałam się na tym, że jestem zazdrosna o moją najlepszą przyjaciółkę. A właściwie… gdyby teraz ona… z Karolem… to co wówczas. Cholera! Przecież to niemożliwe. NIEMOŻLIWE!!! Nie mogę uwierzyć, że tak w ogóle pomyślałam. Ja, która właśnie ostatnie noce spędzam u Daniela, nie czując z tego powodu wyrzutów sumienia. Oczywiście, sytuacja tego wymagała, ale też znowu bez przesady. Równie dobrze on mógł mnie tylko odwiedzać. Przecież to, że Sylwia jest teraz z Karolem to też jakby efekt zbiegu wydarzeń. I tak naprawdę to ona mi ogromnie pomogła. I dzięki niej dziewczynki mogły lecieć na upragnione wakacje i pobyć z ojcem.

- Widzę, że coś ci chodzi po głowie – Daniel wyrwał mnie z zakręconych nieco myśli

- Coś mi nie daje spokoju po telefonie Karola – przyznałam się od razu i wyjaśniłam moje bzdurne wątpliwości. - To taka hipokryzja z mojej strony, nie sądzisz – zapytałam

- Poniekąd tak, z jednej strony zazdrość nie daje ci spać, z drugiej wcale nie żałujesz, że cię tam nie ma.

- No właśnie. Idiotyczne.

- Rzekłbym, ludzkie.

- Wiesz, czuję się tak, jakby życie z tobą było w innym wymiarze. Zupełnie odosobnione, niezwiązane z Karolem, dziećmi. Nie czuję się winna, bo niby nic złego nie robię, a z drugiej strony coraz częściej nie wyobrażam sobie, że ciebie mogłoby nagle zabraknąć. Nie jesteś kimś zupełnie obojętnym, jesteś… - i tu przerwałam. W tej właśnie chwili zdałam sobie sprawę, że nasza znajomość nie jest już zupełnie niezobowiązująca, bez zaangażowania, czysto koleżeńska. To jest coś więcej. Coś więcej niż przyjaźń, o ile o przyjaźni damsko-męskiej można w ogóle mówić.

- Dokończ… - poprosił

- Jeszcze nie… lepiej nie…

- Proszę

- Czasami słowa są zbędne. Myślę, że oboje doskonale wyczuwamy pewne rzeczy, nie musimy o nich mówić.

- I proszę. Inteligentnie wymigałaś się od odpowiedzi.

Daniel kolejny raz rozładował napiętą atmosferę śmiechem. Uwielbiałam tę jego cechę. Z Karolem było zupełnie inaczej. Na poważnie, bez żartów, bez wygłupów i bez humoru! I choć może nie powinnam ich ze sobą porównywać, robiłam to mimochodem. Ostatnio – bardzo często.

Dwa dni później, po wizycie u lekarza, gdy okazało się, że z moim zdrowiem jest coraz lepiej, Daniel zdradził mi swój pomysł.

- Co byś powiedziała na wyjazd w góry

- W góry?

- Mam mały domek koło Zakopanego. Stoi pusty. Moglibyśmy tam pojechać. Doktor mówił, że zmiana klimatu dobrze ci zrobi. A skoro i tak dzieciaki wracają w marcu, po co siedzieć w tej Warszawie.