czwartek, 30 grudnia 2010

ODCINEK 8 - NA ODLEGŁOŚĆ

ODCINEK 8

NA ODLEGŁOŚĆ


No to się porobiło. Siedzę już drugi tydzień w Rzymie, mieszkam w hotelu i codziennie od rana do późnego wieczora przesiaduję w szpitalu. Jestem zmęczona. A moja córka jeszcze bardziej. Zresztą nie tylko my dwie. W domu większość rzeczy na głowie Kasi i Sylwii. Z sympatycznych wakacji wyszedł czas pełen obowiązków i niepotrzebnych napięć. Ale kto by to przewidział!

Karol w pracy, nie dostał zwolnienia na dłużej niż trzy dni, co osobiście wydaje mi się kretyństwem! Jakby nie wiedzieli, jak wygląda sytuacja! Na szczęście przychodzi wcześniej do domu, co już jest sukcesem. Dzięki temu dziewczynki mają łatwiej. Przynajmniej Kasia może wyjść sobie ze znajomymi popołudniami. A trzeba przyznać, że postawiła się na wysokości zadania! Jestem z niej taka dumna! Kochana moja!

- Mamo, dasz mi coś do picia – Basia zmęczona ćwiczeniami próbuje zrobić sobie chwilę przerwy! Walczy dzielnie każdego dnia i coraz bardziej widać postępy. Upadek nie był taki groźny, jak się wydawało na początku. Każdego dnia dziękuję za to Bogu!

Nie zapomnę tamtego momentu chyba do końca życia, gdy dostałam telefon od opiekuna obozu. Właśnie robiłam Joasi drugie śniadanko, gdy jakiś obcy człowiek powiedział, że moja córka miała wypadek. Przede mną roztoczyły się najczarniejsze wizje. Na szczęście w tym dniu miała przyjść pani Halinka do pomocy. Gdy tylko się zjawiła w progu, od razu przekazałam jej małą i zadzwoniłam do Sylwii. Ona – trzeźwo i logicznie myśląca – kupiła mi bilet na najbliższy lot do Rzymu, spakowała, zadzwoniła raz jeszcze do organizatorów obozu, ustaliła najważniejsze fakty, zapisała mi to wszystko w notesie, wsadziła do samolotu no i poleciałam. Żałowałam, że nie może polecieć ze mną, ale wiedziałam, że tutaj jest bardziej potrzebna, zwłaszcza że nie mam co zrobić z Joasią. A na dodatek ten Karol. Gdy w końcu odebrał, miałam już po wyżej uszu tej całej sytuacji.
W Rzymie dodzwoniłam się do pana Michała, który był przy Basi. Wyjaśnił mi, gdzie mam jechać. Wzięłam taksówkę i za pół godziny byłam przy jej łóżku. Ale jej tam nie było. Miała operację, bo złamanie nogi okazało się poważne. Na szczęście kręgosłup był nienaruszony. Dziękuję! Tak bardzo dziękuję! Jakieś dobre anioły musiały mieć moje dziecko w opiece. Po kilku godzinach przywieziono Basię. Miała nogę na wyciągu, rękę w gipsie i głowę całą zabandażowaną. Ale będzie mogła chodzić, potrzebna jest długa i żmudna rehabilitacja, ale co tam! Damy radę!

Karol przyjechał dopiero po północy. Otulił mnie ciepłym kocem i zaniósł do taksówki, która pojechała do hotelu. Obiecał, że będzie czuwał przy małej. Zadzwonił dopiero rano, że Basia się już obudziła i mogę przyjechać. I tak spędzaliśmy na zmianę przy jej łóżku kolejne godziny. Wychodziliśmy tylko na posiłki do szpitalnej restauracji. Gdy zostałam w Rzymie sama, już bez niego, nasza córka była w stabilnym stanie. Później rozpoczęliśmy rehabilitację. I tak walczymy każdego dnia.

- Mamusiu, kiedy będziesz? – Asia pyta mnie przez telefon, gdy wieczorem dzwonię do niej z hotelowego pokoju.
- Już niedługo przyjedziemy – odpowiadam i tęsknota wkrada się w moje serce
- Niedługo to ile? – nie daje za wygraną mała mądrala
- Jak tylko Basia wyzdrowieje
- Ja jej pomogę wyzdrowieć – mówi, a mi po policzku spływają łzy. – Daj mi tatusia, dobrze
- Dobrze, tylko przyjedź mamusiu
- Obiecuję Misiaku, obiecuję.

Rozmawiam z Karolem dość długo. Opowiadam mu, co u mnie i Basieńki, a on odwdzięcza się ciekawostkami z domu. Cieszę się, że mam jego, że mam Sylwię, która niemal codziennie jest u nas, albo bierze dziewczynki do siebie. Muszę się jej jakoś odwdzięczyć. Widziałam na wystawie taką rewelacyjną sukienkę! Jakby uszyta specjalnie dla niej! Jutro w drodze do szpitala jej ją kupię!

Wzięłam długi prysznic, a potem położyłam się spać. Kolejny dzień padam jak mucha, idę do łóżka bez kolacji. Schudłam już chyba z 10 lub 15 kilo! Nie ważyłam się, ale widzę po ubraniach. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Ciągły stres, nerwy, wysiłek fizyczny. Codziennie z i do szpitala chodzę pieszo. To jedyna chwila, kiedy mogę pooddychać świeżym powietrzem i nabrać dystansu do tego wszystkiego. Każdego dnia wychodzę też z Basią na spacer. Wędrujemy po szpitalnym parku, siadamy na ławeczkach, delektujemy się słońcem i trochę opalamy buzie. To chyba najprzyjemniejsze z całego dnia. Przed i po spacerze są ćwiczenia, których obydwie mamy dość! Widzę wysiłek na twarzy mojego dziecka i niewiele (poza obecnością) mogę mu pomóc. Ale jestem z niej dumna! Walczy dzielnie, borsuk mały!

- Halo – odbieram nerwowo telefon, żeby nie obudzić Basieńki, która właśnie zasnęła
- Tu Klaudia, sekretarka pana Karola, przepraszam, że przeszkadzam, ale musiałam się z panią pilnie skontaktować.
- Coś się stało?
- Nie, nic takiego. Pan Karol polecił mi zamówić dla Państwa córki jakiś wyjątkowy prezent, ale ponieważ nie znam małej, chciałam panią podpytać, co będzie najlepsze!

To się gość urządził! Jakby sam nie mógł kupić upominku dla córki! Coraz większe mam nerwy na niego! A jeszcze ta panienka, która zupełnie nieświadoma, dzwoni do mnie i żeby nie wypaść na głupią przed Karolem, pyta o pomysł na prezent! A niech się sama wysili, albo on niech się wysili! Nawet tego nie potrafi! Ciekawe, ile jeszcze będę w stanie to wszystko znosić!!! Bo chwilowo nie wyobrażam sobie przyszłości w ten sposób spędzonej! Czyli niby z mężem a jednak bez. Brakuje mi go jak cholera! Chciałabym, żeby tu był, żeby choć trochę wspierał, żeby przytulił i pocałował. Zaczynam się łapać na tym, że cieszę się, gdy portier w hotelu się do mnie uśmiecha, gdy lekarz po ramieniu delikatnie poklepuje! Oj blisko mam do zdrady! Nawet bardzo blisko! Już prawie nie widzę w tym nic złego. Czyżby takie dziwne przewartościowanie nastąpiło? Buuu, muszę to wszystko przemyśleć!!! Koniecznie!!!! Tylko kiedy?

W drodze ze szpitala! I to najlepiej dzisiaj!!! Im szybciej tym lepiej! Nie ma na co czekać, bo z tego może wyjść jeszcze coś dużo bardziej gorszego!

środa, 22 grudnia 2010

BLOG ROKU 2010

Niebieska Tasiemka zgloszona zostala do konkursu BLOG ROKU 2010

http://www.blogroku.pl/niebieskatasiemka,gwebg,blog.html

wtorek, 21 grudnia 2010

ODCINEK 7 - WYPADEK

ODCINEK 7

WYPADEK

Nie wiem jak? Jakim cudem? Jaką sposobnością losu, moja żona zgodziła się na mój trzymiesięczny wyjazd służbowy. Rozumiem jej obawy, ale taka szansa może się już nigdy więcej nie powtórzyć. Na dodatek mój przełożony wyraźnie dał mi do zrozumienia, że jest to konieczny krok w moim rozwoju i firmie bardzo na tym zależy. Domyślam się także, że dłużej nie miałbym czego szukać w tej samej pracy, jeśli bym się nie zgodził. Nie chciałem jednak mówić o tym Alicji, była to moja broń ostateczna, gdyby się nie zgodziła sama. Ale się udało.

Najgorsze, że obiecałem jej, że będę teraz więcej czasu spędzał w domu, a tu nic z tego nie wychodzi. Okazuje się, że spraw związanych z wyjazdem jest tyle, że nie sposób tego ogarnąć. I co ja mogę? Nie mogę olać z góry na dół moich obowiązków. Przynajmniej ona ma teraz wakacje i może być z dziećmi. Zresztą Basia i Kasia na obozach, więc samo zajmowanie się Asią nie jest już takie kłopotliwe. Postaram się jeszcze o jakiś urlop, żebyśmy wyjechali na wakacje. Coś muszę wymyśleć. Chociaż ostatni nasz wyjazd nie należał do mega udanych. Chciałem w sprzyjających okolicznościach powiedzieć Ali o propozycji z pracy, a okazało się to totalną klapą. Najpierw ten bolący ząb, potem niespodziewany deszcz i ta kłótnia w aucie! Widziałem, jak potem płakała i borykała się z myślami, ale nie odważyłem się do niej podejść. Była taka zasadnicza!

A potem jeszcze ta jej kłótnia z Kaśką! Gówniarz wypalił takie słowa, że i mnie pewnie by one uraziły. Ale Alicja się zebrała i pokazała małej, że nie jest taka słabiutka, na jaką wygląda! Wtedy to byłem z niej dumny!

Chciałbym mieć dla niej więcej czasu, ale co ja mogę? Nic! Muszę tu siedzieć i załatwiać to, co pozostało do zrobienia! A jest tego mnóstwo!

- Panie Karolu, czy mogę wyjść na lunch? – Klaudia, nowa sekretarka wchodzi do mojego gabinetu
- Dobrze, ale proszę jeszcze połączyć mnie z oddziałem w Portugalii, musimy ustalić kilka kwestii.
- Już to robię – mówi, bierze notes z mojego biurka i pokazuje swoje długie nogi, które sięgają aż po sufit, a wyglądają rewelacyjnie w tej krótkiej spódniczce (nawet bardzo krótkiej). Aj, kuszą te dziewczyny, kuszą! Niektóre sytuacje na tych wyjazdach integracyjnych mogły się różnie skończyć. Alkohol i impreza mogą zrobić swoje. Widziałem, jak kończyli koledzy z biura, zwłaszcza ci, którzy byli nowi i chcieli się bardziej „zintegrować” i „pokazać”. Oj działo się, działo. Ale trzeba ostrożnie!

W końcu przerwa na obiad! Bardzo późna przerwa! Zeszło mi dłużej niż zakładałem. Idę do chińskiej restauracji. Muszę ochłonąć i odpocząć. Rozmowa zupełnie mnie wykończyła!
- Karol – dzwoni zdenerwowana Alicja. Próbowała już wcześniej się ze mną połączyć, ale nie mogłem odebrać telefonu. A teraz zupełnie zapomniałem o tym.
- Hej, miałem konferencję!
- Nie ważne! Słuchaj, rób to, co mówię! Basia miała wypadek i jest w szpitalu!
- Co ty mówisz? – nie wierzę temu, co usłyszałem. Nagle przestałem być głodny, a sprawy firmowe odeszły na dalszy plan! Dużo dalszy! – Co się stało – dopytuję, prawie krzycząc do słuchawki!
- Podczas porannego treningu spadła z konia! Straciła przytomność i zabrała ją karetka!
- Wsiadam w auto i jadę do tego Zakopanego!
- W Zakopanym jest Kaśka – słyszę oburzenie w głosie Ali! Jak mogłem się pomylić. Pewnie uważa mnie za kretyna! Nawet nie wiem, gdzie dzieci pojechały! W ogóle mało wiem o nich, mało się tym wszystkim interesuję! Ale nie czas na wyrzuty sumienia! Skoro Kasia w górach, to Basia we Włoszech! Boże, Włochy są dwa tysiące kilometrów stąd!
- I co teraz? – pytam jak dziecko
- Ja właśnie wsiadam o samolotu. Nie mogłam się z tobą skontaktować, więc nie wiedziałam, czy polecisz ze mną. Zresztą nieważne. Joasia jest z Sylwią, Kasi nic nie mówiłam i nic nie mów. Jeśli chcesz dolecieć do mnie to następny samolot jest za 3 godziny. Sylwia wie wszystko i przekaże ci najważniejsze informacje. Skontaktuj się z nią.

Dawno nie widziałem Alicji tak nieugiętej. Kiedyś rzeczywiście taka była, ale po urodzeniu dzieci się zmieniła. Nie było czasu na dyskusje. Zadzwoniłem do prezesa i wyjaśniłem mu pobieżnie, jak wygląda sytuacja. Chyba nie był zadowolony, że akurat teraz biorę niespodziewanie wolny dzień, ale zrozumiał sytuację. Potem wykręciłem numer Sylwii, która wyjaśniła, że nie wiadomo, czy Basia nie ma złamanego kręgosłupa, bo nie miała czucia w nogach! Dała mi adres szpitala i numery telefonów do wychowawców, z którymi mogę się skonsultować. Wyjaśniła też, jak trafić do Santa Marinella z lotniska, gdzie znajdował się obóz jeździecki. Choć nie wiadomo, czy Basi nie przewiozą do szpitala w Rzymie. Ale to już będę wiedział po wylądowaniu. Zadzwonię do Ali.

Szkoda, że nie odebrałem jej telefonu wcześniej. Teraz byłbym z nią. Byśmy lecieli razem, a ona wiedziałaby, że może na mnie liczyć. A tak to co? Siedzi tam sama, nie ma wsparcia, nikt nie może jej pocieszyć. Dobrze, że ma tą Sylwię. Jest dla niej większą ostoją niż ja. Niestety. Wiem, że ta praca nie jest w ogóle kompatybilna z życiem rodzinnym. Ale daje nam stabilną sytuację finansową. Pytanie tylko, czy nie było nam lepiej, jak mieliśmy mniej. I tak, oprócz mieszkania, niewiele korzystamy z tych pieniędzy. Mało wyjeżdżamy, żyjemy spokojnie i bez żadnych nierozsądnych ruchów finansowych, w miarę oszczędnie. Fakt faktem, że mamy odłożone trochę gotówki, bo w przyszłości chcemy kupić lub zbudować sobie domek. Kurcze, już sam nie wiem.

Próbuję dodzwonić się do Alicji, ale ma wyłączony telefon. Jadę więc szybko spakować się, żeby zdążyć na samolot. Na szczęście udało mi się dostać ostatni wolny bilet. W wakacje loty na południe Europy są obłożone.

Godzina 22.00. Wylądowałem w Rzymie. Upał daje się we znaki. Kupuję wodę mineralną i wypijam ją duszkiem. Próbuję dodzwonić się do Alicji, ale nie odbiera komórki. Dzwonię więc do opiekunów obozu. Okazuje się, że Basię przewieziono do innego szpitala i znajduje się około 4 kilometrów od lotniska. Nikt nie chce powiedzieć mi nic więcej. Biorę taksówkę i podaję adres. Miasto mimo późnej pory jest zakorkowane. Włoski styl jazdy jest dosyć specyficzny. Taksówkarz widząc, że spieszy mi się, lekceważy wszelkie znaki drogowe i szybko zmierza do celu.

Wysiadam przed szpitalem i daję gościowi spory napiwek. Zasłużył. Tłumaczy mi jeszcze po angielsku, gdzie powinienem iść. Obiekt jest ogromny. Gdzieś tam jest moja córeczka. Moja mała córeczka.

Pamiętam, jak się rodziła. Byłem przy porodzie. Lekarz pozwolił mi przeciąć pępowinę, a potem dał mi ją na ręce. Była taka malutka! Obiecałem sobie wówczas, że ochronię ją przed złem tego świata! I co? Kilka lat później ona leży gdzieś w tym ogromnym budynku, a ja nawet nie wiem, co jej jest. Na szczęście dzwoni Alicja. Płacze, ale udaje jej się wytłumaczyć dokładnie, gdzie powinienem pójść. Idę więc coraz szybciej i szybciej. Nie czekam na windę. Przeskakuję po kilka stopni i dobiegam na piąte piętro na oddział ortopedii.
- Kochanie – mówię i przytulam mocno Alicję, która stoi zapłakana na korytarzu. – Jak wygląda sytuacja?
- Ona… Ona…
- Alicja, powiedz mi, co jest grane? – już prawie krzyczę i coraz bardziej się denerwuję.
- Ona…

piątek, 17 grudnia 2010

ODCINEK 6 - MIĘDZY SŁOWAMI

ODCINEK 6

MIĘDZY SŁOWAMI

W ZOO tłoczno i duszno… brrr… Jestem zmęczona oglądaniem tych biednych zwierząt w klatkach, którym upał wyraźnie daje się we znaki. Dzieciaki są jednak zachwycone, zwłaszcza, że mogą wrzucać zmrożone kostki soku owocowego niedźwiadkom. Co za rozrywka! Sylwia daje mi sygnały, żebyśmy skróciły trasę i jak najszybciej udały się w jakieś zacienione miejsce.

Godzinę później lądujemy w klimatyzowanej lodziarni! Ale ulga! Wreszcie! Dziewczynki z zachwytem i nosami przy ladzie chłodniczej wybierają ulubione smaki lodów, a my rozkoszujemy się lodową kawą! To się nazywa udany finał wyprawy. Joasia uradowana i chyba już całkowicie zapomniała o bolącym ząbku, uchu i gardle. Ja prawdopodobnie też, skoro pozwalam jej na pałaszowanie kolejnej gałki tej zamrożonej pyszności.

- Przepraszam? – do naszego stolika podchodzi pewien przystojny jegomość – Alicja? – pyta i wpatruje się w moją twarz.
- Tak – odpowiadam nieco speszona! Ciekawe dlaczego tak łatwo mnie onieśmielić? To chyba już początek starości! Albo rzadkości tego typu sytuacji! Niewiarygodne i wprost nie do uwierzenia, że to mnie właśnie kiedyś faceci podrywali! A teraz?? Czerwienię się na samą myśl o tym!
- Wiedziałem! Siedziałem tam w rogu, z kolegą i jak weszłyście, od razu cię poznałem!
- Przepraszam, ale ja … - i zaczynam się jąkać! No to ładnie! Nie dosyć, że na twarzy burak, to jeszcze jąkadło! Masakra jakaś!
- Jakub Sokołowski – przedstawia się i podaje rękę, a mi coś zaczyna świtać, tylko jeszcze nie wiem, w której szufladce
- Yhm – odpowiadam wymownie
- Chodziliśmy razem do liceum, do równoległych klas, pamiętasz? Ty chyba byłaś w humanistycznej, ja w mat-fizie.
No i wreszcie poznałam gościa! Bardzo atrakcyjnego na dodatek! Że też od razu się nie zorientowałam!
- No hej, przepraszam, ale chyba moja pamięć coś zaczyna szwankować – i uśmiechnęłam się jednym z moich najmilszych uśmiechów, kiedy to wargi delikatnie przygryzam moimi białymi ząbkami! Na facetów to zawsze działa! Tym razem także!
- Muszę przyznać, że bardzo się zmieniłaś - no to mi dowalił! A tak miło się zapowiadało – Ale tylko i wyłącznie na korzyść - i proszę, za szybko wydaję opinie! Zdecydowanie za szybko!
- Yhm, dzięki – kurde, co za ambitna odpowiedź! Muszę się zmobilizować, Sylwia kopie mnie pod stołem, co oznacza, że wypadam naprawdę beznadziejnie! – Może się przysiądziesz – pytam. To pierwsze rozsądne zdanie, jakie wypowiadam.
- Niestety muszę lecieć, ale może dasz mi swój numer telefonu, postaram się zadzwonić i może spotkamy się na jakiejś kawie!
Wymieniamy się wizytówkami. Krótkie pożegnanie i już go nie ma!
- No proszę, proszę – mówi Sylwia! - Nie wiedziałam, że ty masz takich adoratorów!
- Wierz mi, że ja też - mówię jej na ucho, żeby Baśka nie słyszała i nic nie wygadała innym. Zwłaszcza tacie! Doskonale wiemy, jak taki dzieciak lubi sobie pofantazjować! A jeszcze brakuje mi zazdrosnego (bez powodu) męża!

Fajnie tak człowiek się czuje, gdy w końcu ktoś się nim zainteresuje. Od razu pojawiają się takie dziwne ruchy w żołądku, podniecenie i brak apetytu. A także wyraźne skupienie na swojej osobie.

- A może pójdziemy do kosmetyczki? – pytam któregoś wieczoru Sylwię podczas jednej z tysiąca naszych rozmów przez telefon. Dzieci już śpią, a przynajmniej są w swoich pokojach. Kasia jutro wyjeżdża na obóz językowy (z tym jej Jakubem, więc modlę się o ciszę nocną przed 22.00 i baczny nadzór kadry nad pokojami dziewczyn i chłopców), a Basia na obóz jazdy konnej. Zostajemy więc we trójkę, o ile Karola z nosem w papierach w pracy lub w domu, powinnam w ogóle brać pod uwagę. Minęło dwa tygodnie od jego powrotu zza wschodniej granicy, a on przyszedł jedynie dwa razy przed 20.00 z firmy! Jutro ma wolne, żeby odprowadzić dziewczynki!
- No to cię wzięło – mówi Sylwia
- Co wzięło?
- No ten cały Jakub!
- Daj spokój, będę miała więcej czasu dla siebie, więc czemu mam nie skorzystać – tłumaczę jej!
- Aha, to taki pretekst!
- Sylwia, bo cię trzepnę w ucho – krzyczę do słuchawki
- No dobra dobra! Zadzwonię i spróbuję nas umówić! Jakieś specjalne życzenia?
- Przede wszystkim paznokcie i jakiś zabieg odświeżający na twarz!
- Ok. Plus masaż ciała! To nam się przyda
- Bez dwóch zdań! Daj znać tylko, kiedy i o której!
- Nie ma sprawy! To do zobaczenia! Ucałuj dziewczynki i życz im wspaniałych wakacji! Niech wracają całe i bezpieczne
- Dzięki! Przekażę!

Najpierw odwieźliśmy Kasię, bo wyjeżdżała już o 10.00, a potem Basię, której samolot wylatywał o 18.30. Cały dzień minął mi więc na szlochaniu do chusteczki, wydmuchiwaniu nosa, wycieraniu oczu i takich tam sentymentalnych wzlotach i upadkach. Karol podtrzymywał mnie na duchu! Chyba dlatego wziął sobie wolne! Wiedział, jak na mnie działa rozstanie z dziećmi! Zwłaszcza na dwa tygodnie! Dobrze, że Asia jest taka mała i nigdzie nie wyjeżdża! Choć i to okazało się mylną teorią, gdyż wieczorem porwała ją Sylwia i powiedziała, że zwróci zgubę za nocy dwie!

Zostaliśmy więc sami z Karolem! Wreszcie mamy czas dla siebie! Gdy wróciliśmy w domu i omówiliśmy bieżące sprawy, stwierdziłam, że coraz ciężej idzie nam rozmowa na tematy uniwersalne nie związane z dziećmi ani domem! Kilka razy każde z nas próbowało, ale wszystkie przymiarki okazały się porażką! – To nie wróży dobrze naszemu małżeństwu – pomyślałam i postanowiłam, że najlepiej będzie, jak gdzieś wyjdziemy!

Byla więc kolacja w meksykańskiej restauracji, potem spacer po Nowym Świecie i późny powrót do domu! Większość tego czasu rozmawialiśmy o dzieciach! Jakby już nie było nas – mnie i Karola! W mieszkaniu włączyliśmy telewizor i rozłożyliśmy się na kanapie. Karol zasnął po kilkunastu minutach, a ja włączyłam sobie Dirty Dancing na DVD, zrobiłam popcorn i tak siedziałam, oglądałam uroczego Patrica, zajadałam się prażoną kukurydzą i płakałam. Nic już nas nie łączy! Ani jeden wspólny temat, ani jedna pasja, ani jedno wspólne marzenie! Tylko dzieci! Co się z nami stało? Kiedy to się stało? Kiedy straciliśmy siebie? I czy jest jeszcze szansa powrotu?

No nic, po zużyciu kilku tuzinów chusteczek stwierdziłam, że jutro musimy poważnie porozmawiać! I zasnęłam koło Karola, na kanapie, w ubraniu! Tak po prostu! A w nocy śnił mi się nasz pierwszy raz!

niedziela, 12 grudnia 2010

ODCINEK 5 - POSTANOWIENIA

ODCINEK 5

POSTANOWIENIA

Co się zazwyczaj robi w wolne soboty o piątej rano? Tak, dokładnie. Śpi się co najmniej do 9 i odsypia cały tydzień pracy. No chyba, że któreś z twoich dzieci tę szansę na spanie sprzeniewierzy. U mnie padło na Joaśkę. Ma wysoką gorączkę i trzyma się za ucho! Żeby to tylko nie było jakieś zapalenie, bo się nacierpi biedactwo, a my (to znaczy głównie ja) razem z nią. Muszę znaleźć jakiegoś lekarza, bo do poniedziałku nie będę czekać.

Po godzinie udaje mi się umówić wizytę u pediatry dosyć dobrego i znanego w Warszawie, przynajmniej nie jakiś z łapanki. Spotkanie mamy o 13, do tego czasu musimy wytrzymać – noszenie na rękach plus nurofen w syropku w miarę pomagają. Przynajmniej mam z głowy siłownię przez najbliższy tydzień.

Słyszę, że Basia wyłowiła swoje ciało z łóżka. Wysyłam ją po bułki i jakąś wędlinę na śniadanie i jeszcze jeden syropek przeciwbólowy, w razie gdyby…
Z Kaśką ciche czasy już ustały. To znaczy ja się do niej odzywałam. Doszłam do wniosku, że miała prawo powiedzieć to, co myśli. I mimo że w pierwszej chwili łzy napłynęły mi do oczu i totalnie mnie zaskoczyła, to jednak wyraziła swoje zdanie. Widziałam, jak przez następne kilka dni dąsa się po domu i kilka razy próbowała zagadać, ale zaraz się wycofywała. Uparty łosiek. Nie chciałam pierwsza zaczynać tematu, bo uważam, że musi się nauczyć odpowiedzialności za swoje słowa. W końcu niedługo już będzie dorosła.

I w końcu przeprosiła. Przedwczoraj dokładnie. Przyszła ze szkoły z kwiatami i moim ulubionym ciastem (wie spryciula, jak mnie przekupić). Dała mi te prezenciki, przytuliła się i powiedziała: - "Przepraszam mamuś, przepraszam! Nie chciałam. Nie wiem, dlaczego tak powiedziałam. Bardzo żałuję…” i się rozpłakała. A ja z nią! A co mi tam! Popłakałyśmy sobie obie, poszlochałyśmy i wypiłyśmy po kubku herbaty, żeby się uspokoić.
- A skąd w ogóle wiedziałyście o planach taty – zapytałam, skoro mam już tutaj przed sobą skruszoną duszyczkę, z której co nieco mogę wyciągnąć.
- Baśka usłyszała, jak rozmawialiście
- A to tak
- Musicie na nas uważać – powiedziała i uśmiechnęła się pierwszy raz od kilku dni
- To ja wiem, nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo – i pogłaskałam ją po tej jej czuprynie! I już było dobrze. Nawet lepiej niż dobrze, bo w przypływie wyrzutów sumienia, stała się łagodna jak baranek i robi wszystko, o co ją poproszę! Bez dyskusji, obrażania się czy spychologii na młodsze siostry! Co to za czasów doczekałam!! Wow! Ciekawe tylko, jak to długo będzie trwało? Ale cieszę się chwilą!

- Hej mamusia! Mogę przyjechać na obiad do ciebie? Nie chce mi się siedzieć samej w domu – Sylwia bez zbędnych formalności zadaje pytanie prosto z mostu
- No jasne! Przyjedź! Idę tylko z Joasią na 13 do lekarza, bo coś ucho ją boli i ma gorączkę, ale myślę, że dłużej niż godzinkę nam to nie zajmie
- Jak to, moja chrześnica jest chora?
- Niestety, walczę z nią od kilku godzin i mało co pomaga
- To w takim razie już przyjeżdżam z pomocą
- Nie no, nie chcę ci psuć soboty
- Nie psujesz! Już jadę!

I rzeczywiście była u nas dwadzieścia minut później! Przywiozła zakupy niezbędne do śniadania i obiadu i od razu wzięła się do prac kuchennych.

- A Karol w pracy?
- Jest na Ukrainie, w delegacji, wraca we wtorek!
- Czyli kolejny uroczy samotny weekend!
- Nie będę zaprzeczać, bo sama widzisz
- Podziwiam twoją cierpliwość
- To wszystko to pikuś – i opowiedziałam jej najnowsze doniesienia z naszego „rodzinnego” życia. Asik usnął na rękach, ale jak próbowałam ją położyć do łóżka to się zaraz budziła. Tak więc stałam w tej kuchni, Sylwia kroiła cebulę do jajecznicy, a ja opowiadałam nasz romantyczny weekend i propozycję, którą złożyli szefowie Karola chyba tylko po to, żeby popsuć nasze małżeństwo

- I co zrobisz?
- Nie wiem, nie wyobrażam sobie, jak mogłabym przeżyć te trzy miesiące bez niego!
- Chyba trochę przesadzasz! – walnęła z grubej rury
- Co? – zapytałam z niedowierzaniem! Ona też przeciwko mnie. Czyli mogę podsumować: mąż, córka i najlepsza przyjaciółka. No to nieźle. Z każdą minutą coraz szersze grono!
- Nie wiesz jeszcze, jak to jest z facetami?
- To znaczy? – moja mina nie kryła zdumienia
- No to pomyśl! Zabronisz mu?
- Mogę się po prostu nie zgodzić
- To fakt, możesz
- I co dalej?
- No przynajmniej będziemy tu całą rodziną
- Ok. Tylko niezbyt szczęśliwą!
- A to dlaczego?
- Po pierwsze on będzie trochę nadąsany, bo stracił swoją szansę na rozwój! Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć – nie dała mi dojść do słowa – ale to facet, samiec, dla którego kariera ma olbrzymie znaczenie, on kocha zdobywać, tak już są oni zaprogramowani. No i wie, że po części robi to dla was, żeby (niby) wam było lepiej. To primo. Z drugiej strony będziesz ty, niby szczęśliwa, ale z poczuciem winy, że jednak się nie zgodziłaś, że on zmarnował szansę, że to przez ciebie itd. No i dzieci. Które w to wszystko uwikłane, chyba najmniej odczują nieobecność Karola, bo przecież i tak w kółko go nie ma.

Kurde! Że też ona zawsze musi tak trzeźwo patrzeć na każdą sprawę! Prawie jej za to nie cierpię! A jednak jestem wdzięczna! Dobrze wiem, że gdyby nie pojechal, żyłabym z poczuciem winy, przygnębiona i niezadowolona.

- No i pomyśl – kontynuuje ona – czy trzy miesiące to tak dużo? Wyjedzie akurat we wrześniu, kiedy zacznie się rok szkolny i pojawi się na mikołaja! W sam raz! Z workiem prezentów! A ty, będziesz najlepszą żoną na świecie.

Tak, chcę być najlepszą żoną, ale z mężem, a nie bez niego! I jeszcze na dodatek z trzema nieco rozpieszczonymi córkami! Wrrrr… dlaczego decyzje muszą być takie trudne! Plus w tym taki, że ten wyjazd, który miał nastąpić już za dwa tygodnie został opóźniony i mamy jeszcze całe wakacje dla siebie!

- A przecież damy radę! Mogę przyjeżdżać do ciebie w weekendy, albo brać dzieciaki do siebie, żebyś sobie odpoczęła!
- Ale to ma być jeden z wielu wyjazdów! – próbowałam jeszcze bronić swojej decyzji i postanowienia tego z typu: „po moim trupie”!
- No ale nie na dłużej niż dwa tygodnie
- No tak, ale…
- I nie częściej niż co trzy miesiące
- Niby tak
- A teraz, co ile wyjeżdża? Co tydzień? Co dwa? Czasami dwa razy w tygodniu! Taki już współczesny biznesman ma życie! Niestety!

- Śniadanie – Sylwia woła dziewczyny, które chętnie wychodzą z pokojów, zwiedzione smakowitym zapachem.

Rozmowę przerywamy, a ja zostaję sama ze swoimi myślami. Asia na szczęście pozwoliła się położyć do łóżeczka i śpi trochę mamrocząc przez sen. My więc we czwórkę pałaszujemy to, co Sylwia przygotowała!

- Ciocia, super śniadanko! Dzięki – mówi Basia i odkładając talerz do zmywarki, cmoka Sylwię w policzek!
- Obiad też wam zrobię
- Hurra! – krzyczą obie
- Ciii... – próbuję je uciszyć – obudzicie Basię

Po śniadanku dziewczyny sprzątają w kuchni, a my z kawą poległyśmy na kanapie w salonie! I nawet nie wiem, kiedy zasnęłam! Obudziły mnie przed pierwszą, żebyśmy zdążyły do lekarza. Asia była już ubrana, dokumenty przygotowane!

- No to w drogę! Bierz małą, ja prowadzę! – mówi Sylwia. Co ja bym bez niej zrobiła!

- I co z Asią? – Karol dzwoni zaniepokojony
- Okazało się, że wychodzą jej tylnie ząbki i stąd ten ból i gorączka! No i ma czerwone gardełko! Ale lekarz powiedział, że w taką pogodę to możemy wychodzić w domu, więc właśnie jedziemy do ZOO
- O, a kto dokładnie jedzie?
- Ja, Basia i Asia i Sylwia! Kaśka spotyka się oczywiście z tym całym Kubą! Więc nie chciałąm jej zmuszać
- Jesteś jakby bardziej wyrozumiała w stosunku do niej, chyba że to tylko takie moje wrażenie
- Może. Mam nadzieję, że obdarzając ją większym zaufaniem, znajdę w niej przyjaciela a nie wroga
- Nooo, nie przypuszczałbym…
- Nie tylko tego byś nie przypuszczał
- O? A jest coś więcej?
- Tak, ale o tym porozmawiamy jak wrócisz – niech wie, że nie odkryję od razu wszystkich kart
- Nie będę mógł spać
- I dobrze… w zamian za to będziesz myślał o swojej ukochanej żonie…
- To masz jak w banku
- To do zobaczenia
- Kocham Cię. Pa
- Ja też cię kocham. I dzieciaki!

I jakaś lżejsza jadę do tego ZOO. We wtorek czeka nas poważna rozmowa, jeszcze muszę ją przemyśleć dokładnie! Ale to wieczorem! Teraz wycieczka! Babska typowo! I super!

czwartek, 9 grudnia 2010

ODCINEK 4 - NIE MÓW DO MNIE KOCIK

ODCINEK 4

NIE MÓW DO MNIE KOCIK

No to się porobiło! Mama nie odzywa się do taty, tata próbuje załagodzić sytuację i oboje udają, że nic się nie stało. I kryją przed nami tajemnicę, jakbyśmy jej nie znali. Dobre sobie! Nie zdają sobie sprawy, jak sprytne dzieci mają. I myślą, że jak tak głośno gadają w aucie, to my tam z tyłu możemy spać! Akurat! A może i dobrze. Dzięki temu wiemy, co jest grane.

Na tej wycieczce, którą tata niespodziewanie nam zorganizował (zazwyczaj nie jest skory do takich zachowań), ostro pokłócili się z mamą. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Dopiero Baśka kilka dni później podsłuchała, że tacie zaproponowali w pracy awans, który wiąże się z jeszcze częstszymi wyjazdami. W tym pierwszy z nich ma nastąpić za tygodni dokładnie dwa, co mamę przeraziło. Jednak najgorsze jest to, że wyjazd nie będzie krótszy niż trzy miesiące! Baśka mówiła, że mama była blada. Samej kłótni już nie słyszała, bo zamknęli drzwi od sypialni, a te są solidne i szczelne (że też akurat przez te w moim pokoju wszystko słychać).

No to mamy okres suchy w domu. Co zrobić. Dorośli są dziwni i często robią z różnych rzeczy problemy. Nie dziwię się mamie, że się wścieka. Jakby Kuba chciał wyjechać, też bym się nie zgodziła. Ale mój Kubuś jest taki...hmmm..kochany!
A tato trochę przesadza z tą firmą, chociaż Baśka mówi, że powinien się rozwijać, bo to szansa dla niego. Zastanawiam się, skąd ta małolata to wie. Jest mądra i oczytana, trzeba jej to przyznać, oczywiście nie na głos, żeby nie popadła w samozachwyt. Z jednej strony takie jeszcze dziecko, a z drugiej pani mądrala.

Jutro idę do Kuby. Mamy się uczyć matmy. Jego rodziców nie będzie. Może być fajnie. Ostatnio zaczyna coś przebąkiwać o tym, że samo całowanie mu nie wystarcza. Wkurza mnie tym gadaniem. Co jak co, ale łatwa nie jestem i nie dam się tak łątwo omamić. Widzę, jak chłopacy traktują dziewczyny, z którymi się przespali.
Rodzice myślą ślepo, że te tematy jeszcze nas nie dotyczą. Potem zaczynają nam coś tłumaczyć na przykłądzie bociana i kapusty, robiąc się przy tym czerwoni na twarzy i zaczynają się jąkać. Śmieszni są. Jak mama chciała kiedyś o tym ze mną pogadać, to nawet nie doszła do bociana. Potem przyszedł tata, ale tylko patrzył na mnie, coś zaczynał mówić, ale nic nie rozmiałam z tych dźwięków, które wydobywały się z jego ust. Posiedział 10 minut i wyszedł, speszony i niepewny. Po raz pierwszy widziałam go takiego.

- Cześć Myszko, co robisz - Kuby głos zawsze działa na mnie uspokajająo
- A siedzę nad tą rozprawką z polaka
- To może kino?
- Nie wiem sama. muszę chyba to skończyć.
- No chodź, skończysz jak wrócimy.
- Umiesz namówić - śmieję się do słuchawki
- To co, o której się spotykamy?
- Może za pół godziny? Pod Arkadią?
- Ok. See you Koteczku.
- Cmok Cmok

- Mamo - krzyczę w salonie, bo nie wiem, gdzie ona poszła
- Co znowu
- Idę do kina. Będę o siódmej - mówię i ubieram buty, żeby nie marnować czasu
- Nie możesz teraz, musisz zostać w domu z Asią. Ja mam wizytę u dentysty.
- Mamo! To Baśka zostanie, ja już się umówiłam z Kubą!
- Kasia nie. Basia zostawała ostatnio, teraz ma jeszcze angielski i też musi wyjść
- Jejku, czuję się jak niewolnica - i muszę przyznać, że jak nieźle wkurzona niewolnica, zniewolona. Przecież Aśka to ich dziecko a nie moje!
- Kasia nie zaczynaj kłótni
- To ty zaczynasz - prawie krzyczę
- Uważaj na to, jakim tonem mówisz
- Mam to gdzieś! Jesteś okropna! Nie dziwię się, że tata chce wyjechać na trzy miesiące z dala od domu!!!

Ups! Chyba przesadziłam. Na pewno przesadziłam. Mamy oczy robią się szkliste, patrzy na mnie z niedowierzaniem i odchodzi. Słyszę, jak prosi panią Helenkę, żeby została dłużej z Aśką. Do mnie się nie odzywa. Nie dziwię się jej i jest mi głupio jak cholera! I do teko zakichanego kina wcale mi się nie chce iść.
Dzwonię do Kuby i rezygnuję z kina. Jest zdziwiony, ale co tam! Jeszcze mnie szantażuje, że może pójdzie z Angeliką! Yyyyy...chce mi się krzyczeć!

- Jak chcesz to idź z kimkolwiek - krzyczę do słuchawki
- Już się tak nie obrażaj, żartowałem tylko
- Jakieś kiepskie te żarty i śmieszne tylko dla ciebie, co ciekawe
- No Kocik
- Nie mów do mnie Kocik! Cześć - i rzucam słuchawkę

Ciekaw czy pójdzie z tą całą Angeliką? A niech tylko spróbuje, to będzie koniec z nami.
Mama wyszła. Smutna i dobita przez własną córkę. Znokautowana. Joasia bawi się z panią Halinką w swoim pokoju. Idę do nich, a mała przybiega do mnie i krzyczy: "Kaś Kaś" i ogromnie się cieszy. Siedzę tam z nimi i czytam Asi jej ulubione bajki,a potem rzucamy piłką.
Bez sensu to wszystko. Muszę chyba przeprosić mamę. Tylko jak???

poniedziałek, 6 grudnia 2010

ODCINEK 3 - TO BE OUT OF THE LAND

ODCINEK 3
TO BE OUT OF THE LAND

Uwierzycie?! Bo ja z ledwością mogę!! Mój mąż ma wolny weekend!!! Mój mąż, ten sam, który nie pamiętam, kiedy wrócił wcześniej niż przed 19.00 z pracy do domu! A dzisiaj (czwartek) oświadczył, że jutro (piątek) przychodzi wcześniej (czyli o 17.00) i zabiera nas na wycieczkę. I żebyśmy były już spakowane, bo wyjeżdżamy! Aż do niedzieli!

Nie wiem, czy mi gdzieś tego męża podmienili czy co! A może ma jakąś kochankę, a to wszystko próba uregulowania sumienia! Ale nie sądzę! Najwyżej podpytam i będę baczniej obserwować! Jednak teraz nie zmaierzam się zamartwiać tylko cieszyć wyjazdem!

Sylwia w szoku!

- Ty lepiej idź z nim do lekarza, może mu się coś stało! Najpierw ten seks, teraz wycieczka! To już pakiet niemal luksusowy!

- Nooo - odpowiadam uszczęśliwiona

- I pilnuj go, czy coś tam nie rozrabiał - dodaje, jakbym sama nie wiedziała, że obserwacje czas zacząć! Ale to po weekendzie, teraz będę rozkoszowała się chwilą, przygodą i nami!

W piątek zwolniłam się wcześniej z biblioteki i zaczęłam upychanie walizek. Kaśka z oporem, ale się pakuje. Nawet nie za bardzo oponuje. Chyba przez zdziwienie, że jedziemy gdzieś wszyscy razem! I to w piątek już! Basia się cieszy! Joasia skacze z zadowolenia, śmieszny brzdąc w filetowej sukience!

Sprawdzam, czy wszystko wzięłam dla siebie i dla Aśki. Karol spakował się już wczoraj. Jemu, jak większości facetów, wiele nie trzeba, a z drugiej strony częstotliwość jego podróży służbowych i ich nieprzewidywalność, nauczyła go pakowania w piętnaście minut! Albo nawet i szybciej! Walizki Kasi nie kontroluję, ale u Basi wolę się upewnić! I całe szczeście! Wzięła ze sobą siedem par bluzek z krótkim rękawem, rajtuzy i cały zestaw do lalek Barbi, którym w przeciwieństwie do siebie, zabrała całą i kompletną garderobę - zarówno letnią jak i zimową, nie licząc kreacji wieczorowych! Robię więc szybką reorganizację i wszystko jest tak jak należy!

Mój mąż zjawia się punktualnie o piątej i pakuje wszystko do auta!

- Tatusiu, gdzie jedziemy - dopytuje się Kaśka, pewnie w trosce o to, czy jej telefon komórkowy będzie miał tam zasięg i będzie mogła wymieniać miliony sms-ów z niejakim Jakubem! Zakatrupię tego Jakuba, jak go tylko poznam! Kto to widział wysyłać po nocach do dziewczyny tyle wiadomości elektronicznych!!! I przy okazji budzić wszystkich członków rodziny (bo Kasia zapomina wyciszyć telefon, a dźwięki wiadomości budzą nas - jej nie, szczęściara).

- Zaraz się wszystkiego dowiecie - uśmiecha się i bierze przeszczęśliwą Asię na ręce.

Zjeżdżamy windą na parking i pakujemy auta. Muszę wrócić do domu, bo nie pamiętałam, czy wyłączyłam kuchenkę. Potem wraca Kaśka, bo zapomniała ładowarki, żeby broń Boże nie stracić łączności z panem J. Karol trochę się wścieka, ale po 15 minutach wyjeżdżamy spod bloku. Po kolejnych 10 minutach jazdy, okazuje się, że on zapomniał swoich przyborów do golenia! Ale już się nie wraca! Zatrzymujemy się w pierwszym lepszym sklepie z kosmetykami i kupujemy golarkę, krem i inne takie. Biorę przy okazji olejek do opalania i spray na komary!

Na szczęście nie ma takich korków i w miarę szybko wyjeżdżamy z miasta.

- To zdradzisz nam ten sekret, gdzie jedziemy - pytam

- Morze, kaszuby! Wszystko zorganizowałem! Dzisiaj i jutro Trójmiasto, potem Władysławowo, następnie Funka nad Jeziorem Charzykowskim i powrót! Dużo zwiedzania, mało leniuchowania!

Brzmi super! Jestem podekscytowana i mile zaskoczona!

Do Gdańska dojeżdżamy późnym wieczorem. Okazuje się, że Karol zarezerwował już hotel. Dla dziewczyn jeden pokój, druga sypialnia dla nas! Idziemy na kolację (Joasia śpi w wózku i nie ma szans jej dobudzić). Ale jestem głodna! Dopiero teraz czuję tę pustkę w żołądku! Zamawiamy ciężkostrawne dania i przepyszne winko!

Gdy doturlaliśmy się spowrotem do hotelu, było już grubo po północy! Dzieci padają z nóg, więc pewnie zaraz zasną, a ja cieszę się na ten romantyczny wieczór we dwoje! Ale chyba nie wszystko może być takie piękne, jak sobie to człowiek zaplanuje. Wspólna kąpiel zaproponowana przez Karola brzmi kusząco! Gdy wszystko gotowe, i wanna i świeczki i szampan nawet, ktoś puka do pokoju!

- Mamo, boli mnie ząb! - krzyczy Basia! No to witamy w rajskim ogrodzie! Pośpiesznie się ubieram, całuję męża w przelocie i z opuchniętą Baśką jadę na pogotowie! Na szczęście w dzisiejszych czasach są też dentyści, którzy pracują w nocy! Gdy już jest po wszystkim, gdy Basi wyrwano ostatni mleczny ząb i gdy ładują ją na wpół śpiącą do łóżka, budzi się Aśka!

- Mamusiu, opowiedz mi bajkę - miauczy jak kotek. To opowiadam o Królewnie Śnieżce i krasnoludkach, ostatnio jej ulubiona, aż zasypia. W naszym pokoju cisza. Karol śpi, z szampana uleciały wszystkie bombelki. Idę przynajmniej wziąć kąpiel. Nie łudzę się nawet, że dobudzę męża, aby zakończyć to, co zaczęliśmy kilka godzin temu. W końcu zasypiam, gdy na dworze robi się jasno, a na zegarze wybija szósta. To może zbiorę się na wcześniejsze śniadanie, żeby nie tracić dnia. Ale siły opadają, a Morfeusz bierze mnie w swoje objęcia.

Halo, gdzie wszyscy są. Nie wiem, która jest godzina. Karola nie ma, dzieciaków też nie słychać. Leniwie wstaję z łóżka. Na stole leży kartka.

"Nie chcieliśmy cię budzić! Jesteśmy na spacerze nad morzem"

Szukam mojego telefonu, ale nie mogę go nigdzie znaleźć. Chcę sprawdzić, która godzina i zadzwonić do moich. Z telefonu hotelowego dzwonię na recepcję.

- Dochodzi pierwsza - mówi recepcjonistka - pani mąż przedłużył pobyt do godziny piętnastej

- Aha, dziękuję za informację - odpowiadam zaskoczona tym, że tyle spałam. A przecież miałam się tylko zdrzemnąć.

Gdy kończę poranną toaletę, zjawia się ekipa.

- I jak gotowa? - pytają

- Kupiliśmy ci drożdżówkę, bo nie jadłaś śniadania - Kaśka podaje mi woreczek, z którego wydobywa się zapach powodujący łaskotanie w żołądku.

- Zbieramy się - mówi Karol - obiad zjemy już we Władysławowie.

No ok. Nawet, gdybym miała inne zdanie, nie wywalczyłabym nic w tej sprzymierzonej grupie nastawionej rzeczywiście na czynny wypoczynek.Nawet Kasia jest zadowolona, a to miła niespodzianka.

We Władysławowie pałaszujemy rybkę z frytkami, colę i zimne piwko (to ja, bo Karol prowadzi, a dzieciaki za małe, choć Kaśka próbowała coś negocjować), a potem gofry z bitą śmietaną i truskawkami i jeszcze lody. Na koniec wszystkich trochę mdli od tego nadmiaru słodkości, ale nikt nic nie daje po sobie poznać! Odważniacy! Zobaczymy, co będzie w samochodzie.

Wieczorkiem pakujemy się do auta, zmęczeni słońcem, wiatrem, plażą i chodzeniem. Dziewczynki zasypiają zanim jeszcze Karol zapalił silnik. Wyruszamy na dalsze
zwiedzanie Kaszub. Cel: Jezioro Charzykowskie.

- Wiesz, dlaczego tam jedziemy?

- A jest w tym jakieś drugie dno? - pytam, bo pytanie zupełnie mnie zaskakuje, zresztą jak cały ten weekend.

- Pamiętasz, jak się poznaliśmy

- No...tak...

- A pamiętasz nasze pierwsze wakacje?

- Karol, mów o co chodzi, bo wiesz, że średnia u mnie cierpliwość do takich zgadywanek.

- Jakieś 15 lat temu, gdy jechaliśmy nad morze po raz pierwszy na wspólne wakacje

- Tak, jechaliśmy autostopem, bo szkoda nam było pieniędzy na bilet.

- No właśnie, i wtedy po drodze pewien miły kierowca zabrał nas do Funki właśnie nad jeziorem Charzykowskim!

- Boże, zupełnie o tym zapomniałam, teraz dopiero mi się przypomina - a cały dzień próbuję przypomnieć sobie, skąd ja znam tą miejscowość. Jednak pamięć z wiekiem coraz słabsza!

- Więc jedziemy tam, na pyszną wędzoną rybkę. Wynająłem dwa pokoje w gospodarstwie agroturystycznym

- To już widzę, jak się Basia ucieszy - ona ma świra na punkcie czystości i nie cierpi niesprawdzonych miejsc, niedomytych łazienek i takich tam.

- Nie martw się, teraz agroturystyka to wysoki standart, ludzie naprawdę dbają o to, co oferują gościom.

- Mam nadzieję - powiedziałam, pełna obaw o nieuchronną kłótnię.

Słuchamy Georga Micheala, Karol nuci pod nosem, a ja cieszę się chwilą. Deszcz delikatnie zaczyna kropić, a mój mąż kładzie rękę na moim kolanie. Pamiętam, jak kiedyś marzyliśmy o aucie z automatyczną skrzynią biegów, żeby ręka zamiast na lewarku, spoczywała na moich nogach. Ale zanim marzenia się spełniły, już nikt nie myślał o takich ekscesach podczas jazdy. Romantyczność gdzieś z nas wyparowała. Tak to bywa, niestety!

- Kochanie, muszę ci o czymś powiedzieć

O! Zaczyna się! Jak on ma kogoś, to ja już z nią sobie porozmawiam! Nie ma mowy, żeby jakaś zdzira zniszczyła nam nasze życie. Nasze małżeństwo, bezpieczne dzieciństwo naszych dziewczynek! Wiedziałam, wiedziałam, że ten wyjazd nie będzie zwykłą przyjemną wycieczką! To znaczy łudziłam się, ale Sylwia miała rację! Na takie niespodziewanie miłe zachowania ze strony faceta trzeba nieźle uważać. Boże!

- Kim ona jest?

- Co? - pyta jakby nie wiedział, o co mi chodzi

- Kto to jest, pytam! Chcę znać całą prawdę!

- Ale to nie tak!

- Nie kłam! - prawie krzyczę, a łzy napływają mi do oczu

- Alicja! O czym ty mówisz!

Nasze krzyki budzą dziewczynki i nie pozwalają dokończyć rozmowy. Jedziemy więc dalej i nie odzywamy się do siebie. Deszcz pada coraz bardziej, przynajmniej krople dudniące o szyby tłumią moje pociąganie nosem.

- Tatusiu, boję się! - mówi Basia, gdy deszcz przemienia się w ulewę z piorunami.

- Nie martw się córeczko, w czasie burzy samochód jest najbezpieczniejszym miejscem, nic nam się nie stanie - uspokaja córkę. Zawsze wie, co powiedzieć, jest taki madry i inteligentny i taki spokojny jednocześnie. Nic dziwnego, że jakaś inna sobie go upatrzyła.

Z minuty na minutę jedziemy coraz wolniej, zaczyna padać grad, co już nie jest ani trochę śmieszne i zabawne.

- Chyba musimy się gdzieś zatrzymać - mówię do niego po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy się kłócić (to znaczy ja zaczęłam, bo on był nadzwyczaj opanowany, zdążył się przygotować do tematu, ot co).

Po kilkuset metrach zauważamy tabliczkę "wolne pokoje" przyczepioną do jakiegoś domu.

- Nie ma co ryzykować, idę zobaczyć, czy da się tu przenocować
Wraca po jakiś dziesięciu minutach i oznajmia, że wszystko załatwił i że możemy się wypakowywać. Pożyczył nawet parasolwe od gospodarzy.

Pokoje może nie są na najwyższym poziomie, ale przynejmniej nie dociera tutaj deszcz, jest cicho i ciepło, i schludnie - to trzeba przyznać. Nawet Baśka nie kręci nosem, chyba ją ta burza na dobre przestraszyła. I proszę, jak to nasze dzieci zmieniają poglądy w zależności od sytuacji! W jednym pokoju jest duże łóżko małżeńskie, w drugim łóżko piętrowe. Wychodzi na to, że my śpimy z Asią, a Kasia i Basia osobno! Nic mi to nie przeszkadza, i tak nie mam zamiaru się z nim kochać, nawet nie zamierzam! Ale chciałabym dokończyć naszą rozmowę, a tutaj nie ma szans. Nie mam też czasu na złości, bo gospodarze zapraszają nas na późną kolację. Jemy więc razem z nimi.

To starsze małżeństwo. Widać, że bardzo się kochają. Mają czwórkę dzieci. Troje wyjechało w świat, a najmłodsza córka została z nimi na gospodarstwie. Mają dwie wnuczki - Kamilę i Michalinę, zbliżone wiekiem do naszej Basi.Podczas, gdy my pałaszujemy jajecznicę ze szczypiorkiem, one wychylają swoje główki przez balustradę na balkonie i sprytnie nas podglądają i bacznie obserwują.

Padam z nóg i pierwsza idę spać. Za to znowu wstaję ostatnia. Dziewczynki zaprzyjaźniły się z wnuczkami gospodarzy i w coś się tam bawią, wesoło przy tym śpiewając! Kamila i Michasia mówią dużo po kaszubsku i trudno czasami je zrozumieć, ale dzieci mają swój własny świat i potrafią porozumiewać się bez słów! Karol z Joasią poszli do najbliższego sklepu po bułki i coś na śniadanie, o czym komunikują mi gospodarze, gdy tylko wyściubiłam czubek nosa poza sypialnię.

Skoro tak to wygląda, to ja idę spać dalej, i rzeczywiście znikam w ciepłych pieleszach. Budzi mnie dopiero zapach kawy. Gdy przychodzę do kuchni, śniadanie już czeka na stole. Wszyscy się zbiegają i jemy razem. Tak bardzo chcę dokończyć naszą rozmowę z Karolem, ale nie ma jak i kiedy.

Po późnym śniadaniu jedziemy nad jezioro i do znajomego pana Kazimierza (gospodarza), który sprzedaje wędzone przez niego ryby! Ale są pyszne! Zjadamy od razu po dwie porcje, a resztę tego, co właśnie uwędził, bierzemy ze sobą do stolicy.
W drodze powrotnej język mnie już świerzbi i chciałabym dowiedzieć się cokolwiek, ale jak na złość dziewczynki nie śpią, tylko nucą piosenkę, którą śpiewały małe kaszubiątka:

Wele, wele, wetka, gdzeż te beła?
Wele, wele, wetka, u stareszki.
Wele, wele, wetka, coś dostała?
Wele, wele, wetka, miska peszki.
Wele, wele, wetka, tata przeniós,
wele, wele, wetka, ful miech slewów.
Wele, wele, wetka, smakowało?
Wele, wele, wetka, jo jo jo.

czwartek, 2 grudnia 2010

ODCINEK 2 - TRUSKAWKI

ODCINEK 2

TRUSKAWKI

Sylwia miała rację. Taki babski wyjazd był mi potrzebny. Jednak kobieta rozumie kobietę. Kiedyś byłam zupełnie innego zdania, sądząc, że tylko w męskim towarzystwie można się dobrze bawić. Teraz doceniam te spotkania z dziewczynami. A co mi tam! Każdy ma potrzebę wygadać się, ponarzekać, poplotkować. A z kim mam to robić? Z mężem? Jego tak często nie ma w domu, że mamy trudności z omówieniem spraw bieżących, a co dopiero jeśli mowa o czymś głębszym i dłuższym. A z obrazem nie chce mi się gadać. Tym bardziej do lustra, też nie!!! A tak to mam zaliczony fajny wypad za miasto, dodatkowe 1000 kalorii więcej (zliczając szarlotkę z bitą śmietaną, kawę, lody i watę cukrową, którą Asia chciała, ale tylko oczami) i 20 kilo truskawek. No i niewielką opaleniznę na twarzy! To już coś! Czerwcowe słońce robi swoje!

Truskawki kupiłyśmy w drodze powrotnej. Pełno teraz tych straganów! Zatrzymałyśmy się przy jednym i z myślą o kilogramie, może dwóch na wieczorną przekąskę, otrzymałyśmy 40 kilo (do równego podziału). Nie potrafiłyśmy odmówić miłej staruszce, która zapewniała nas, że owoce są najwyższej jakości i to jeszcze z ekologicznej uprawy! W dobie, kiedy ekologia ściśle w modzie, byłoby niemal grzechem odrzucenie takiej kuszącej oferty.

Wjechałyśmy jeszcze do sklepu, żeby kupić słoiki i woreczki do mrożonek. Teraz to można dostać wszystko. Jakie to wygodne! Nie mówiąc o tym, że czynne 24 h/dobę. A przecież są sklepy, które dowożą towar wprost do domu. Ja osobiście lubuję się w Almie. Wieczorkiem robię zakupy, a rano są u mnie. Wygodnie, szybko, bez problemu i bez wychodzenia z domu. Fakt, to wszystko rozleniwia, ale z drugiej strony mam czas na inne rzeczy, na przykład na zaległą lekturę lub ulubiony serial w telewizji.

- Wysiadamy - mówię do tylniej ławy. Sylwia właśnie podjechała pod nasz blok. Joaśka zasnęła, a Basia słucha jakiegoś rzempolenia na MP4. W rezultacie wyciągam śpiącą najmłodszą moją pociechę i ładuję się do windy niosąc ją na rękach. Już nie jest taka leciutka! Nogi jej zwisają, rączki też, ale tak słodko wtapia się we mnie i opiera główkę na mojej piersi. Uwielbiam to. Za mną pakuje się Basia z torbą i Sylwia z dwoma kartonami truskawek. Ruszamy!

Po dwóch godzinach obierania szypułek mam dość, a moje ręce zamiast bladoróżowe, są krwistoczerwone. No i proszę! Rób tu komuś dobrze! A dziewczyny?? Wyszły... przynajmniej zabrały Asię ze sobą, więc mamy czas z Sylwią na plotki. Nie widziałyśmy się jakiś czas, więc jest o czym pogadać.
- Nie jestem już z Adamem - powiedziała wyparzając słoiki, abyśmy mogły wsadzić do nich owoce.
- Nie?
- Miałam dość. Gość zaczął mnie ograniczać. Zabraniać. Chciał zarządzać moim czasem. Szczytem była sytuacja, gdy sprawdził mojego maila. Przez przypadek się wygadał. I w tym samym dniu jeszcze zażądałam, aby się wyprowadził. Chcę być z kimś, kto ma do mnie zaufanie, a nie pokątnie czyta moje wiadomości! Daj spokój! Trzeba się szanować!
- I jakie plany teraz?
- Brak. Chcę się jeszcze wyszaleć zanim wejdę w jakiś stały związek.
- He he! Ty to masz dobrze. Co ja mam powiedzieć? Od 15 lat z jednym facetem
- To jest godne podziwu! Chyba musisz go bardzo kochać
- Kocham, nie wiem tylko na jak długo sama miłość tu wystarczy
- To znaczy?
- Coraz rzadziej się widzimy, coraz mniej mamy ze sobą wspólnego i chyba nie za bardzo dbamy o to, żeby było dobrze. Cóż z tego, że przysyła mi kwiatki od czasu do czasu, albo daje ładną biżuterię, jak ja nie chcę tego. Wolę, żeby był z nami i spędził wspólnie czas. Zobacz. Jest sobota. Godzina prawie 20.00, a jego wciąż nie ma. Siedzę sama i powoli mam dość tych wszystkich samotnych wieczorów i weekendów.
- To znajdź sobie kogoś!
- Dobre sobie! Jestem wzorcowym przykładem monogamistki.
- A może jednak nie do końca, zawsze istnieje drugie dno!
- Czy mi się zdaje, czy ty zachęcasz mnie do zdrady?
-Powiedzmy, że zmuszam cię do myślenia nad innymi sposobami spędzenia dnia wolnego niż gotując ulubione danie męża i czekając aż raczy przyjść do domu!

Czy ona miała rację?! Ta myśl nie dawała mi spokoju! Cały tydzień krążyła po mojej głowie. Czy ja mogłabym być z innym mężczyzną niż z moim mężem? Nie! Nie ja! Moja rodzina jest dla mnie najważniejsza!

- Kasia! Skocz po bułki na kolację! Tato za chwilę będzie!

Najstarsza latorośl z trudem i ociąganiem zbiera się sprzed komputera i wkłada buty.

- A czemu zawsze ja? - próbuje dyskutować i negocjować jak to ma w zywczaju. Może i dobrze, ma zadatki na niezłego handlowca, choć mówi, że chce iść na medycynę. Swoją drogą ciekawostka, jak chce to zrobić, gdy nie może patrzeć nawet na pobieranie krwi. Ale jeszcze jest czas na to, żeby jej ten plan wybić z głowy, więc nie podejmuję dyskusji. I tak wiem, że to pod wpływem Małgośki, koleżanki z klasy, która mając obydwóch rodziców lekarzy i życie na najwyższym poziomie, sama planuje kontynuować rodzinną tradycję. Ciekawe, co będzie, gdy pozna kogoś zafasynowanego światem muzycznym i pragnącego zostać piosenkarzem, bo sama niesety, jako jedyna z nas wszystkich, nie ma zupełnie słuchu. Ale za to jest najlepsza w sporcie. Tam na górze wiedzą, jak dzielić talentami.

- Basia odrabia lekcje, a Joasia mogłaby nie trafić spowrotem do domu - odpowiadam i podaję listę drobnych zakupów oraz pieniądze.

- Aż tyle tego?!

- Nie marudź, zawsze może być więcej!

Wychodzi niezadowolona! Ostatnio rzadko jakoś można spotkać ją uśmiechniętą. Wciąż jest nadąsana i taka jakaś...hmm...dziwna. Ciężko z nią porozmawiać, ciężko znaleźć wspólny temat. Wciąż tylko liczą się koleżanki, koledzy i komputer z podpięciem do internetu. Chyba muszę wziąć się za nią. Może jakiś wspólny wypad? Tylko ja i ona? Żeby przypomnieć jej, że jest dla mnie bardzo ważna i może na mnie polegać! Dobry pomysł! Pytanie tylko: "kiedy"?

Karol wpadł do domu i od razu otworzył komputer.

- O której kolacja? - zapytał, jakbym była niemalże kelnerem w restauracji. O nie mój kochany - myślę sobie - nie będzie tak dobrze!

- Jak mi pomożesz, to znacznie szybciej! - odpowiadam z nieco obrażoną miną. Nie zamierzam zgrywać zadowolonej żony, gdy taka nie jestem.

- Kotku - mówi przegryzając marchewkę, którą właśnie obrałam i całuje mnie w policzek - jeszcze ostatnie zestawienie mi zostało i jestem twój.

Taaaa! To pewnie będzie już grubo po północy! Nie zamierzam rywalizować z tym jego excelem! Wracam do kuchni i oddaję się pertraktacją z samą z sobą o wyimaginowanym kochanku! A może jednak mogłabym takiego mieć? Może nie taka ze mnie monogamistka, jak się zarzekałam. Choć w teorii wszystko jest łatwiejsze niż w praktyce! Znając życie pewnie zwiałabym, gdzie pieprz rośnie i tyle by mnie widział. A tak naprawdę, to kto by mnie chciał? Nawet nie mam żadnych znajomych facetów, a jeśli już to wspólni kumple moi i Karola, więc nie ma w czym wybierać.

- Skończyłem! - mój mąż jakimś cudem zjawia się w kuchni po 15 minutach i rozwiewa moje myśli całując mnie w szyję, potem jeszcze raz z drugiej strony, schodzi niżej, pieści mój dekolt i moje piersi! Boże! Jak ja za tym tęskniłam! Byłam głupia myśląc w ogóle o zdradzie.

- Może pójdziemy do sypialni, a kolację skończymy później - proponuje, a ja kiwam głową na tak, bez zastanowienia, w miłosnym uderzeniu. Bierze mnie na ręce (mój mąż!!!mój mąż bierze mnie na ręce!!!jestem wniebowzięta!) i zanosi do sypialni. Delikatnie zdejmuje moją bluzkę nie przestając całować mojego ciała. Wow! Takiej gry wstępnej to ja nie miałam jakieś kilka miesięcy, jeśli nie kilka lat! Nieważne! Warto było czekać!!!

- Mamo, mamo, nie było kabanosów - Kaśka wróciła i krzyczy w salonie. Karol wystawia głowę z sypialni i mówi, żeby była ciszej, bo mamę boli głowa i śpi. Dobre sobie! W życiu nie zasnęłabym choćby na sekundę! Zamykamy zamek w drzwiach - dorobiliśmy się go, gdy Basia była mała, inaczej nasze życie erotyczne w ogóle nie miałoby miejsca. No chyba że kogoś bawi ta niepewność, czy ktoś trzeci wejdzie do pokoju czy nie. Ja wolę nie ryzykować.

Przechodzimy na łóżko i nieprzestając się całować zdejmujemy swoje ubrania i kochamy się jak kilkanaście lat temu. Po wszystkim moja głowa spoczywa na jego ramieniu, nasze nogi są razem splecione, chwila dla nas, która jest dla mnie całym światem!

- Mamo, Aśka zrobiła kupę - z pokoju słychać znowu Kaśkę. Czyli szybki powrót do rzeczywistości.

- Zostań, ja się tym zajmę - Karol wstaje z łóżka i jeszcze raz całuje moje usta gorąco i namiętnie.

- Powtórzymy to w nocy, jak ci za drzwiami będą spali - szepce mi do ucha!

Gdy on zajmuje się oporządzeniem Joasi, ja biorę prysznic i w zwiewnej koszulce pojawiam się w kuchni. Kolacja jest dużo później niż zaplanowaliśmy! Ale co tam! Z głodu nikt nie umarł!

wtorek, 30 listopada 2010

ODCINEK 1 - CELEM ZAPOZNANIA

Dobre sobie. Ciekawe jak mam być zadowolona z tego życia które mam. Z jednej strony wszystko w porządku. Nawet zgodnie z regułami. Studia skończone. Potem ślub. Potem dzieci. Najpierw jedno. Potem drugie. Trzecie. Na tym skończyliśmy dwa lata temu. Na szczęście. Kocham te dzieciaki moje, ale czasami mam ich dosyć. Wychowuję, pracuję, biegam od jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie. Oczywiście zajęć moich pociech. Brrrr. Mam dość. Choć na co dzień w takim biegu nie ma czasu pomyśleć nad swoim życiem. Zastanowić się. Może i dobrze, bo człowiek popadłby w depresję.

Mąż jest ok. Ma na imię Karol. Pracuje w dziale finansowym jednej z warszawskich korporacji. Firma w zamian za to, że daje nam w porządku pensję, z której możemy raz w roku wyjechać naszą piątką na wakacje i świadczenia zdrowotne dla całej rodziny, to zabiera mi męża. Czasami na kilka dni, gdy wyjeżdża na szkolenia albo w delegację. On to lubi. W porządku. Cieszę się, że spełnia się zawodowo, ale czemu w zamian za to, ja muszę spędzać czas sama z trójką naszych „przecinaków”. Też bym chciała wyjechać. Najlepiej na rok. Sama. Daleko. Bez telefonu.

Kasia. Basia. Joasia. To nasze dziewczynki. Mimo usilnych prób, dotychczas chłopak się nie pojawił. Ja się nawet cieszę. Mąż mniej. On chciałby mieć syna. Bardzo. Według zasady. Zbudować dom, zasadzić drzewo, urodzić syna. No cóż. W życiu nie mamy wszystkiego, czego pragniemy. Tak to już skonstruowane. Moja komórka nie łączy się tak z jego plemnikiem, żeby powstał Michałek. Imię mamy wybrane i niezmienne od jakiś 10 lat. Ale więcej prób podejmować nie planuję.

- Mamo, mamo! – z pokoju wrzeszczy Kaśka. – Musisz mi dać pięć dych na korki z matmy.

No tak, po to jestem. Dobra kasa zapomogowo-pożyczkowa. Bezzwrotna na dodatek.

- Weź sobie z portfela – krzyczę z kuchni mieszając drewnianą łyżką leczo, ulubione danie Karola.

Dzisiaj sobota i ma wrócić wcześniej z pracy. Zobaczymy, czy to wcześniej nastąpi przed 21.00. Co ciekawe, że w umowie ma 40-godzinny tydzień pracy. Czasami mam wrażenie, że robi 200 albo nawet 300% normy. Wiem, że z mojej pensji bibliotekarki nie moglibyśmy opłacić 150 metrowego apartamentu w samym centrum Warszawy, ale boję się, że za chwilę stracimy na dobre coś bardzo bardzo ważnego. NAS. Pytanie tylko, czy MY jeszcze jesteśmy, czy nie tylko JA i ON i DZIECIAKI.

Psycholog, u którego ostatnio byłam, a którego poznałam w naszej bibliotece, podczas spotkania inauguracyjnego z czytelnikami, stwierdził, że powinniśmy zacząć od rozmowy. Stwierdził, że udane życie seksualne też jest czymś, co może wpłynąć na poprawę kontaktów w małżeństwie. Ciekawostka! Zwłaszcza, że od jakiegoś roku to jego częściej „boli głowa” niż mnie. Tulę się do niego w łóżku, zakładam najbardziej ekstrawaganckie koszulki, biustonosze! Ba, nawet takie seksowne pończochy sobie kupiłam. Ekspedientka mówiła, że podziała! A nie podziałało. Zasnął. Tak po prostu. Nawet nie popatrzył. Nie zdążył.

Tak, tak, wiem. Nie raz zastanawiałam się, czy ma kochankę. Analizowałam ten temat setki, a nawet tysiące razy. Sprawdziłam nawet jego telefon komórkowy. W końcu doszłam do wniosku, że on nie ma nawet czasu na zdradę. Cały czas pracuje. Dzieciaki ledwie go widzą, a powinny spędzać więcej czasu z ojcem. Zwłaszcza Kasia, która wchodzi w wiek dojrzewania i te wszystkie jej kontakty z Szymonem czy Marcinem nie za bardzo mi się podobają. Coraz więcej pyskuje i traktuje rodzeństwo z góry. Jakieś dziwne mam jednak wrażenie, że nas też uważa za niższą warstwę społeczną albo niepotrzebną kulę u nogi. No chyba że chodzi o kasę lub o pozwolenie na późniejsze przyjście do domu. To wtedy są najukochańszymi rodzicami, wtedy bez problemu. O ile oczywiście spełniają żądania córeczki.

Jeśli chodzi o Basię to niepokojące jest to, że jest jak chorągiewka. Z jednej strony jeszcze dziecko, z drugiej chce naśladować na każdym kroku swoją starszą siostrę. To mnie denerwuje. Dlaczego nie ma własnego zdania, dlaczego nie chce cieszyć się swoim wiekiem, a marzy, by być trzy lata starsza. Zupełnie odwrotnie niż ja. Ale takie chyba prawa młodości.

Z Joasią nie ma na razie takich problemów. Pocieszny 2-letni brzdąc, którego wszędzie pełno. Przynajmniej mam się do kogo przytulić, jak Karol na wyjeździe. Wtedy biorę Aśkę do łóżka i śpimy razem. Przytulam się do niej, a ona przekazuje mi swoje pozytywne emocje.

Dzwoni telefon. To pewnie Karol z informacją, że się spóźni.
- Hallo
- Cześć Piękna. Co porabiasz – to Sylwia, moja najlepsza przyjaciółka. Zawsze mówi to, co myśli, bez owijania w bawełnę. Cecha ważna, choć obecnie mało pożądana. Zazwyczaj wolimy kłamstwo niż bolesną prawdę. Niestety. Lubimy się okłamywać. Żyć iluzją i ułudą. Przy Sylwii się nie da. Może i dobrze. Jest typową realistką. I mimo że czasem przybija mnie jej myślenie, to często okazuje się, że miała rację.
- Hej. Gotuję obiad i próbuję ogarnąć dom.
- Nie żartuj, że w taki piękny wolny od pracy i obowiązków dzień, ty stoisz przy garach. Zabieraj dziewczyny i wybieramy się na przejażdżkę – mówi. Sama nie ma dzieci. Była tak zwanym singlem. Od kilku miesięcy spotykała się z niejakim Adamem, jednak chyba nie do końca jest do niego przekonana. Czasami zazdroszczę jej tych luźnych związków. Tej swobody i robienia tego, na co ma się tylko ochotę, gdy inni nie wiedzą, w co włożyć ręce. Z drugiej jednak strony, zawsze pragniemy tego, czego nie mamy. Ona pewnie chciałaby mieć męża i dzieciaka. Jej zegar biologiczny tyka i z czasem szanse, zwłaszcza na potomstwo, maleją. Bo mąż może poczekać. kiedyś powiedziała mi, że zastanawia się nad skorzystaniem z banku spermy. Kobieta z dzieckiem też jest atrakcyjna, a przynajmniej miałaby dla kogo żyć. Wtedy po raz pierwszy wygadała się, że tęskni za stabilizacją i własną rodziną. A jednak!
- Możesz zawsze przyjechać mi pomóc – odpowiedziałam
- Pomogę, ale nie teraz. Jak wrócimy, ok.?
- A gdzie w ogóle chcesz jechać?
- Myślałam o jakiejś kawie i lodach poza Warszawą. Co ty na to? Kawa dla nas, dla małych lody.
- Sama nie wiem – jak zwykle się wahałam wybierając pomiędzy przyjemnością a obowiązkami.
- Chodź, przynajmniej czas ci szybciej upłynie zanim ten twój mężulek wróci do domu. I nie będziesz do niego wydzwaniała tysiące razy
- I tak nie odbiera
- No widzisz, tym bardziej. Zbierajcie się! Będę za pół godziny.

I totalna zmiana planów. Dlaczego nie potrafię powiedzieć „nie”. A może i dobrze!

- Kasia, Basia, Joasia – krzyczę z łazienki susząc w pośpiechu włosy i próbując ujarzmić w jakikolwiek sposób moją fryzurę. – Jedziemy na wycieczkę!

Joasia przybiega pierwsza, i jak się okazuje za chwilkę, jedyna zadowolona z moich planów. Tamte dwa wyrostki wolą grę na komputerze, albo rozmowy przez gadu gadu. Boże!!! A gdzie kontakty międzyludzkie? Czy już wszystko odnosi się do zapisu zero-jedynkowego?

W rezultacie i po dłuższym starciu jedzie ze mną Asia i Basia. Kasia wymawia się korepetycjami. No przecież nie mogę zabronić jej dostępu do wiedzy, skoro już przejawia do niego jakąkolwiek chęć.

Pakujemy się do nowej hondy Sylwii i ruszamy w drogę! Dobrze mi z nimi! Nieposprzątane mieszkanie i niedokończony obiad mogą poczekać. Raz na jakiś czas mogę mieć jakąś przyjemność z życia!

Zapraszam do lektury!

Pierwszy raz nietypowo, bo w poniedziałek (a w zasadzie we wtorek) pierwszy rodział NIEBIESKIEJ TASIEMKI!!!

Zapraszam do lektury :)

Od następnego tygodnia spotykamy się w niedziele i w środy!