wtorek, 19 kwietnia 2011

ODCINEK 15 - ZAKUPY

ODCINEK 15

ZAKUPY

Zima za pasem. Musimy zrobić jakieś większe zakupy. Kurtki na jesień, bo Kasia ze wszystkiego powyrastała, a na Basię to co po Kaśce to już nie modne. I nie chce nosić. Zołza mała. Na szczęście Aśka nie protestuje i chodzi w tym, co kupiłam jej jeszcze poprzedniej zimy. Nie urosła wiele, więc kurteczka jak znalazł. Ale buty to trzeba kupić koniecznie. No więc SHOPPING TIME J. Sylwia dołącza do nas chętnie. To super! Zawsze pięć bab to nie cztery!

Buszujemy między półkami. Asia chowa się pod wieszaki i każe siebie szukać. Mam obsesję na punkcie bezpieczeństwa i boję się, że ktoś mi ją ukradnie! Z tego powodu większość czasu spędzam przyklejona do podłogi.

- Mamo, mamo, patrz! To Kuba Wojewódzki! – Basia krzyczy przez cały sklep i nie może przeżyć, że nie ma karteczki na autograf. W zamian za to pstrykam jej zdjęcie komórką! Ktoś nieźle wymyślił dostępność aparatów w kieszeni!

Pan Kuba W. wita się z nami wszystkimi i wychodzi ze sklepu! Trzeba przyznać, że całkiem miły. Ale chyba już za stary na mnie! Choć, kto wie…

Od czasu spotkania z Danielem moje myśli są średnio ułożone. A raczej rozbrykane! Jednak przed nikim się nie przyznaję i nawet Sylwii nic nie zdradzam. Głupio mi tak jakoś mówić o innych facetach, gdy jest Karol. To znaczy jest bardzo teoretycznie. Bo praktycznie to jego obecność odczuwam tylko przy zaglądaniu na konto i regularnych wpływach wprost z Ameryki.

Brakuje mi go jak cholera, no ale co mam zrobić! Zdecydowaliśmy. To był nasz wybór, jesteśmy dorośli, to teraz trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać. Nic nie poradzę! W ciągu dnia jakoś daję radę. Ale nie nawidzę kłaść się do tego naszego ogromnego łoża samiuteńka jak palec. Dlatego coraz częściej idę do Asi, albo ona do mnie. Czasami przychodzi Baśka. Kasi się nie zdarza, bo mówi, że to obciach. No w sumie dla licealistki spanie z mamą nie jest niczym specjalnym, a wręcz może rzeczywiście uchodzić za pewien rodzaj obciachu.

No to na sam koniec H&M. Do moich ulubionych to ta marka nie należy, ale laski szaleją. Więc żeby okiełznać jakoś te trzy małe wampiry, wchodzimy! Po godzinie wychodzimy i chyba wszyscy mamy dość. Asieńka usnęła w wózku, który został obwieszony torbami i torebkami. Na szczęście małą trochę waży, więc równowaga zostaje zachowana.

- Jeść, jeść – wrzeszczą wampirki.

- No to zapraszam na sushi – mówi Sylwia – dzisiaj ja stawiam.

Sushi uwielbiamy. Wszyscy bez wyjątku. A w Warszawie akurat tych restauracji nie brakuje. Asi wzięłam z domu słoiczek zupki, więc będzie miała coś na ciepło.

Przesympatyczny kelner podchodzi do naszego stolika.

- Czym mogę służyć

- Poprosimy menu

- Oczywiście. Podać coś do picia na początek?

- Dla mnie woda!

- A dla mnie sok jabłkowy

Dziewczyny przekrzykują się spragnione. Uciszam je i zamawiamy 2 herbaty, 4 wody, 2 soki jabłkowe i 2 pomarańczowe. I jedną colę. Dla mnie, a co mi tam!

Wybieramy zestawy, na które mamy ochotę. Gdy wreszcie po długich i nie do końca skutecznych debatach, wykorzystując swoją przewagę matki, podejmuję decyzję (autorytet formalny), która nie do końca wszystkim pasuje (Kasia) i co niektórym bardzo się podoba (Basia).

O swoich wyborach informujemy przystojniaka-kelnera, który niestety na dwie piękne kobiety (ja i Sylwia) z trójką dzieciaków, w ogóle nie zwraca uwagi.

- Chyba kiepsko z tą naszą atrakcyjnością – mówię szeptem do Sylwii.

- Podrzućmy je do innego stolika – śmiejemy się jak nastolatki!

- Witam serdecznie – ktoś podchodzi do nas, ale jeszcze w tym półmroku nie dostrzegam jego twarzy.

- Witamy! – mówi Sylwia, bo dziewczynki akurat poszły do łazienki.

- Chciałem się tylko przywitać – mówi ów postać

- A czy my się znamy? – kontynuuje Sylwia

- Znam się z tą panią – pokazuje na mnie

- Hmm – bełkocę, zupełnie nie wiedząc, z kim mam do czynienia.

- Daniel Wysocki – miło mi bardzo. Przedstawia się i podaje rękę Sylwii.

No to mamy rozwiązanie zagadki!

- Przepraszam – mówię autentycznie zaskoczona. – Nie widziałam twojej twarzy. Głos brzmiał znajomo, ale nie skojarzyłam – podnoszę się i witam się całusem w policzek.

- Dosiądziesz się? – pytam wskazując na wolne miejsce na kanapie

- Nie, nie będę wam przeszkadzał. Jestem umówiony z kolegą. Trochę się spóźnia, ale powinien być w ciągu kilku minut

- Skoro tak to wybaczam – uśmiecham się do niego.

- Hm hm… - słyszę chrząkanie Sylwii.

- Druga moja gafa popełniona w ciągu kilku minut. Przepraszam, poznajcie się. To Sylwia, moja najlepsza przyjaciółka. A to Daniel, wierny przyjaciel naszej biblioteki i fan motoryzacji.

- Miło mi poznać

- Mnie również

- Zadzwonię wieczorem, dobrze.

- Jasne – odpowiadam ze spokojem w głosie, jednocześnie cała płonąc w środku.

Przypomniała mi się naprawa auta. Daniel odwiózł mnie do domu, zaprosiłam go na herbatę, ale odmówił. Prawdziwy dżentelmen. Wziął kluczyki od mojego samochodu, żeby nie kłopotać mnie rano. Nie wiem dlaczego, ale mu zaufałam i dałam i klucze i dowód rejestracyjny. Zadzwonił w południe i powiedział, że wszystko załatwione, a auto będzie do odebrania po południu. Stąd też zapytał mnie, czy znajdę czas, aby z nim po nie pojechać! Boże!!! Gdzie tacy ludzie się ukrywali, gdy ja wychodziłam za mąż?

Dzieciaki akurat szły z Sylwią do teatru, a potem miały u niej zostać na noc. Tzn. Asia i Basia, bo Kaśka miała babską imprezę (He He, nie wierzę) i spała u koleżanki. Byłam więc wolna. Nawet Karol, który dzwoni codziennie, zapowiedział dzień wcześniej, że wyjeżdża na kilka dni do jakiegoś instytutu badawczego i zadzwoni dopiero jak wróci. Będzie pod mailem, ale połączenie na skypie może być średnie.

I tak, prawdę mówiąc, nie wiem, o czym z nim gadać tak codziennie przez telefon. Dobrze, że są dziewczynki, bo rozmowa szybko by nam się kończyła.

Daniel przyjechał po mnie o osiemnastej. Pojechaliśmy do mechanika, gdzie dokładnie przejrzał to, co zrobili, znalazł jeszcze kilka nieścisłości i panowie obiecali, że do dziesiątej to zrobią.

- Mamy więc cztery godziny czasu – powiedział

- Może w takim bądź razie mogłabym cię zaprosić na kolację. Chciałabym się jakoś odwdzięczyć.

- Nie ma najmniejszego problemu, to dla mnie pestka! No i pomogłem ci z przyjemnością. Ty na co dzień pomagasz mi w bibliotece, zawsze tak szybko mam zamówione książki!

- To u nas standard – śmieję się! – a po drugie to moja praca!

- Ok. nie będziemy się licytować. Ale kolacja brzmi super! Gdzie idziemy?

- Może kuchnia indyjska? Tutaj niedaleko jest naprawdę fajna knajpka. Z rewelacyjnym jedzeniem.

- Brzmi super! Zatem bądź moim przewodnikiem i mów, gdzie mam jechać.

- Nie ma sprawy!

I wylądowaliśmy w restauracji. Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam mu o sobie. O dziewczynkach, o Karolu, naszych trudnych obecnie chwilach.

Daniel też otworzył się przede mną. Jest po trudnym związku. Był z kobietą prawie osiem lat. Kochali się, tworzyli szczęśliwy związek, mieli półtorarocznego synka. Rok temu okazało się, że mały zachorował i potrzebował krwi. Zrobili wszystkie badania. Okazało się, że to nie on jest ojcem! Przeżył szok. Okazało się, że równolegle, od kilku lat w życiu jego partnerki był ktoś inny. W innym mieście, nigdy się nie spotkali. On wiedział o Danielu. Był wielokrotnie u nich w mieszkaniu, gdy Daniel wyjeżdżał w delegacje. Nie wiedział, że to jego syn. Ale po ujawnieniu wszystkiego, zaproponował Justynie małżeństwo. I uznał Maćka jako swojego syna. Daniel nie wiedział, co robić. Jak się zachować. Kochał chłopaka, ale wiedział, że jego obecność w życiu małego, może tylko niepotrzebnie zamieszać. Wysyłał więc mu prezenty na święta, urodziny, był go zobaczyć (ale tylko z daleka) i cierpiał. Ukojenie znajdował w pracy, zapisał się na studia doktoranckie i skupił się na pisaniu.

- Jakoś musiałem sobie znaleźć miejsce. Sprzedałem mieszkanie, które mieliśmy z Justyną, przeprowadziłem się do innego, bo w tamtym wszystko kojarzyło mi się z małym, z nią, z przeszłością. Teraz wychodzę na prostą. Powoli. Miałem czas, gdy zacząłem pić, ale na szczęście opamiętałem się. Teraz mam sprecyzowane cele. Wiem, co chcę. I jakoś żyję. Jest ciężko, ale najgorsze chyba za mną.

On mówił, a mi łzy zakręciły się w kącikach oczu, spływając powoli po policzkach.

- Nie płacz – powiedział i otarł swoją dłonią moją buzię mokrą od płaczu. – Takie jest życie. Było minęło. Walnęło mnie z całej siły w twarz, ale nie mam mu tego za złe. Już teraz nie mam. Jestem silniejszy. Mądrzejszy. Ostrożniejszy. Nie ma tego złego… to moja dewiza… ciężka, ale prawdziwa. Cieszę się, że wiele z tych ostatnich decyzji i tematów mam już za sobą. Teraz skupiam się na pracy i doktoracie. Dwa moje cele. Jeszcze nie jestem gotowy, żeby się z kimś związać. Za świeże to wszystko, mimo wszystko…

Rozmawialiśmy długo, może za długo. Wypiliśmy za wiele wina. Daniel samochód zostawił na parkingu i odwiózł mnie taksówką do domu.

- Może wejdziesz na herbatę – zapytałam, a on się zgodził. Nawet chyba się ucieszył.

Dobrze, że nie było dzieci. Bo nie wiem, jakby zareagowały na przyprowadzanie do domu obcego faceta i to o tak późnej godzinie.

Siedzieliśmy więc sobie na sofie w salonie i było bardzo bardzo miło. Czasami żałowałam, że Daniel jest taki porządny, że nie podejdzie do mnie, nie przytuli, nie pocałuje, nie zabierze do sypialni. Oj tak, miałam ochotę na niego. Trochę samotność, trochę alkohol, trochę brak kogoś innego do przytulenia.

Gdy wyszedł o 3 nad ranem (namawiałam go, żeby został, ale powiedział mi, że może nic dobrego z tego nie wyjść – miał może i rację, ale czasami mamy dosyć tych, co właśnie rację mają, bo wolelibyśmy, żeby byli irracjonalni), siedziałam jeszcze przez jakiś czas otulona kocem, samotna, spragniona, głodna miłości. Dobiegło końca nasze spotkanie. Byłam, jestem do dzisiaj przekonana, że gdyby nie Karol, mogłabym się zakochać w Danielu.

A następnego dnia przywiózł mi samochód pod dom (poprzedniego wieczoru już nie zdążyliśmy). Oddał kluczyki i razem z nimi torbę z croissant’ami. Zrobiłam kawę. Rozmawialiśmy bez końca. Nie chciałam, żeby czas dalej biegł. Ale zegar wyliczał minutę za minutą.

Od tej pory jest między nami coś magicznego, jakaś taka wyjątkowa nić…niby nic, a jednak tak wiele!

Tego spotkania w restauracji nie komentuję, żeby Sylwia nic się nie domyśliła. Choć skręca mnie, żeby jej wszystko powiedzieć. Ale z drugiej strony przecież nic takiego się nie wydarzyło!

To tylko niewypowiedziane zdania tak wiele robią…