środa, 10 sierpnia 2011

ODCINEK 28 - KRAINA MUMINKOW

- Daniel, widziałeś mój telefon? – krzyczę z sypialni. Wszystko przeszukałam i nie mogę go znaleźć. Od dwóch dni nie sprawdzałam nawet, czy ktokolwiek dzwonił. Odpłynęłam. Zaszyliśmy się z Danielem w jego zakopiańskiej chatce dość pokaźnych rozmiarów. Ja zapomniałam o tym, że mam rodzinę, on o zasadach, których miał nie łamać. W takich warunkach to mogę przechodzić rekonwalescencję. Jak najbardziej.

Za kilka dni musimy wracać do Warszawy. Daniel do swojej pracy, ja do swojej. Każdy do własnego życia, własnego świata. Może znajdziemy chwile w przelocie, aby móc się spotkać, porozmawiać, nacieszyć sobą. Może będzie czas na przytulenie, dotknięcie dłoni, ust, ciał. Może… kto wie. Nie wyobrażam sobie powrotu. Jedyne, co mnie pociesza, to spotkanie z dziewczynkami. Tęsknię za nimi ogromnie. Czuję się jak osiołek w bajce Fredry. Boję się, że mogę też skończyć jak on.

- Alicja, wołałaś mnie – z dołu dochodzi głos Daniela.
- Pytałam, czy wiesz, gdzie jest mój telefon?
- Widziałem go gdzieś na górze. Chyba w twoim pokoju
- Tam już szukałam i nic.
- Dzwonię do ciebie.
- Ok. I co? – pytam po chwili
- Abonent niedostępny
- No to ładnie.
- Oj muminku – powiedział pieszczotliwie i pobiegł do mnie na górę. – Już ci pomagam w poszukiwaniach.
- Kochany mój – mówię i głaszczę go po twarzy. – Wiesz, że cię kocham, wiesz o tym – powtarzam pytanie, choć odpowiedź znam doskonale.
- Wiem. Ja ciebie też kocham. Szalenie. Na palcach i pięcie. Troszeczkę bezmyślnie jak wiosną przebiśnieg – zanucił moją ulubioną piosenkę Grzegorza Tomczaka.
- A ona szalona, cóż żona to żona – kończę doskonale znając tekst utworu. Reszty nie zdążam zaśpiewać, bo wargi Daniela spoczywają na moich.

- Jesteś zjawiskiem – powiedział. Dostrzegłam, jak podziwia moje drobne piersi i wąską talię. Smakował jak dzika jeżyna – trochę cierpka a jednocześnie niezwykle słodka. Doznałam niezwykłej pokusy, aby całować go dalej z otwartymi oczami. Mogłam doskonale widzieć jego długie rzęsy, brwi, poważne czoło.
Daniel wsunął palce pod moją satynową koszulkę. Drugą ręką objął moją głowę i przytulił. Zakołysaliśmy się namiętnie.

Całował moj nagi brzuch, schodził coraz niżej. Nie kochaliśmy się jeszcze. Nigdy nie zatopił się we mnie. Nie wiedzialam, jak smakuje. Wstrzemięźliwość była czymś irytujacym w tym przypadku. Chciałam krzyczeć: „bierz mnie”, „kochaj”, „leżę tu gotowa na ciebie”, ale moje usta nie wydawały żadnego dźwięku, jakby zostały zamknięte tajemniczymi kajdankami.

- Ałć – zawyłam z bólu, gdy coś wbiło mi się w żebra. No tak, literatura światowa nie słyszała jeszcze równie idiotycznego wyznania miłości, albo inaczej – żądania miłości
- Co się stało? – przestraszył się Daniel
- Coś mi się wbiło w plecy.
Daniel wsunął rękę pod kołdrę, na której leżeliśmy i wyciągnął… mój telefon.
- No to proszę księżniczko na ziarnku grochu. Oto twoja zguba.
Czar miłosnego uniesienia prysł bezpowrotnie, ale przynajmniej miałam swój telefon. Podłączyłam go do prądu, bo bateria też ma swoją żywotność. Gdy już udało mi się go uruchomić, okazało się, że mam osiem wiadomości. Kilka smsów od Kasi i Basi, jeden od Sylwii, dwa przypomnienia od operatora o niezapłaconym rachunku (siet, w domu też mam cały stos takich), jeden od Karola i od mamy z sanatorium.

Z info od mojej australijskiej ekipy wynika, że mają się świetnie, przepraszają, że nie dzwonią, ale nie mają czasu (uff), że tata (czyli Karol) był na jakimś balu z ciocią (czyli Sylwią) (doniesienia od dziewczynek, po których poczułam się odrobinę zazdrosna – Sylwia z Karolem? Na balu? Brzmi mało prawdopodobnie!..) Na szczęście po nim sms Sylwii, w którym wyjaśnia obecność na balu i opisuje jakiegoś Francuza, którego tam poznała, a moja zazdrość opada. Karol pisze, jak bardzo mnie kocha, jak tęskni i jak się cieszy, że jest z dziewczynkami i jak bardzo się zbliżyli do siebie. Aha, i że zadzwoni pojutrze, bo dzisiaj jadą na jakąś wycieczkę i jutro też coś tam robią i nie zdążą. Mama zawiadamia, że wraca w następnym tygodniu z sanatorium i z chęcią mnie odwiedzi. Czyli wiem wszystko. I wszystko gra.
Odsłuchuję jeszcze jedną wiadomość na poczcie głosowej. Od Kornelii: „Cześć Alicja. Tu Kornelia. Nie mogę się do ciebie dodzwonić. Jak będziesz mogła to dryndnij do mnie. Pozdrawiam”

Zupełnie zapomniałam o Kornelii. Pewnie się o mnie martwi, a ja od ponad tygodnia w ogóle się z nią nie kontaktowałam. Nic, zadzwonię od razu.
- Co robisz? – pyta Daniel
- Dzwonię do Kornelii, tej koleżanki z biblioteki, chciała pogadać.
- A czy ty muminku wiesz, że dochodzi pierwsza nad ranem.
- Coo?
- No właśnie! Średni moment na dzwonienie do kogokolwiek.
- Widzisz, kolejny dowód na to, że przy tobie zapominam o bożym świecie.
- I za to cię…uwielbiam
- Uwielbiasz?
- Tak, wprost szaleję za tobą!
- A to się dobrze składa, bo ja także, tyle że za tobą.
I wracamy do tego, co skończyliśmy, a właściwie nie skończyliśmy tylko przerwaliśmy jakiś czas temu.

- Daniel – pytam, gdy leżymy na łóżku w jego sypialni. Jego ręka spoczywa na mojej pupie, drugą trzyma pod głową.
- Tak – odpowiada półśpiącym głosem
- Jesteśmy ze sobą tak blisko, mówimy o miłości, czujemy w sobie miłość, dlaczego więc się nie kochamy ze sobą. Nie chciałbyś…? – nieśmiało zadaję pytanie
- Czy chciałbym? Czy nie chciałbym? W ciągu dnia miliony razy powstrzymuję się, aby tego nie zrobić. Jestem facetem, a ty podniecasz mnie wszystkim: obecnością, zapachem, nawet sposobem, w jaki kroisz jabłko. Pragnę cię, pragnę się z tobą kochać. Ale…
- Ale… - niecierpliwie czekam na odpowiedź
- Obawiam się, że konsekwencje mogą nas przerosnąć
- Konsekwencje…
- Tak…inaczej zwane rachunkiem sumienia
- Daniel, powiedz poważnie. Czy mój rachunek sumienia nie jest juz na minusie (i to sporym), skoro po pierwsze spędzamy ze sobą ostatnio każdą chwilę, kocham cię a ty mnie, ukrywamy przed całym światem to, co nas łączy, całujemy się bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia – i to nie tylko w usta – leżymy tu ze sobą nadzy, a ty swoją ręką brodzisz po moim ciele. Czy sam fizyczny akt na tyle przeważy szalę, że nie poradzę sobie z tym? Jeśli tak myślisz, to grubo się mylisz - byłam naprawdę wkurzona i starałam się, żeby nie podnosić głosu, ale chyba nie do końca mi się udało.
- Ale…
- Pozwól, że ci skończę. Jak myslisz - zadaje retoryczne pytanie - czy to, że będę się z tobą kochać jest mniejszym grzechem niz fakt, że cię kocham. Z jednej strony miłość fizyczna, z drugiej pełne zaangażowanie emocjonalne – czułam się trochę, jakbym błagała go o ten seks, ale miałam dość tej chorej sytuacji.
- Masz rację. I powiem ci coś ważnego.
- Co? – zapytałam
- Podobasz mi się taka ostra i nieuległa!
- Tak?
- Taak… ogromnie…

Ta noc byla naszym pierwszym razem. Było bosko. Idealnie. Jakby niebo otworzyło swe bramy dla pary kochanków. Piliśmy wodę z rajskiego ogrodu, jedliśmy zakazany owoc, który smakował lepiej niż wszystkie inne, spijaliśmy z siebie soki życia i nadziei. Byliśmy dla siebie. Tylko ja i on. On i ja. Niczym mąż i żona. Dziewczyna i chłopak. Mężczyzna i kobieta. Potrzebowałam jego jak ziemia potrzebuje słońca. Nie umiałam bez niego żyć, oddychać, funkcjonować. Zatraciłam się bez pamięci, na zawsze. Nie chciałam innego życia. I pewnie gdyby nie dziewczynki, nawet bym do niego nie wróciła. Dzieci były tym, co stawiałam mimo wszystko przed Danielem. Od nich nie potrafiłabym odejść. Z nich zrezygnować też nie. Ale z ich ojca… hmmm… chyba już trochę to zrobiłam.

I w jednym Daniel miał rację. Powrócić do rzeczywistości po takim miłosnym akcie jest jeszcze trudniej niż wcześniej. I zaangażowanie fizyczne też nie pozostaje obojętne. Zwłaszcza, gdy człowiek napotyka takiego kochanka jakim jest Daniel – doskonałego w każdym calu. Z drugiej strony mam świadomość, że nie ma ludzi doskonałych. On też nosi coś w sobie, a ja nie wiem co.