poniedziałek, 6 grudnia 2010

ODCINEK 3 - TO BE OUT OF THE LAND

ODCINEK 3
TO BE OUT OF THE LAND

Uwierzycie?! Bo ja z ledwością mogę!! Mój mąż ma wolny weekend!!! Mój mąż, ten sam, który nie pamiętam, kiedy wrócił wcześniej niż przed 19.00 z pracy do domu! A dzisiaj (czwartek) oświadczył, że jutro (piątek) przychodzi wcześniej (czyli o 17.00) i zabiera nas na wycieczkę. I żebyśmy były już spakowane, bo wyjeżdżamy! Aż do niedzieli!

Nie wiem, czy mi gdzieś tego męża podmienili czy co! A może ma jakąś kochankę, a to wszystko próba uregulowania sumienia! Ale nie sądzę! Najwyżej podpytam i będę baczniej obserwować! Jednak teraz nie zmaierzam się zamartwiać tylko cieszyć wyjazdem!

Sylwia w szoku!

- Ty lepiej idź z nim do lekarza, może mu się coś stało! Najpierw ten seks, teraz wycieczka! To już pakiet niemal luksusowy!

- Nooo - odpowiadam uszczęśliwiona

- I pilnuj go, czy coś tam nie rozrabiał - dodaje, jakbym sama nie wiedziała, że obserwacje czas zacząć! Ale to po weekendzie, teraz będę rozkoszowała się chwilą, przygodą i nami!

W piątek zwolniłam się wcześniej z biblioteki i zaczęłam upychanie walizek. Kaśka z oporem, ale się pakuje. Nawet nie za bardzo oponuje. Chyba przez zdziwienie, że jedziemy gdzieś wszyscy razem! I to w piątek już! Basia się cieszy! Joasia skacze z zadowolenia, śmieszny brzdąc w filetowej sukience!

Sprawdzam, czy wszystko wzięłam dla siebie i dla Aśki. Karol spakował się już wczoraj. Jemu, jak większości facetów, wiele nie trzeba, a z drugiej strony częstotliwość jego podróży służbowych i ich nieprzewidywalność, nauczyła go pakowania w piętnaście minut! Albo nawet i szybciej! Walizki Kasi nie kontroluję, ale u Basi wolę się upewnić! I całe szczeście! Wzięła ze sobą siedem par bluzek z krótkim rękawem, rajtuzy i cały zestaw do lalek Barbi, którym w przeciwieństwie do siebie, zabrała całą i kompletną garderobę - zarówno letnią jak i zimową, nie licząc kreacji wieczorowych! Robię więc szybką reorganizację i wszystko jest tak jak należy!

Mój mąż zjawia się punktualnie o piątej i pakuje wszystko do auta!

- Tatusiu, gdzie jedziemy - dopytuje się Kaśka, pewnie w trosce o to, czy jej telefon komórkowy będzie miał tam zasięg i będzie mogła wymieniać miliony sms-ów z niejakim Jakubem! Zakatrupię tego Jakuba, jak go tylko poznam! Kto to widział wysyłać po nocach do dziewczyny tyle wiadomości elektronicznych!!! I przy okazji budzić wszystkich członków rodziny (bo Kasia zapomina wyciszyć telefon, a dźwięki wiadomości budzą nas - jej nie, szczęściara).

- Zaraz się wszystkiego dowiecie - uśmiecha się i bierze przeszczęśliwą Asię na ręce.

Zjeżdżamy windą na parking i pakujemy auta. Muszę wrócić do domu, bo nie pamiętałam, czy wyłączyłam kuchenkę. Potem wraca Kaśka, bo zapomniała ładowarki, żeby broń Boże nie stracić łączności z panem J. Karol trochę się wścieka, ale po 15 minutach wyjeżdżamy spod bloku. Po kolejnych 10 minutach jazdy, okazuje się, że on zapomniał swoich przyborów do golenia! Ale już się nie wraca! Zatrzymujemy się w pierwszym lepszym sklepie z kosmetykami i kupujemy golarkę, krem i inne takie. Biorę przy okazji olejek do opalania i spray na komary!

Na szczęście nie ma takich korków i w miarę szybko wyjeżdżamy z miasta.

- To zdradzisz nam ten sekret, gdzie jedziemy - pytam

- Morze, kaszuby! Wszystko zorganizowałem! Dzisiaj i jutro Trójmiasto, potem Władysławowo, następnie Funka nad Jeziorem Charzykowskim i powrót! Dużo zwiedzania, mało leniuchowania!

Brzmi super! Jestem podekscytowana i mile zaskoczona!

Do Gdańska dojeżdżamy późnym wieczorem. Okazuje się, że Karol zarezerwował już hotel. Dla dziewczyn jeden pokój, druga sypialnia dla nas! Idziemy na kolację (Joasia śpi w wózku i nie ma szans jej dobudzić). Ale jestem głodna! Dopiero teraz czuję tę pustkę w żołądku! Zamawiamy ciężkostrawne dania i przepyszne winko!

Gdy doturlaliśmy się spowrotem do hotelu, było już grubo po północy! Dzieci padają z nóg, więc pewnie zaraz zasną, a ja cieszę się na ten romantyczny wieczór we dwoje! Ale chyba nie wszystko może być takie piękne, jak sobie to człowiek zaplanuje. Wspólna kąpiel zaproponowana przez Karola brzmi kusząco! Gdy wszystko gotowe, i wanna i świeczki i szampan nawet, ktoś puka do pokoju!

- Mamo, boli mnie ząb! - krzyczy Basia! No to witamy w rajskim ogrodzie! Pośpiesznie się ubieram, całuję męża w przelocie i z opuchniętą Baśką jadę na pogotowie! Na szczęście w dzisiejszych czasach są też dentyści, którzy pracują w nocy! Gdy już jest po wszystkim, gdy Basi wyrwano ostatni mleczny ząb i gdy ładują ją na wpół śpiącą do łóżka, budzi się Aśka!

- Mamusiu, opowiedz mi bajkę - miauczy jak kotek. To opowiadam o Królewnie Śnieżce i krasnoludkach, ostatnio jej ulubiona, aż zasypia. W naszym pokoju cisza. Karol śpi, z szampana uleciały wszystkie bombelki. Idę przynajmniej wziąć kąpiel. Nie łudzę się nawet, że dobudzę męża, aby zakończyć to, co zaczęliśmy kilka godzin temu. W końcu zasypiam, gdy na dworze robi się jasno, a na zegarze wybija szósta. To może zbiorę się na wcześniejsze śniadanie, żeby nie tracić dnia. Ale siły opadają, a Morfeusz bierze mnie w swoje objęcia.

Halo, gdzie wszyscy są. Nie wiem, która jest godzina. Karola nie ma, dzieciaków też nie słychać. Leniwie wstaję z łóżka. Na stole leży kartka.

"Nie chcieliśmy cię budzić! Jesteśmy na spacerze nad morzem"

Szukam mojego telefonu, ale nie mogę go nigdzie znaleźć. Chcę sprawdzić, która godzina i zadzwonić do moich. Z telefonu hotelowego dzwonię na recepcję.

- Dochodzi pierwsza - mówi recepcjonistka - pani mąż przedłużył pobyt do godziny piętnastej

- Aha, dziękuję za informację - odpowiadam zaskoczona tym, że tyle spałam. A przecież miałam się tylko zdrzemnąć.

Gdy kończę poranną toaletę, zjawia się ekipa.

- I jak gotowa? - pytają

- Kupiliśmy ci drożdżówkę, bo nie jadłaś śniadania - Kaśka podaje mi woreczek, z którego wydobywa się zapach powodujący łaskotanie w żołądku.

- Zbieramy się - mówi Karol - obiad zjemy już we Władysławowie.

No ok. Nawet, gdybym miała inne zdanie, nie wywalczyłabym nic w tej sprzymierzonej grupie nastawionej rzeczywiście na czynny wypoczynek.Nawet Kasia jest zadowolona, a to miła niespodzianka.

We Władysławowie pałaszujemy rybkę z frytkami, colę i zimne piwko (to ja, bo Karol prowadzi, a dzieciaki za małe, choć Kaśka próbowała coś negocjować), a potem gofry z bitą śmietaną i truskawkami i jeszcze lody. Na koniec wszystkich trochę mdli od tego nadmiaru słodkości, ale nikt nic nie daje po sobie poznać! Odważniacy! Zobaczymy, co będzie w samochodzie.

Wieczorkiem pakujemy się do auta, zmęczeni słońcem, wiatrem, plażą i chodzeniem. Dziewczynki zasypiają zanim jeszcze Karol zapalił silnik. Wyruszamy na dalsze
zwiedzanie Kaszub. Cel: Jezioro Charzykowskie.

- Wiesz, dlaczego tam jedziemy?

- A jest w tym jakieś drugie dno? - pytam, bo pytanie zupełnie mnie zaskakuje, zresztą jak cały ten weekend.

- Pamiętasz, jak się poznaliśmy

- No...tak...

- A pamiętasz nasze pierwsze wakacje?

- Karol, mów o co chodzi, bo wiesz, że średnia u mnie cierpliwość do takich zgadywanek.

- Jakieś 15 lat temu, gdy jechaliśmy nad morze po raz pierwszy na wspólne wakacje

- Tak, jechaliśmy autostopem, bo szkoda nam było pieniędzy na bilet.

- No właśnie, i wtedy po drodze pewien miły kierowca zabrał nas do Funki właśnie nad jeziorem Charzykowskim!

- Boże, zupełnie o tym zapomniałam, teraz dopiero mi się przypomina - a cały dzień próbuję przypomnieć sobie, skąd ja znam tą miejscowość. Jednak pamięć z wiekiem coraz słabsza!

- Więc jedziemy tam, na pyszną wędzoną rybkę. Wynająłem dwa pokoje w gospodarstwie agroturystycznym

- To już widzę, jak się Basia ucieszy - ona ma świra na punkcie czystości i nie cierpi niesprawdzonych miejsc, niedomytych łazienek i takich tam.

- Nie martw się, teraz agroturystyka to wysoki standart, ludzie naprawdę dbają o to, co oferują gościom.

- Mam nadzieję - powiedziałam, pełna obaw o nieuchronną kłótnię.

Słuchamy Georga Micheala, Karol nuci pod nosem, a ja cieszę się chwilą. Deszcz delikatnie zaczyna kropić, a mój mąż kładzie rękę na moim kolanie. Pamiętam, jak kiedyś marzyliśmy o aucie z automatyczną skrzynią biegów, żeby ręka zamiast na lewarku, spoczywała na moich nogach. Ale zanim marzenia się spełniły, już nikt nie myślał o takich ekscesach podczas jazdy. Romantyczność gdzieś z nas wyparowała. Tak to bywa, niestety!

- Kochanie, muszę ci o czymś powiedzieć

O! Zaczyna się! Jak on ma kogoś, to ja już z nią sobie porozmawiam! Nie ma mowy, żeby jakaś zdzira zniszczyła nam nasze życie. Nasze małżeństwo, bezpieczne dzieciństwo naszych dziewczynek! Wiedziałam, wiedziałam, że ten wyjazd nie będzie zwykłą przyjemną wycieczką! To znaczy łudziłam się, ale Sylwia miała rację! Na takie niespodziewanie miłe zachowania ze strony faceta trzeba nieźle uważać. Boże!

- Kim ona jest?

- Co? - pyta jakby nie wiedział, o co mi chodzi

- Kto to jest, pytam! Chcę znać całą prawdę!

- Ale to nie tak!

- Nie kłam! - prawie krzyczę, a łzy napływają mi do oczu

- Alicja! O czym ty mówisz!

Nasze krzyki budzą dziewczynki i nie pozwalają dokończyć rozmowy. Jedziemy więc dalej i nie odzywamy się do siebie. Deszcz pada coraz bardziej, przynajmniej krople dudniące o szyby tłumią moje pociąganie nosem.

- Tatusiu, boję się! - mówi Basia, gdy deszcz przemienia się w ulewę z piorunami.

- Nie martw się córeczko, w czasie burzy samochód jest najbezpieczniejszym miejscem, nic nam się nie stanie - uspokaja córkę. Zawsze wie, co powiedzieć, jest taki madry i inteligentny i taki spokojny jednocześnie. Nic dziwnego, że jakaś inna sobie go upatrzyła.

Z minuty na minutę jedziemy coraz wolniej, zaczyna padać grad, co już nie jest ani trochę śmieszne i zabawne.

- Chyba musimy się gdzieś zatrzymać - mówię do niego po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy się kłócić (to znaczy ja zaczęłam, bo on był nadzwyczaj opanowany, zdążył się przygotować do tematu, ot co).

Po kilkuset metrach zauważamy tabliczkę "wolne pokoje" przyczepioną do jakiegoś domu.

- Nie ma co ryzykować, idę zobaczyć, czy da się tu przenocować
Wraca po jakiś dziesięciu minutach i oznajmia, że wszystko załatwił i że możemy się wypakowywać. Pożyczył nawet parasolwe od gospodarzy.

Pokoje może nie są na najwyższym poziomie, ale przynejmniej nie dociera tutaj deszcz, jest cicho i ciepło, i schludnie - to trzeba przyznać. Nawet Baśka nie kręci nosem, chyba ją ta burza na dobre przestraszyła. I proszę, jak to nasze dzieci zmieniają poglądy w zależności od sytuacji! W jednym pokoju jest duże łóżko małżeńskie, w drugim łóżko piętrowe. Wychodzi na to, że my śpimy z Asią, a Kasia i Basia osobno! Nic mi to nie przeszkadza, i tak nie mam zamiaru się z nim kochać, nawet nie zamierzam! Ale chciałabym dokończyć naszą rozmowę, a tutaj nie ma szans. Nie mam też czasu na złości, bo gospodarze zapraszają nas na późną kolację. Jemy więc razem z nimi.

To starsze małżeństwo. Widać, że bardzo się kochają. Mają czwórkę dzieci. Troje wyjechało w świat, a najmłodsza córka została z nimi na gospodarstwie. Mają dwie wnuczki - Kamilę i Michalinę, zbliżone wiekiem do naszej Basi.Podczas, gdy my pałaszujemy jajecznicę ze szczypiorkiem, one wychylają swoje główki przez balustradę na balkonie i sprytnie nas podglądają i bacznie obserwują.

Padam z nóg i pierwsza idę spać. Za to znowu wstaję ostatnia. Dziewczynki zaprzyjaźniły się z wnuczkami gospodarzy i w coś się tam bawią, wesoło przy tym śpiewając! Kamila i Michasia mówią dużo po kaszubsku i trudno czasami je zrozumieć, ale dzieci mają swój własny świat i potrafią porozumiewać się bez słów! Karol z Joasią poszli do najbliższego sklepu po bułki i coś na śniadanie, o czym komunikują mi gospodarze, gdy tylko wyściubiłam czubek nosa poza sypialnię.

Skoro tak to wygląda, to ja idę spać dalej, i rzeczywiście znikam w ciepłych pieleszach. Budzi mnie dopiero zapach kawy. Gdy przychodzę do kuchni, śniadanie już czeka na stole. Wszyscy się zbiegają i jemy razem. Tak bardzo chcę dokończyć naszą rozmowę z Karolem, ale nie ma jak i kiedy.

Po późnym śniadaniu jedziemy nad jezioro i do znajomego pana Kazimierza (gospodarza), który sprzedaje wędzone przez niego ryby! Ale są pyszne! Zjadamy od razu po dwie porcje, a resztę tego, co właśnie uwędził, bierzemy ze sobą do stolicy.
W drodze powrotnej język mnie już świerzbi i chciałabym dowiedzieć się cokolwiek, ale jak na złość dziewczynki nie śpią, tylko nucą piosenkę, którą śpiewały małe kaszubiątka:

Wele, wele, wetka, gdzeż te beła?
Wele, wele, wetka, u stareszki.
Wele, wele, wetka, coś dostała?
Wele, wele, wetka, miska peszki.
Wele, wele, wetka, tata przeniós,
wele, wele, wetka, ful miech slewów.
Wele, wele, wetka, smakowało?
Wele, wele, wetka, jo jo jo.