czwartek, 21 marca 2013

ODCINEK 47 - MARCO


Kasia przyjeżdża dzisiaj o 18.00. Trzeba jechać po nią na lotnisko i zorganizować kolację w domu. Ja jeszcze jak na złość, całą gamę spotkań mam dzisiaj, które przesunęły się z poprzednich dni na koniec tygodnia.

Rano w łazience szybko szykuję się do pracy. Pod prysznicem, który gorącym niemal strumieniem wody ogrzewa moje ciało, stoję dłużej niż powinnam. Nie mogę oprzeć się pokusie gorąca, kiedy na dworze (mimo że to marzec (!)) pełno śniegu i temperatura poniżej zera. Dobrze, że na nartach byliśmy w grudniu, wówczas jeszcze nikt nie miał tak dość tej zimy. No chyba poza Karolem. Jemu nie przeszkadza chłód i mróz. Mówi, że to nawet lubi. Brrr. To w takim bądź razie tylko potwierdzenie tego, że przeciwieństwa się przyciągają.

- Mamo, o której jedziemy na lotnisko – pyta Basia wchodząc nagle do łazienki.
- Po piątej musimy wyjechać – odpowiadam, przewidując, że o tej porze Warszawa zatkana będzie „na maksa”, jak to mówi Asia.
- Daj pomogę ci – Basia bierze do ręki lokówkę, gdy widzi, jak niezgrabnie sobie radzę z tym niewdzięcznym sprzętem.
- Dzięki córuś, jesteś wielka
- Mamo, mam w następną sobotę koncert w kongresowej, przyjdziecie? – nieśmiało pyta
- No jasne! Twojego występu nie opuścilibyśmy nigdy. Tylko czy dostaniemy jeszcze bilety?
- Zarezerwowałam dla was i babci. Rozmawiałam z nią wczoraj przez telefon i obiecała, że przyjedzie.
- Jak zwykle o wszystkim pomyślałaś – całuję w policzek moje już nie takie małe dziecko. A pamiętam jak byliśmy przekonani, że to będzie chłopczyk. Jak mieliśmy przyszykowane dla niej niebieskie ubranko, niebieską tasiemkę na rączkę. A tu proszę – córeczka. Druga. Potem jeszcze jedna. W niebieskie ubranko Basię ubieraliśmy, a niebieską tasiemkę schowałam głęboko do pudełka, w którym trzymam najważniejsze drobiazgi mojego życia.

Robiąc makijaż zastanawiam się, kiedy Basia tak wydoroślała. Jest niesamowicie odpowiedzialna, poukładana, czyni ogromne postępy w swoich zainteresowaniach, w szkole może orłem nie jest, ale z polskiego czy języków naprawdę jest świetna. Sama wybiera grupy wokalne i taneczne, do których się zapisuje. Chodzi na różne castingi, przesłuchania. Przy tym wszystkim jest niezwykle skromna i delikatna. Ale nie daje się szybko zranić. Zna swoją wartość. Widać, w jaki sposób traktuje facetów. Nie pozwala im na wiele. Trzyma na dystans. Jest raczej chłodna i asertywna, co nie znaczy, że ich to nie pociąga. Telefon w domu się urywa. Non stop któryś dzwoni. Basia jednak ma swoje ambicje i pasje, nie pozwala, aby coś stanęło jej teraz na drodze. Zastanawiam się, skąd ma w sobie taką determinację, ogromną stanowczość i tak bardzo konkretne podejście do zagadnienia. Podziwiam ją za to i kibicuję z całego serca.

- Tato, odbierzesz mnie po drodze z próby z Marszałkowskiej i pojedziemy razem po Kasię
- Co?
- No przecież Kasia przylatuje wieczorem. Musimy jechać po nią na lotnisko.
- Na śmierć zapomniałem. Mam spotkanie o 18.15 w centrum. Nie dam rady pojechać na lotnisko
- Tato!!!! – Basia nie kryje rozczarowania - Przecież tak nie można. Nie było jej tak długo w domu.
- Kurcze kochanie, spróbuję coś poprzestawiać – Karol jest mocno zakłopotany. Przykro mu i głupio jednocześnie. Żal mi się go zrobiło.
- Basiu, ja ciebie odbiorę z próby o 17.00 i pojedziemy po Kasię. Kup tylko wcześniej balony na przywitanie – przychodzę na pomoc mojemu mężowi – A tatuś zrobi zakupy na jutro. A na dziś wieczór zamówimy sushi.
- Sushi, sushi! Hura – wykrzykuje Asia, największa w tym domu fanatyczka kuchni japońskiej
- A taki typowo polski obiad? – kontynuuje Basia
- Nie martw się, jeszcze zdążymy tą twoją siostrę nakarmić – śmieję się i wychodzę do przedpokoju
- Asia, zakładaj buciki, bo spóźnimy się do przedszkola

- Kochanie, mogę zamienić z Tobą dwa słowa – Karol ciągnie mnie do sypialni
- Karol troszkę się spieszę, za chwile mam spotkanie
- Ala, przykro mi że zawaliłem i zapomniałem
- Daj spokój i nie przejmujmy się drobiazgami. Obiecaj, że zrobisz jednak zakupy
- Na pewno zrobię

Ostatnio jest dziwnie zagubiony i skryty, jakby nie do końca o wszystkim mi mówił. Ta praca go przybija a ja nawet nie miałam czasu zamienić z nim kilka słów o tym.

- Jestem gotowa – przybiega Asik ubrany w grubachne ubrania
- Super. Mamusia zakłada płaszcz i wychodzimy
- A masz mąkę i sól. Pamiętasz, ciocia Iza kazała przynieść, bo będziemy robić masę solną
- O żesz ty, całkowicie zapomniałam. Zaczekaj – biegnę do kuchni. Mąkę znajduję, sól nie – Sól kupimy po drodze – zapewniam już w drzwiach Asię. I klnę w duchu, że jeszcze muszę latać po jakiś sklepach. Całkowicie zapominam pożegnać się z Karolem. Głupio mi trochę, zwłaszcza że taki osowiały ostatnio. Wyrzuty sumienia powodują, że pierwszą rzeczą po wejściu do samochodu jest wykonanie telefonu do niego

- Zapomniałam ci życzyć miłego dnia kochanie – mówię do słuchawki
- Ooo, dzięki – nie kryje zdziwienia
- Karol, czy dzieje się coś o czym nie wiem – walę prosto z mostu
- Nie, nie wiem, chyba nie – odpowiada pokrętnie
- Chyba powinniśmy pogadać, tak dłużej i spokojnie. Może dziś w nocy się uda.
- Może jutro pójdziemy do kina, dziewczynki nacieszą się sobą
- Super! Zarezerwuj coś fajnego. My właśnie podjeżdżamy pod sklep, żeby kupić tą durną sól.

Gdy robię małe zakupy, przychodzi sms od Kaśki: „Mamo, nie wyjeżdżajcie po mnie na lotnisko. Przyjadę sama. Spotkamy się w domu”. Cała Kaśka. Nie patrzy na innych, daje znać w ostatnim momencie, mimo iż wie, jak Basi zależy, żeby ją przywitać. Dzwonię do niej i pytam o tę dziwną decyzję. Wymiguje się tylko tajemniczo i nie do końca jasno tłumaczy. Postanawiam nie zamęczać jej dalej i nabijać rachunku telefonicznego .Skoro tak zdecydowała to zdania nie zmieni raczej. Znam tę moją córkę dokładnie.

Jeszcze raz wykręcam numer Karola. Tłumaczę mu całą sytuację. Umawiamy się, że skoro nie muszę po nią dybać przez pół miasta, to zrobię zakupy i przygotuję polską kolację. A niech tam. Zrobię kopytka i kurczaka w sosie koperkowym. Jedno z ulubionych dań wszystkich. Co prawda kopytka są trochę pracochłonne, ale czego się nie robi dla rodziny.

Wyciszam telefon na czas spotkań. Siedzę w naszej mini salce konferencyjnej razem z Kornelią i debatujemy z autorami, plastykami, rysownikami. Potem kilka spotkań na mieście z klientami. Jednak lubię tę swoją pracę. Produkcja książek na indywidualne zamówienia jest czymś fascynującym. Każda książka inna, z inną duszą, z innymi ilustracjami, tekstami. Dopieszczone od A do Z. Pięknie wydane, oprawione i zapakowane.

Sygnał sms. Kornelia debatuje z klientem, więc po cichu sprawdzam, czy to nie od którejś mojej latorośli. Nie, to Daniel. Nie poszłam na umówione z nim spotkanie. To znaczy poszłam, ale nie weszłam. Nie odważyłam się. Stchórzyłam na progu kawiarni. Zobaczyłam go przez okno, jak czekał przy stole. Już miałam otworzyć drzwi i …. Nie potrafiłam. Nie dałam rady. Napisałam do niego wiadomość, gdy już siedziałam w samochodzie. Potem on odpisał. Potem ja. I znowu on. Smsy delikatne, jak gdyby nigdy nic nie było, albo jakby było wszystko.

Od: Daniel
Do: Alicja
Godzina: 13:28
Treść: Dzień Dobry Alicjo. Słońce przebić nie może się przez chmury. Jak się czujesz?


Od: Alicja
Do: Daniel
Godzina: 13:34
Treść: Rzeczywiście pochmurno i brzydko. Śnieg i śnieg zamiast optymistycznej zieleni. Od rana na spotkaniach.


Od: Daniel
Do: Alicja
Godzina: 14:00
Treść: Wziąłem szybki prysznic. Od razu lepiej. Może masz ochotę na kawę w miłym towarzystwie pośród ogromu nudnych sztywnych biznesowych spotkań.


Od: Alicja
Do: Daniel
Godzina: 14:29
Treść: Kończę spotkania za dwie godziny. Potem pędem na zakupy i do domu szykować kolację. Kasia dzisiaj wraca po dłuższej nieobecności


Od: Daniel
Do: Alicja
Godzina: 14:33
Treść: Szkoda L. Poczekam cierpliwie.



Od: Basia
Do: Alicja
Godzina: 14:41
Treść: Mamuś, już kupiłam balony. Przyjedź po mnie o piątej. Całuję.



Od: Alicja
Do: Basia
Godzina: 14:47
Treść: Właśnie dzwoniła Kasia, że nie chce, żebyśmy po nią przyjeżdżali. Mamy zaczekać na nią w domu. Zatem przyszykujemy polską kolację. Co ty na to? P.S. Mogę cię zabrać o piątej.



Od: Alicja
Do: Daniel
Godzina: 14:55
Treść: Przykro mi.



Od: Basia
Do: Alicja
Godzina: 14:56
Treść: Mamuś to ja dojadę sama. Spotkajmy się w domu.



Od: Daniel
Do: Alicja
Godzina: 15:15
Treść: Spokojnie. Poczekam. Aż będziesz gotowa.


- To to dzień możemy zaliczyć do udanych – Kornelia podsumowuje spotkania – Dwa konkretne zamówienia i weryfikacja twórców. Lubię taki koniec pracy.
- Ja też. Choć dla mnie dzień się dopiero zaczyna.
- A fakt fakt. Kasia.
- Dokładnie. Lecę więc po Asię i  na zakupy.
- Odezwę się jutro, musimy dopracować jeszcze jedno pismo
- Dzwoń śmiało. Buziaki
- Trzymaj się.


Zakupy w Almie. Szybkie. Kupuję mięso, świeży koperek. I czuję jaka jestem głodna. Nie jadłam nic od rana. Lecę po Asię i do domu.

O 19.30 wszystko gotowe. Brak tylko głównej bohaterki wieczoru. Dała znać tylko smsem, że wylądowała. Ponieważ od niej to i tak duża doza wiadomości, więc czekamy cierpliwie. Karol przebrał się w dres, ja też mam na to ochotę. Siedzimy przytuleni do siebie i oglądamy jakieś bzdury w telewizji.

- Wiesz, dostałem ciekawą propozycję pracy – zaczyna nieśmiało rozmowę
- Fantastycznie! Wiedziałam, że ci się uda – całuję go czule
- Jest tylko jedno „ale” w tym wszystkim
- To znaczy? – pytam
- To praca poza Warszawą

Dzwonek do drzwi.

- Kasia, Kasia – Asia pełna entuzjazmu wyskakuje z pokoju. W rączce trzyma laurkę zrobioną dla siostry.
Basia otwiera drzwi. Stoi radosna uśmiechnięta Kasia. Przytulona do jakiegoś czarnoskórego chłopaka. Dziewczynki rzucają się sobie na szyję, my czekamy spokojnie z tyłu. Gdy przychodzi nasza kolej na uściski, Kasia mówi:

- Mamo, Tato, poznajcie to jest Marco. Mój mąż.