niedziela, 12 grudnia 2010

ODCINEK 5 - POSTANOWIENIA

ODCINEK 5

POSTANOWIENIA

Co się zazwyczaj robi w wolne soboty o piątej rano? Tak, dokładnie. Śpi się co najmniej do 9 i odsypia cały tydzień pracy. No chyba, że któreś z twoich dzieci tę szansę na spanie sprzeniewierzy. U mnie padło na Joaśkę. Ma wysoką gorączkę i trzyma się za ucho! Żeby to tylko nie było jakieś zapalenie, bo się nacierpi biedactwo, a my (to znaczy głównie ja) razem z nią. Muszę znaleźć jakiegoś lekarza, bo do poniedziałku nie będę czekać.

Po godzinie udaje mi się umówić wizytę u pediatry dosyć dobrego i znanego w Warszawie, przynajmniej nie jakiś z łapanki. Spotkanie mamy o 13, do tego czasu musimy wytrzymać – noszenie na rękach plus nurofen w syropku w miarę pomagają. Przynajmniej mam z głowy siłownię przez najbliższy tydzień.

Słyszę, że Basia wyłowiła swoje ciało z łóżka. Wysyłam ją po bułki i jakąś wędlinę na śniadanie i jeszcze jeden syropek przeciwbólowy, w razie gdyby…
Z Kaśką ciche czasy już ustały. To znaczy ja się do niej odzywałam. Doszłam do wniosku, że miała prawo powiedzieć to, co myśli. I mimo że w pierwszej chwili łzy napłynęły mi do oczu i totalnie mnie zaskoczyła, to jednak wyraziła swoje zdanie. Widziałam, jak przez następne kilka dni dąsa się po domu i kilka razy próbowała zagadać, ale zaraz się wycofywała. Uparty łosiek. Nie chciałam pierwsza zaczynać tematu, bo uważam, że musi się nauczyć odpowiedzialności za swoje słowa. W końcu niedługo już będzie dorosła.

I w końcu przeprosiła. Przedwczoraj dokładnie. Przyszła ze szkoły z kwiatami i moim ulubionym ciastem (wie spryciula, jak mnie przekupić). Dała mi te prezenciki, przytuliła się i powiedziała: - "Przepraszam mamuś, przepraszam! Nie chciałam. Nie wiem, dlaczego tak powiedziałam. Bardzo żałuję…” i się rozpłakała. A ja z nią! A co mi tam! Popłakałyśmy sobie obie, poszlochałyśmy i wypiłyśmy po kubku herbaty, żeby się uspokoić.
- A skąd w ogóle wiedziałyście o planach taty – zapytałam, skoro mam już tutaj przed sobą skruszoną duszyczkę, z której co nieco mogę wyciągnąć.
- Baśka usłyszała, jak rozmawialiście
- A to tak
- Musicie na nas uważać – powiedziała i uśmiechnęła się pierwszy raz od kilku dni
- To ja wiem, nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo – i pogłaskałam ją po tej jej czuprynie! I już było dobrze. Nawet lepiej niż dobrze, bo w przypływie wyrzutów sumienia, stała się łagodna jak baranek i robi wszystko, o co ją poproszę! Bez dyskusji, obrażania się czy spychologii na młodsze siostry! Co to za czasów doczekałam!! Wow! Ciekawe tylko, jak to długo będzie trwało? Ale cieszę się chwilą!

- Hej mamusia! Mogę przyjechać na obiad do ciebie? Nie chce mi się siedzieć samej w domu – Sylwia bez zbędnych formalności zadaje pytanie prosto z mostu
- No jasne! Przyjedź! Idę tylko z Joasią na 13 do lekarza, bo coś ucho ją boli i ma gorączkę, ale myślę, że dłużej niż godzinkę nam to nie zajmie
- Jak to, moja chrześnica jest chora?
- Niestety, walczę z nią od kilku godzin i mało co pomaga
- To w takim razie już przyjeżdżam z pomocą
- Nie no, nie chcę ci psuć soboty
- Nie psujesz! Już jadę!

I rzeczywiście była u nas dwadzieścia minut później! Przywiozła zakupy niezbędne do śniadania i obiadu i od razu wzięła się do prac kuchennych.

- A Karol w pracy?
- Jest na Ukrainie, w delegacji, wraca we wtorek!
- Czyli kolejny uroczy samotny weekend!
- Nie będę zaprzeczać, bo sama widzisz
- Podziwiam twoją cierpliwość
- To wszystko to pikuś – i opowiedziałam jej najnowsze doniesienia z naszego „rodzinnego” życia. Asik usnął na rękach, ale jak próbowałam ją położyć do łóżka to się zaraz budziła. Tak więc stałam w tej kuchni, Sylwia kroiła cebulę do jajecznicy, a ja opowiadałam nasz romantyczny weekend i propozycję, którą złożyli szefowie Karola chyba tylko po to, żeby popsuć nasze małżeństwo

- I co zrobisz?
- Nie wiem, nie wyobrażam sobie, jak mogłabym przeżyć te trzy miesiące bez niego!
- Chyba trochę przesadzasz! – walnęła z grubej rury
- Co? – zapytałam z niedowierzaniem! Ona też przeciwko mnie. Czyli mogę podsumować: mąż, córka i najlepsza przyjaciółka. No to nieźle. Z każdą minutą coraz szersze grono!
- Nie wiesz jeszcze, jak to jest z facetami?
- To znaczy? – moja mina nie kryła zdumienia
- No to pomyśl! Zabronisz mu?
- Mogę się po prostu nie zgodzić
- To fakt, możesz
- I co dalej?
- No przynajmniej będziemy tu całą rodziną
- Ok. Tylko niezbyt szczęśliwą!
- A to dlaczego?
- Po pierwsze on będzie trochę nadąsany, bo stracił swoją szansę na rozwój! Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć – nie dała mi dojść do słowa – ale to facet, samiec, dla którego kariera ma olbrzymie znaczenie, on kocha zdobywać, tak już są oni zaprogramowani. No i wie, że po części robi to dla was, żeby (niby) wam było lepiej. To primo. Z drugiej strony będziesz ty, niby szczęśliwa, ale z poczuciem winy, że jednak się nie zgodziłaś, że on zmarnował szansę, że to przez ciebie itd. No i dzieci. Które w to wszystko uwikłane, chyba najmniej odczują nieobecność Karola, bo przecież i tak w kółko go nie ma.

Kurde! Że też ona zawsze musi tak trzeźwo patrzeć na każdą sprawę! Prawie jej za to nie cierpię! A jednak jestem wdzięczna! Dobrze wiem, że gdyby nie pojechal, żyłabym z poczuciem winy, przygnębiona i niezadowolona.

- No i pomyśl – kontynuuje ona – czy trzy miesiące to tak dużo? Wyjedzie akurat we wrześniu, kiedy zacznie się rok szkolny i pojawi się na mikołaja! W sam raz! Z workiem prezentów! A ty, będziesz najlepszą żoną na świecie.

Tak, chcę być najlepszą żoną, ale z mężem, a nie bez niego! I jeszcze na dodatek z trzema nieco rozpieszczonymi córkami! Wrrrr… dlaczego decyzje muszą być takie trudne! Plus w tym taki, że ten wyjazd, który miał nastąpić już za dwa tygodnie został opóźniony i mamy jeszcze całe wakacje dla siebie!

- A przecież damy radę! Mogę przyjeżdżać do ciebie w weekendy, albo brać dzieciaki do siebie, żebyś sobie odpoczęła!
- Ale to ma być jeden z wielu wyjazdów! – próbowałam jeszcze bronić swojej decyzji i postanowienia tego z typu: „po moim trupie”!
- No ale nie na dłużej niż dwa tygodnie
- No tak, ale…
- I nie częściej niż co trzy miesiące
- Niby tak
- A teraz, co ile wyjeżdża? Co tydzień? Co dwa? Czasami dwa razy w tygodniu! Taki już współczesny biznesman ma życie! Niestety!

- Śniadanie – Sylwia woła dziewczyny, które chętnie wychodzą z pokojów, zwiedzione smakowitym zapachem.

Rozmowę przerywamy, a ja zostaję sama ze swoimi myślami. Asia na szczęście pozwoliła się położyć do łóżeczka i śpi trochę mamrocząc przez sen. My więc we czwórkę pałaszujemy to, co Sylwia przygotowała!

- Ciocia, super śniadanko! Dzięki – mówi Basia i odkładając talerz do zmywarki, cmoka Sylwię w policzek!
- Obiad też wam zrobię
- Hurra! – krzyczą obie
- Ciii... – próbuję je uciszyć – obudzicie Basię

Po śniadanku dziewczyny sprzątają w kuchni, a my z kawą poległyśmy na kanapie w salonie! I nawet nie wiem, kiedy zasnęłam! Obudziły mnie przed pierwszą, żebyśmy zdążyły do lekarza. Asia była już ubrana, dokumenty przygotowane!

- No to w drogę! Bierz małą, ja prowadzę! – mówi Sylwia. Co ja bym bez niej zrobiła!

- I co z Asią? – Karol dzwoni zaniepokojony
- Okazało się, że wychodzą jej tylnie ząbki i stąd ten ból i gorączka! No i ma czerwone gardełko! Ale lekarz powiedział, że w taką pogodę to możemy wychodzić w domu, więc właśnie jedziemy do ZOO
- O, a kto dokładnie jedzie?
- Ja, Basia i Asia i Sylwia! Kaśka spotyka się oczywiście z tym całym Kubą! Więc nie chciałąm jej zmuszać
- Jesteś jakby bardziej wyrozumiała w stosunku do niej, chyba że to tylko takie moje wrażenie
- Może. Mam nadzieję, że obdarzając ją większym zaufaniem, znajdę w niej przyjaciela a nie wroga
- Nooo, nie przypuszczałbym…
- Nie tylko tego byś nie przypuszczał
- O? A jest coś więcej?
- Tak, ale o tym porozmawiamy jak wrócisz – niech wie, że nie odkryję od razu wszystkich kart
- Nie będę mógł spać
- I dobrze… w zamian za to będziesz myślał o swojej ukochanej żonie…
- To masz jak w banku
- To do zobaczenia
- Kocham Cię. Pa
- Ja też cię kocham. I dzieciaki!

I jakaś lżejsza jadę do tego ZOO. We wtorek czeka nas poważna rozmowa, jeszcze muszę ją przemyśleć dokładnie! Ale to wieczorem! Teraz wycieczka! Babska typowo! I super!