sobota, 4 czerwca 2011

ODCINEK 18 - PRZYWITANIE

ODCINEK 18

PRZYWITANIE

Wszystko gotowe na przyjazd Karola. Dziewczynki ogromnie się cieszą. Jeszcze nie wiedzą, że zaraz po świętach tata znowu wyjeżdża. Zdecydowaliśmy, że oboje im o tym powiemy. To znaczy ja tak zdecydowałam. Dlaczego cała odpowiedzialność, ich złość, rozczarowanie i inne takie ma spadać na mnie i to ja mam wysłuchiwać ich ogólnego niezadowolenia. I tak pewnie nie będzie łatwo, bo przecież ojciec jest dzieciom potrzebny, ale zawsze wolę przez to przejść (przynajmniej częściowo) z moją drugą połową.

Basia z Kasią udekorowały mieszkanie w czerwone i zielone balony, przygotowały specjalne prezenty i nawet Asię do tego wciągnęły. Pojawiła się też jakaś niespodzianka na ścianie w dużym pokoju, o której ja nawet nie wiem, a ponieważ zakryta jest szczelnie prześcieradłem i „pod żadnym pozorem” (jak nakazała Kaśka) nie wolno mi jej ruszać, to nie ruszam. Choć ciekawość mnie zżera.

Ja przygotowuję kolację. Wymagania mojego męża po tylu miesiącach pobytu poza krajem nie są wygórowane, choć muszę przyznać, że nieco pracochłonne. Pierogi ruskie, kotlet schabowy z zasmażaną kapustą, buraczki, ziemniaczki, ogórki kiszone, grzybki marynowane, ot co. Gotuję już od wczoraj. Jeszcze tort śmietankowy z truskawkami. Kasia znalazła świeże w jakimś supermarkecie, więc będzie smakowało.

- Mamo, już 15:00. Musimy jechać – krzyczy ze swojego pokoju Basia!

- Jeszcze chwilka – próbuję wynegocjować parę minut by dokończyć sos kurkowy

- Ale jak się spóźnimy?

- Zdążymy, spokojnie

- Mamo, mogą być korki! Chodźmy już! Proszę! – nie daje za wygraną Basia

- Już już! Ubierajcie się i Joasię też

- Ona jeszcze śpi

- To trzeba ją obudzić albo zawinąć w kombinezon i przenieść do auta! Poproś Kaśkę żeby ci pomogła.

- Ona się maluje w łazience!

- To niech się pospieszy!

- Ale ona nie chce się pospieszyć! Mówi, że musi wyglądać jak człowiek.

Ta rozmowa doprowadza mnie do szału. Prowadzi do nikąd i jeszcze nie mogę się skupić na gotowaniu! Cholera! Wylało mi się całe mleko na podłogę! Jestem wściekła. Zawsze, gdy chcę, żeby coś wyszło jak najlepiej, jest zupełnie odwrotnie. A niech to!!!

Sprzątanie zajmuje mi kolejne piętnaście minut. Nie wytrzymuję. Z tych emocji, złości, nerwów nie wiadomo z jakiego powodu. Przecież powinnam się cieszyć! I cieszę się, ale też bardzo bardzo się boję. Jak to będzie? Po tak długim rozstaniu i przed jeszcze dłuższym najprawdopodobniej. Czy mamy stworzyć związek na tydzień? Jakby nic nie brakowało, jakby na co dzień było w porządku! Nie umiem udawać, że tak jest. Że pasuje mi to, że mój mąż jest maszynką do robienia pieniędzy, a nie mogę liczyć na jego wsparcie i ciepło.

Sylwia mówi, że przesadzam, że to przecież nie koniec świata. I że muszę być twarda. Może i ma rację. Choć chyba łatwiej mówić niż zrobić. Ale przecież rady też są potrzebne. Zwłaszcza takie od najlepszej przyjaciółki.

- Mamo, jesteś gotowa! Za 40 minut tatuś przylatuje! – Basia pełna zniecierpliwienia i ubrana już w kurtkę, buty i czapkę stoi na progu i mnie pospiesza.

- Kurcze! To już tyle czasu minęło?

- Mamo! Zawsze się musimy spóźniać?!

O! Przepraszam bardzo! Czy ja się kiedyś spóźniłam? No może parę razy, ale naprawdę jakieś wyjątki! A tu dzieci wytykają człowiekowi! Szok! Do czego to doszło!

Dzwonek do drzwi! No jeszcze tu nam gości brakowało!

- Idź lepiej otwórz – mówię do Baśki

- Cześć ciociu – słyszę dochodzące z korytarza głosy – Nie, mama jeszcze nie gotowa. Kuchnia wygląda fatalnie! Mama też!

He He, nie ma to jak dobre słowo na miły dzień! Ale mała ma rację, to wszystko (to znaczy ja i kuchnia) to jakaś katastrofa! Cholera, nie zdążę!

- Cześć kochana – mówi Sylwia i całuje mnie w policzek! – ubieraj się i wymaluj, a ja to wszystko ogarnę!

- Ale…

- Żadnego „ale”. Nie mamy czasu. Szykuj się, jedźcie po Karola, a ja tu już o wszystko zadbam!

- Boże! Jesteś niesamowita!

- Och tak! – śmieje się i wygania mnie do pokoju!

W pięć minut jestem gotowa! Zanosimy śpiącą Asię do auta i jedziemy na lotnisko! Dwie minuty przed wylądowaniem samolotu udaje nam się wtargnąć do hali przylotów. Wow! Może przydałyby się jakieś kwiatki? Ale nie, dziewczynki mają część prezentów ze sobą, więc to wystarczy.

- Wylądował – krzyczy Kasia

- Wyjądował – wtóruje jej Asica mała, która pięć minut temu się obudziła

- Dziewczynki! – próbuję je uciszyć, ale one są w prawdziwej euforii!

Zazdroszczę im tej radości. We mnie bardziej niepewność. Nie, nie chodzi o Daniela. On co prawda wtargnął do mojego życia i trochę je przewartościował, ale ma twarde zasady, które powodują, że między nami tylko czysta znajomość. Nawet nie przyjaźń, bo takowa w takiej sytuacji chyba raczej nie będzie istnieć. Jeśli więc nie chodzi o Daniela, to o co? A może to jakaś dziwna, głupia babska podświadomość? Nadwrażliwość? Tęsknota? Pieron wie!

- O wychodzą wychodzą – moje pociechy podskakują przy bramkach

- A taty nie ma! – Baśka jest zrozpaczona, że Karol nie wyszedł jako pierwszy

- Może jeszcze nie odebrał walizek. Spokojnie Basiu – próbuję ją uspokoić. – Pamietasz, jak lecieliśmy na wakacje i nasze bagaże pojawiły się ma taśmie jako ostatnie. Być może tatuś też musi trochę zaczekać.

- Ale ja chcę, żeby już tu był

- Ja też – mówię i zdaję sobie sprawę, że to prawda. Że już nie chcę czekać, ze już chcę mieć go przy sobie.

- Jest! – z naszych czterech gardeł wydobyło się to jedno słowo

- Tatuś! – zawołała Asia i zaczęła mocno tuptać w miejscu

Serce mi zabiło. Nawet nie myślałam, że tak ucieszy mnie jego widok. A tu naprawdę! Kocham go. To jest mój mąż, moje życie, mój przyjaciel!

- Dziewczynki – powiedział uradowany i przytulił wszystkie trzy do siebie. Nie chciały go puścić. Ja stałam z boku i patrzałam na ten niesamowity widok. To właśnie miłość. Bez dwóch zdań.

- Kochanie – w końcu doczekałam się. Jego oczy, usta, nasz pocałunek – aż nazbyt śmiały przy dzieciach, które nas obtoczyły i nie chciały puścić. Jego zapach, dotyk! Takkk! Kocham go! Kocham. Po prostu potrzebowałam go. Daniel miał rację. On byłby tylko na chwilę. Tylko w zastępstwie, kiedy nie jest dobrze. Kiedy jestem sama, kiedy niby razem z Karolem, a jednak osobno. Kiedy wydaje się, że więcej nas dzieli niż łączy. Więc czysty egoizm. Mój egoizm. Moje „ja”. Bo gdy jest dobrze (jak teraz), gdy on jest przy mnie a ja go pragnę z całego serca, to tylko my się liczymy. My i nasza rodzina.

- Tęskniłem – szepce mi na ucho

- Ja też. Bardzo!

I przytulił mnie do siebie. A ja chciałam tak zostać już na resztę życia. Przy nim! Na zawsze!

Wychodziliśmy uśmiechnięci i naprawdę szczęśliwy. Karol obejmował mnie, a ja trzymałam za rękę Joasię! Przekomarzaliśmy się i śmialiśmy! Było tak, jak powinno być, jak mogłam sobie wymarzyć. Moja rodzina!

I nagle, w tym całym przypływie szczęścia ujrzałam jego. Odprowadzał na samolot swojego zagranicznego gościa. Pamiętam, jak wspominał mi o tym w kilka dni temu, że będzie miał sobotę zajętą. Zupełnie nie skojarzyłam dat. Pomachał mi z oddali, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Delikatnie wysunęłam rękę Joasi z mojej dłoni i także pomachałam do niego... Jakoś mój dobry humor naraz odpłynął i nie chciał wrócić. Cholera!