środa, 22 czerwca 2011

ODCINEK 21 - OPADŁY MGŁY

ODCINEK 21

OPADŁY MGŁY

Minął tydzień, a po Danielu ani śladu. Nie odzywał się, nie pisał, nie dzwonił, nie pojawił. NIC. Codziennie jeżdżę do jego mieszkania, ale tam też NIC. Martwię się i to bardzo. Niepokoi mnie fakt, że zniknął tak bez śladu. Wkurza natomiast to, że nie mogę nic zrobić. Dziadostwo.

Dziewczynki szykują się do wyjazdu do Australii. Ja też. Zależy nam wszystkim na tym. Żeby być blisko, spędzić razem cudowne chwile, nacieszyć się sobą, odpocząć od codzienności. Już się nie mogę doczekać. I choć męczy mnie niepewność związana z Danielem, to właśnie ta podróż nastraja mnie optymistycznie.

Dzisiaj Basia ma w szkole swój pierwszy recital. W ramach DNI GÓR, które właśnie obchodzą w szkole, przygotowała utwory Starego Dobrego Małżeństwa. Idziemy więc dzisiaj wszyscy na 18.00 posłuchać Małej. Zamieniłam się w pracy na ranną zmianę i zaraz po niej zmykam do fryzjera (muszę coś zrobić z tymi włosami), a potem zabieram dziewczynki i Sylwię i lecimy kibicować Basi! Nie mogę tylko zapomnieć o kwiatach dla niej!

W bibliotece ruch jak na dworcu kolejowym. No tak, sesja zimowa za pasem, więc wszyscy ruszyli po wiedzę.

- Alicja do Ciebie – mówi Kornelia, która akurat odebrała telefon.

Trochę się zdziwiłam, że ktoś dzwoni na telefon stacjonarny w bibliotece. To się raczej nie zdarza. A może nie słyszałam mojej komórki (ale nie, przecież mam ją przy sobie – nikt nie dzwonił), więc pewnie zasięgu nie było. Może to dzieciaki, albo ktoś ze szkoły.

- Słucham – mówię, gdy już dałam radę przedostać się do aparatu.

- Cześć Alu, to ja Daniel.

- Daniel?

- Tak, przepraszam, że się nie odzywałem

- Martwiłam się

- Wiem, ja też i głupio mi, że nie wpadłem wcześniej na pomysł, żeby zadzwonić do biblioteki, ale też nie miałem sposobności

- Co się stało, wszystko w porządku?

- Już teraz tak. To nie rozmowa na telefon. Podaj mi tylko numer do siebie. Dasz radę spotkać się ze mną wieczorem?

- Jasne, że tak – mówię i podaję dziewięć cyfr, dzięki którym może się ze mną skontaktować.

- To super! O której ci pasuje? Dziewiętnasta może być!

- Jasne, poproszę Sylwię, żeby została z dziećmi

- Ok., zatem do zobaczenia

- Pa!

I tyle. Telefon zamilkł. Oprócz tego, że żyje, nie wiem nic więcej.

- Wszystko w porządku?

- Tak, chyba tak – mówię do Korneli

- Masz taką niewyraźną minę, jakby się coś stało.

- Właśnie, mam przeczucie, że się coś stało, ale nie wiem co.

- I to jest najgorsze. Niepewność. Niewiadoma. Lubimy przewidywać, lubimy wiedzieć.

- Chyba tak. Za kilka godzin się dowiem.

- To tyle jakoś wytrzymasz. Zwłaszcza, że dzień masz dziś nieźle napięty.

- Fakt – i w tym samym momencie, co wypowiadam to słowo, przypomina mi się, że przecież o szóstej jest koncert Basi! Siet!!! Wybieram szybko numer Daniela, ale nikt się nie zgłasza. Jak od tygodnia zresztą! Cholera! Czemu nie wzięłam do niego jakiegoś kontaktu. I czemu nie skojarzyłam faktów. Ale jestem wkurzona! I ciekawe, co teraz zrobię! Przecież nie zrezygnuję z występu mojej córki! To właśnie cała ja! Nie pomyślę zanim powiem! Do wieczora mam jeszcze chwilkę, może coś wykombinuję. Właściwie tylko na to liczę.

Fryzjerka sprawdziła się znakomicie! Wyglądam super! I to z dozą samokrytyki mówię! Naprawdę się sobie podobam. Pamiętam, jak niedawno przeczytałam w gazecie wywiad z jakąś modelką o tym właśnie, że uroda przemija. Jak powiedziała: „Podobałam się mężczyznom. Zwracali na mnie uwagę. O tym, że zaczęłam się starzeć i być dla nich coraz mniej atrakcyjna zorientowałam się, gdy przystojny chłopak nachylił się w moją stronę i zapytał, która jest godzina. Najgorsze jednak było to, że chodziło mu tylko i wyłącznie o to”.

Nigdy nie stawiałam urody na pierwszym miejscu, mama wpajała mi całą młodość, że wszystko co mam i kim jestem to moja wiedza i sposób traktowania innych. Dzisiaj staram się to przekazać moim córkom. I choć uczą się dobrze, martwi mnie fakt, że sprawy mody i wyglądu są dla nich priorytetowe. Może to takie czasy. Ale w życiu nie pozwolę zrobić Kaśce tatuażu. Jak już będzie na studiach, bardziej rozsądniejsza i świadoma niektórych nieodwracalnych decyzji to jak najbardziej, ale póki co to nie ma mowy.

- Bo Maja Sablewska ma! –argument mojej córki

- A kim jest ta Maja?

- Mamo! Ty jesteś z innej epoki! To będzie juror X Factor!

No to chyba jestem z innej epoki! W Polsce gwiazdami i idolami młodych są celebryci, którzy są bo bywają, bo się o nich pisze. Ok. Znam Sablewską. Była menadżerką Dody. Wiem. Pokłóciły się czy jakoś tak. Dziewczyna była dobra w tym, co robiła, ale czy to ma być idol mojego dziecka. A może przesadzam! Spytam się Kornelii – ona też ma dzieciaki w podobnym wieku.

- Ale pani ślicznie wygląda! – mówi mi opiekunka Asi

- Oj dziękuję!

- Naprawdę fantastyczna fryzura

- Mam nadzieję, że spodoba się Karolowi.

- No tak, za dwa tygodnie już lecicie.

- Niecałe. Odpocznie sobie Pani od nas

- Oj, ja bez małej to jak bez ręki. Tęsknię za nią strasznie.

- Czas szybko leci. Dopiero co były święta, a już za chwilę wylatujemy

- No właśnie. Przygrzać pani zupę?

- A poproszę. Zmarzłam strasznie, bo jeszcze szłam do kwiaciarni.

- Właśnie, piękny bukiet!

- Basia uwielbia białe róże. Ale w dwóch kwiaciarniach nie było i dopiero tutaj, na osiedlu dostałam.

- Na pewno jej się spodobają.

Zupę zjadam w pośpiechu. Dziewczynki już gotowe do wyjścia. Zastanawiam się cały czas, co zrobić z tym Danielem. A wiem! Zostawię mu karteczkę u portiera w bloku. Powinno się udać (oczywiście z załącznikiem czteropakiem dla pana na dole)!

Portier bez problemu się zgodził. Puszki z odpowiednią zawartością bardzo go ucieszyły i obiecał, że wszystkim się zajmie. Jednak mam głowę na karku! Napisałam, żeby do mnie zadzwonił ok. 20.00 to się jakoś umówimy.

Szkoła była pięknie wystrojona. Wszędzie rozwieszone były niebieskie płachty materiału, a na nich drobne światełka. Przygotowane było góralskie jadło, które za drobny datek na cele szkoły można było nabyć u uczniów. Asia zachwyciła się oscypkiem z grilla z żurawiną. Ja z Kasią zjadłyśmy pajdę chleba ze smalcem. Ale nam smakowało.

Potem zasiadłyśmy na widowni w pierwszych rzędach, żeby jak najlepiej widzieć naszą Basieńkę! Występowało kilka osób ze szkoły. Każda prezentowała coś innego. Były wiersze Tetmajera, fragmenty Witkacego, piosenki Wolnej Grupy Bukowina i wiele wiele wyśmienitych występów. Basia śpiewała cztery utwory.

„jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem

jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem

jak wyciągnięte tam powyżej gwiaździste ramiona wasze

a tu są nasze a tu są nasze”

Serce mi mocniej zabiło, gdy usłyszałam głos mojej córki. Grała na gitarze i śpiewała. Czysto i przepięknie. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak potrafi. Tak wyjątkowo, nieskazitelnie! Publiczność zamarła. Byłam z niej taka dumna.

Niedługo po pierwszym utworze, znowu pojawiła się na scenie. Widownia przywitała ją oklaskami. A ona sama na scenie, z instrumentem w dłoni, śpiewała idealnie, rewelacyjnie.

„Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,

Górą czmych już noc.

Ktoś tam cicho szepta by ktoś powrócił

Do gwiazd jest bliżej niż krok.

Pies się włóczy popod murami – bezdomny

Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony”

Refren śpiewała razem z publicznością:

„A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy

Toczy, toczy się los!

Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś

Już dość! Już dość! Już dość!

Odpędź czarne myśli!

Dość już twoich łez!

Niech to wszystko przepadnie we mgle!

Bo nowy dzień wstaje

Bo nowy dzień wstaje

Nowy dzień!”

Gdy skończyła, wszyscy wstali. Dostała owacje na stojąco! Asia pobiegła z kwiatami do niej, a ona – stała taka drobna, wiotka, skromna i cieszyła się, że się podobało.

- Byłaś fantastyczna – powiedziałam do niej, gdy już występy się skończyły!

- Szkoda, że nie było tatusia!

- Wszystko mu opowiemy i mamy płytkę z nagraniem! Na pewno byłby z ciebie dumny. My też jesteśmy! My też! – i uściskałam ją mocno

- Super siostra – pogratulowała jej Kasia – zachwyciłaś wszystkich! Niezła jesteś! Śpiewaj, a ja będę twoją menadżerką!

I w tym momencie zaświtało mi w głowie przekonanie, że to może być prawda! Kasia rewelacyjna jest w organizacji, uwielbia działać, coś robić. Pytanie tylko czy swoje plany o architekturze porzuci na rzecz bycia drugą Mają S.

Sylwia także miała dla Basi kwiaty i prezent – wspaniały kostium kąpielowy. Jak się potem okazało, kostiumy miała dla nas wszystkich. Boże, co ja bym bez tej Sylwii zrobiła, wspaniała! Taka prawdziwa ciocia.

Było już po 20.00. Dopiero wówczas spojrzałam na telefon. SMS od Daniela, z jakiegoś nieznanego mi numeru: „Dostałem wiadomość w kopercie od lekko podchmielonego portiera ;) Czekam na twój telefon. Trzymam kciuki za Basię. D.”

Zadzwoniłam. Umówiłam się z nim na dziesiątą. Dzieci już będą w łóżkach i zostawię je pod opieką Kasi.

W drodze do domu kupiłyśmy tort czekoladowy. Zjadłyśmy prawie cały i popijałyśmy ciepłą herbatką lub mlekiem. Sylwia pomogła mi położyć Asię spać i pojechała do siebie. Kasia i Basia gadały jeszcze w łóżkach, gdy wychodziłam.

- Kasiu, tylko słuchaj, czy mała nie płacze i nie siedźcie długo, bo jutro do szkoły.

- Dobrze mamuś! Pa!

Daniel czekał pod blokiem.

- Cześć – powiedział

- Cześć – poczułam, że to całe zmartwienie ze mnie opadło, jak bardzo mi ciążyło i zdałam sobie sprawę, że naprawdę się o niego martwiłam.

Chwilę później siedzieliśmy w restauracji i opowiedział mi całą historię.

- Mieliśmy w pracy sytuację podbramkową i musiałem lecieć do Chicago. Było to tak nagłe, że nikogo nie powiadomiłem. Stwierdziłem, że zadzwonię już ze Stanów. Ale zaraz po wyjściu z lotniska, ktoś ukradł mi kurtkę. Pech chciał, że miałem tam wszystkie dokumenty, telefon i pieniądze.

- Kurcze…

- Na szczęście miałem jeszcze jedną kartę kredytową wsadzoną w tylnią kieszeń spodni. To mi uratowało życie. Najpierw pojechałem do firmy w Chicago, zadzwoniłem stamtąd do mojego szefa, pomogli mi załatwić paszport tymczasowy i wizę. Ale zamiast dwóch dni, spędziłem tam cały tydzień. Tyle trwało załatwianie formalności.

- Niezła przygoda

- To była masakra. Gdyby nie firma, która pomogła mi w formalnościach, byłoby kiepsko.

Gdy się zorientowałam, dochodziła 2 nad ranem. Właśnie zamykali restaurację. Wyszliśmy na zewnątrz. Jeszcze przez godzinę spacerowaliśmy po mieście. Noc była zimna. Daniel otulił mnie swoim ramieniem, żeby mnie rozgrzać. Na chwilę przystanęliśmy pośrodku Ogrodu Saskiego.

- Chciałbym cię pocałować – powiedział i delikatnie dotknął mojej twarzy swoimi dłońmi.

- Ja też tego pragnę – odparłam i schyliłam głowę. Daniel pogłaskał moje włosy, przytulił do siebie i poszliśmy dalej.

Tego wieczoru już nie rozmawialiśmy w ogóle. Słowa były zbędne. Cisza wystarczała. Mówiła więcej.