środa, 26 października 2011

ODCINEK 39 - LEKCJA GEOGRAFII

Żałuję.

„Żałuję” to chyba najlżejsze określenie tego, co się stało, tego, co zrobiłam ze swoim życiem i zdrowiem. Dopiero teraz, po kilku miesiącach dociera do mnie, jaka byłam głupia i naiwna. Jak łatwo wciągnęłam się w gierki, które z pozoru nieszkodliwe, mają wpływ na całe moje życie.

Po pierwsze strata Kuby. Nie mógł znieść tego mojego odchudzania. Mówił, że się zmieniłam, że mnie nie poznaje, że nie chce, żebym była jak Michalina i jej banda. Odsuwaliśmy się od siebie. Ja byłam coraz bardziej zapatrzona w Miśkę, a on coraz bardziej w Monikę. To mnie tym bardziej dopingowało do tego, żeby się jeszcze więcej odchudzać i pokazać Kubie, jaka ze mnie laska.

Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Trafiłam do szpitala, a moje wyniki z badania krwi okazały się fatalne. Zajął się mną doktor Maciej. Super lekarz. Pomagał mi przez to przejść, zapisałam się na terapię psychiatryczną, chodzę na nią regularnie i rzeczywiście pomaga. Pani Anastazja uświadomiła mi, jak bardzo niezdrowe odchudzanie, potem bulimia czy anoreksja wykańczają nie tylko fizycznie człowieka, ale też niszczą jego psychikę, burza kontakty ze społeczeństwem, oddalają od bliskich, a w rezultacie prowadzą do osamotnienia, szukania pocieszenia w czterech ścianach.

Kolejną sprawą jest moje zdrowie. Mam anemię. Muszę bardzo uważać na to, co jem, kiedy i w jakich ilościach. Często mdleję, tracę przytomność. Podstawą diety jest wszystko, co zawiera dużo żelaza.
No i moje zęby. Przez to, że tak często wymiotowałam, szkliwo się zniszczyło i weszła próchnica. Chodzę więc co tydzień do stomatologa, który boruje mi dziurę po dziurze. Oczywiście bez znieczulenia. Ja znieczuleń nie biorę! Mam w nosie! Chcę wiedzieć, co baba tam mi robi w zębie, a nie siedzieć jak otępiała, a potem czekać aż zejdzie opuchlizna z policzka. Pod tym względem jestem podobna do mamy! Tata nie dość, że rzadko chodzi do dentysty, to podczas ostatniej wizyty chciał znieczulenie na sam „przegląd” uzębienia.
Nie mówię już o żołądku i innych takich wewnętrznych organach. Wpędziłam się w niezłe gówno. I to na własne życzenie! Ale teraz muszę się uporać z tym całym bałaganem. Moja piaskownica i moje zabawki. Mama mi pomaga, wspiera. Częściej ze sobą rozmawiamy. Wpuściłam ją trochę do mojego życia, do którego od dawna nikt poza Asią nie miał wstępu. Nie ufam ludziom. Boję się porażki i zranienia. Dlatego często jestem takim odludkiem. Dobrze czuję się sama ze sobą, gdy rysuję, gdy tworzę.

Marzę o architekturze. Chciałabym projektować wnętrza. Teraz cały wysiłek wkładam w to, żeby dostać się na studia. Chodzę na kursy rysunku, uczę się historii malarstwa. Mam nadzieję, że się dostanę. To moja wielka szansa. Wreszcie pokażę wszystkim, na co mnie stać. Może rodzice będą ze mnie dumni.Bardzo bardzo bardzo bardzo bym chciała.

- Kaśka! – Oliwia szepce mi podczas matmy do ucha. Siedzi za mną w ławce, a ten sposób komunikacji sprawdza się w szkolnych salach od lat – Idziesz z nami do kina po szkole?
- Mam korki o 18 – piszę jej wiadomość w zeszycie i podnoszę go do góry
- Do osiemnastej się wyrobimy!
- Zatem ok.! – kolejny wpis do zeszytu

- Dziewczyny, proszę o spokój. Jeśli chcecie czymś podzielić się z całą klasą, to bardzo proszę – geografica nie pozwala sobie na takie zagrania na jej lekcji. – A może któraś z was ma zamiar zaprezentować się przed tablicą. Zawsze możemy sprawdzić wasz zasób wiadomości

Z doświadczenia wiemy, ze lepiej się nie odzywać, pozwolić się jej wygadać, a na końcu przeprosić.

- Gdyby tak wszyscy rozmawiali na lekcji, od czegóż byłyby przerwy. Czy dla was przerwy są za krótkie? – chwila milczenia, które tylko z pozotu jest bezpieczne. – No proszę, odpowiedzcie mi, czy przerwy dla was są za krótkie na to, żeby się wygadać? Nie licząc oczywiście spotkań po szkole, smsów, telefonów, gadu-gadu, facebooka i innych takich. A czy ktoś z was napisał ostatnio jakiś list? Szkoda, że ta tradycja zanika. Dla was liczy się tylko internet. Tam zdobywacie znajomości, tam dyskutujecie, tam się ze sobą spotykacie. Nie zapominajcie jednak o przebywaniu ze sobą, rozmowie w cztery oczy. Bo czego wy nauczycie wasze dzieci? Jak będziecie z nimi się porozumiewać? Fakt, w internecie można znaleźć dosłownie wszystko, ale nie można przestać czytać książek, gazet. Choć podobno w dzisiejszych czasach elektroniczne wersje sprzedają się dużo lepiej. Tak samo audiobooki. Oczywiście, to nic złego. Rozumiem ten postęp technologiczny i sama z niego korzystam, mimo że uważacie mnie za starą i spróchniałą. No nie patrzcie tak na mnie! Wiem, że tak jest. Też kiedyś byłam w waszym wieku i przepaść między mną a nauczycielami wydawała się nie do pokonania. Chcę wam tylko uświadomić, że postęp technologiczny nie może zastąpić wszystkiego. Relacji, spotkań, szczerej rozmowy, kreatywnej dyskusji, dotyku i ciepła, w końcu miłości. Takiej prawdziwej, a nie zero-jedynkowej.

Cała klasa siedzi w bezruchu. Słuchamy ze zdziwieniem. Geografica taka inna niż zwykle. Otworzyła się na nas, powiedziała więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Krytykuje, ale rozsądnie. Wow. Respect. Po minach kolegów widzę, że też to „kupili”.

- A kto z was nie ma konta na facebooku? – zapytała po chwili. – No proszę, podnieście ręce.

Dwie dłonie w górze. Paweł i Kuba. Mój Kuba. To znaczy teraz Kuba Moniki.

- Dwie osoby. Zdradzicie nam powody waszej nieobecności na najbardziej znanym portalu społecznościowym.

- Mi zablokowało się konto – przyznał szczerze Paweł. – Brat mi zrobił psikusa, zmienił hasło i mail i skasował mój profil. A nowego nie miałem czasu jeszcze założyć, bo to było w ten weekend.
- No cóż – nauczycielka nie była najwyraźniej mega zadowolona z tej odpowiedzi – plus za szczerość. W dzisiejszym świecie szczerość jak na lekarstwo. Stąd doceniam. A ty Kuba? – zwróciła się do mojego byłego a obecnego Moniki chłopaka.
- Ja nie założę. Nie potrzebuję. Nie utożsamiam się z tym nurtem. Nie chcę, żeby ktoś wkradał się w moją prywatność. I nie mam też potrzeby podglądania ani obserwowania innych. Konta na naszej-klasie też nie miałem. Ale to, że nie mam to nie znaczy, że neguję. Jednak każdy ma prawo wyboru. Ja zazwyczaj wybieram odwrotnie niż wszyscy, co oczywiście jest utapieniem dla mojej mamy.

Zaczęliśmy się śmiać, lecz tak naprawdę Kuba urósł w naszych oczach. Fakt jest faktem, przeciwstawia się, brnie czasem pod prąd, tworzy sobie niezależne ścieżki. Jest pewien tego, co robi i co mówi. Komu mówi i ile mówi. Jest oryginalny, ale nie dlatego, żeby tym się „wylansować”. Nie lubi stereotypów, „owczego pędu”, pogoni za czymś, co jest akurat modne i „na czasie”. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi. Teraz dopiero zrozumiałam, o co w tym chodzi.

Ta lekcja była niesamowita. Babka z geografii okazała się człowiekiem. I to człowiekiem, który nas urzekł, którego polubiliśmy. Polubiliśmy mimo tego, że na sam koniec zrobiła nam „pięciominutówkę”, z której wszyscy dostaliśmy „pały”.

A po szkole zamiast do kina poszliśmy do kawiarni. I rozmawialiśmy. Dyskutowaliśmy, czasem łagodnie, czasem bardziej ostro. Ale o ważnych dla nas kwestiach. Nie było Michaliny z ekipą. Kuba nas coraz bardziej zaskakiwał. Dojrzałością, światopoglądem innym od milionów nastolatków, odwagą reprezentowania swoich poglądów.

- Mogę cię odprowadzić? – zapytał, gdy już wychodziłam
Skinęłam głową, zgadzając się, a moje serce biło coraz szybciej.