środa, 13 lipca 2011

ODCINEK 24 - BEZ ZMIAN

Po wizycie Korneli, świat wydał mi się znowu jakiś bardziej optymistyczny. Nawet swoją znajomość z Danielem przestałam widzieć wyłącznie z perspektywy wyrzutów sumienia. Po pierwsze, między nami do niczego nie doszło, po drugie – owszem, pociąga mnie zarówno intelektualnie jak i fizycznie, ale przecież nie on pierwszy i nie ostatni. To, co jest między nami to tylko niewinny flirt. Lubimy spędzać ze sobą czas, ale przecież nawet w życiu go nie pocałowałam. Mogłabym się w nim zakochać, pokochać go, ale to już byłaby zdrada. Zdrada, która czasami bardziej rani niż fizyczne zbliżenie.

I wiem, że gdybym zerwała z nim kontakt, to wszystko byłoby łatwiejsze i… czystsze. Ale nie umiem. Albo nie, inaczej… umiem ale nie chcę. Chcę, żeby trwało, płynęło swoim własnym nurtem, ani nie było za głębokie ani za płytkie.

Takie to nasze życie. Pełne trudnych decyzji, wzlotów i upadków, radości i zmartwień.

Moja gorączka znowu wraca jak bumerang. Czuję się fatalnie. Jeszcze na dodatek ktoś dzwoni do drzwi. Listonosz. Przyniósł przezabawne prześmieszne walentynki, które dziewczynki wysłały do mnie przed wyjazdem jeszcze.

Otrzymałam więc trzy listy. Od Kasi, Basi i Asi! Są fantastyczne te moje dzieciaki! Piszę im jeszcze smska z podziękowaniem! Niech wiedzą, jaką mi radość sprawiły, urwisy moje!

Dzwonek do drzwi kolejny. Szlag. Znowu muszę się podnieść z łóżka. Podejrzewam tym razem walentynkę od Karola. Zamiast walentynki jednak i listonosza, w drzwiach stoi Daniel.

- Nie zadzwoniłaś, a słyszałem, że chorujesz, więc przyszedłem.

- Pisałam ci wiadomość, że dziękuję za przesyłkę

- Nic nie dostałem?

- Naprawdę pisałam. Zaraz po wyjściu Kornelii. Wysyłałam na twoją skrzynkę mailową.

- A no to może tak. Od paru dni nie sprawdzałem maila. Pochłonięty byłem nauką do egzaminów przed obroną doktoratu.

- Już kończysz? Co się napijesz?

- Nie rób sobie kłopotu. Coś słabo wyglądasz. Dobrze się czujesz?

- W miarę – skłamałam, bo czułam się fatalnie. Chciałam się tylko położyć spać. Kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że jeśli za chwilę nie usiądę, to zemdleję.

- Zdaje mi się, że raczej wiele poniżej „miary”.

- Daj spokój! Mów, co z tym doktoratem – zgrywam odważną i osuwam się na krzesło.

- Pomogę ci – mówi Daniel i zanosi mnie do łóżka.

Zasypiam w przeciągu minuty. Gdy budzę się po jakiejś godzinie, może dwóch Daniel jest ciągle przy mnie. Sen porywa mnie znowu, a ja odurzona gorączką, poddaję mu się bez walki. Męczą mnie dziwne koszmary. Kiedy wstaję, jest już wieczór. Idę do kuchni zrobić herbatę. Przy stole siedzi Daniel i czyta książkę.

- Cześć. Nie widziałem jak wstałaś.

- A ja zupełnie zapomniałam o twojej obecności. Przepraszam. Nie powinnam spać.

- Przesadzasz! Miałaś wysoką temperaturę. Zastanawiałem się, czy nie wzywać pogotowia.

- Dzięki, że przy mnie byłeś.

Zjedliśmy kolację, którą Daniel zrobił. Naleśniki z czekoladą. Uwielbiam! Pochłonęłam cztery!

- Alicja, mam pomysł! Myślałem o tym, jak spałaś.

- To słucham cię – uśmiechnęłam się do niego. O wiele lepiej się czułam.

- Pojedziemy do mojego mieszkania i zamieszkasz – oczywiście dopóki nie wyzdrowiejesz – u mnie.

- No coś ty! Nie mogę!

- Ala, nie możesz być sama przecież!

- No ale nie mogę mieszkać u ciebie.

- Ja mam teraz wolne w pracy, bo uczę się do egzaminów, więc mógłbym być z tobą.

- Daniel! Dzięki wielkie, ale dam radę przecież! Nie będę cię odrywała od książek. To teraz dla ciebie najważniejsze. Musisz zdać te egzaminy.

- Spokojnie, przy tobie będę mógł się też uczyć. Śpisz przez większość dnia, nawet gdy masz gości – zażartował i rozbawił mnie na dobre.

- Wystarczy, że będziesz mnie odwiedzał co jakiś czas.

- Ok. zgadzam się w takim bądź razie.

Gdy Daniel był teraz ze mną, czułam się tak, jakby nic poza nami nie istniało. Jakby nie było dziewczynek, Karola. Jakbyśmy byli tylko my. Nikt więcej. Byłam szczęśliwa w tym naszym świecie, mimo iż wiedziałam, że to iluzja, marzenie, że to nierealne zupełnie. Chciałam jednak żeby trwało. Żeby nic nie zakłóciło tego spokoju, ciszy, radości dwóch osób.

Parę godzin po kolacji dostałam dreszczy i zrobiło mi się strasznie zimno. Położyłam się do łóżka. Daniel przyniósł mi herbatę i zmierzył temperaturę. Zadzwonił do znajomego lekarza, żeby przyjechał i mnie zbadał. Okazało się, że mam poważne zapalenie płuc. Rano zrobiłam rentgen klatki piersiowej, który potwierdził diagnozę.

- Powinna pani iść do szpitala – powiedział lekarz z pełną powagą

- Ale ja tak nie lubię szpitali

- Ma pani kogoś, kto mógłby panią się zaopiekować? Powinna pani w ogóle nie wychodzić z łóżka.

- Właściwie teraz to… - zaczęłam z niemałym wahaniem

- Tak, ma kogoś – wtrącił Daniel

- Zatem nie będę panią kierował na oddział. Przepiszę pani zastrzyki. Są dosyć bolesne, ale powinny pomóc.

- To co? Do ciebie czy do mnie? – zapytał Daniel, gdy wyszliśmy z gabinetu

- Ale…

- Tylko nie zaczynaj, proszę cię! Lekarz powiedział ci wyraźnie. No ewentualnie możesz wybrać jeszcze szpital!

- Nie mogę cię tak nadwyrężać

- Nie nadwyrężasz

- Nie mogę ci zawracać głowy

- Nie zawracasz

- Musisz się uczyć

- I będę

- Ale będę ci przeszkadzać

- Nie będziesz

- A jak będę chciała herbaty non stop?

- To zaparzę w termosie

- A jak nie będę mogła zasnąć?

- Przeczytam ci fragment książki do egzaminu z filozofii, uśniesz w mgnieniu oka

- A jak będę marudziła?

- Włączę muzykę

- A jak ci się znudzę

- Nie znudzisz. Za bardzo cię… lubię.

Ustaliliśmy, że pojedziemy do Daniela po jego rzeczy i wrócimy do mnie. Daniel mieszkał na osiedlu jednorodzinnych domków na Mokotowie. Teraz wszystko usłane było śniegiem. Wyglądało cudnie.

- Zaczekasz w samochodzie czy dasz radę wejść na chwilkę?

- Zaczekam, jeśli ci to niedługo zajmie.

- Jakiś kwadrans

- Ok.

- A może dasz się zaprosić na herbatkę. Nie byłaś jeszcze u mnie.

- To może się skuszę. Jakoś lepiej się czuję i nie chce mi się samej siedzieć w aucie.

Z herbatki zrobiła się godzina, potem dwie. Daniel zamówił obiad z jakiejś włoskiej knajpy. Potem oglądaliśmy telewizję. Było tak przytulnie. Zapalił w kominku, więc siedzieliśmy grzejąc się jego ciepłem.

- A mogłabym zostać u ciebie? – zapytałam nieśmiało

- Jasne. Bardzo się cieszę. Zaraz skoczę do sklepu i kupię ci szczoteczkę do zębów i jakąś piżamę. Innych strojów raczej nie będziesz potrzebowała – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Delikatnie i czule. Chciałabym, żeby był mój. Żałowałam, że nie spotkałam go parę lat wcześniej. Ale nie miałabym wtedy dziewczynek. Nie miałabym swojego życia. Karola. I przecież wtedy byliśmy zupełnie inni. I on i ja. Kto wie, czy zdołalibyśmy być ze sobą, czy chcielibyśmy. Teraz los nas zetknął ze sobą i dał Katy do gry. Jak rozegramy tą partię zależy tylko od nas.