środa, 14 marca 2012

ODCINEK 44 - POWRÓT

Kochani czytelnicy Niebieskiej Tasiemki!

Po dwóch miesiącach odpoczynku wracam do Niebieskiej Tasiemki!!!
Przepraszam za milczenie...
Od tej pory ponownie co środę z Wami!!!
Jakże się cieszę...
zapraszam do lektury

Mati


Boszeeee! Ale mnie brzuch boli! Leżę przyklejona przodem do ściany! Ona przynajmniej jest zimna i nieco łagodzi moje comiesięczne dolegliwości! Chociaż ten dzisiejszy przypadek jest jakiś nadzwyczaj ciężki. Siet! Akurat w momencie, gdy mam tyle spotkań. Złośliwość rzec by można! Przypadek głupi!

- Kasia, przynieś mi jakieś tabletki przeciwbólowe!
- Zaraz
- Teraz! Plisss!
- No już idę – mówi z ociąganiem moja najstarsza córa! Oj to ułaskawienie nad cierpiącą matką.
- Nie ma – krzyczy z kuchni.
- Na pewno nie ma?
- No nie ma.
- Skocz do sklepu i kup mi proszę
- Czemu ja?

To standardowe pytanie moich dzieci za każdym razem wprowadza mnie w stan cichej furii. Tym razem mój brzuch odmawia mi prawa złoszczenia się.

- Kasia! Zlituj się!
- No dobra dobra! Idę! – i znowu ułaskawienie! Mój szczęśliwy dzień!!!

Ból mija po jakiejś godzinie. Pomogły tabletki i kąpiel. Jakoś mi lepiej i mogę funkcjonować w pionie ponownie. Miłe uczucie. Nawet zdołałam się ubrać.

- Idziesz dzisiaj do pracy?
- Idę. Mam nadzieję, że dotrę – odpowiadam mojej latorośli.
- A mogłabyś podrzucić mnie do Sławka po drodze?
- A może ugotowałabyś obiad jakiś?
- Mamooo!!! Ty znowu o takich przyziemnościach! Nie możemy wznieść się na wyżyny intelektualne?
- Ja? Z miłą chęcią! Obawiam się jednak, że ciężko o to z pustym żołądkiem – odpowiadam zarzucając na siebie kurtkę i czyszcząc moje szare szpilki mokrą chusteczką do niemowlęcej pupy. Swoją drogą fenomenem są te chusteczki. Odkąd pojawiła się Aśka w naszym domu, używam je do wszystkiego. Początkowo do czynności ściśle fizjologicznych przy niemowlaku, potem jednak zaczęłam nimi ścierać kurze, myć podłogę (oczywiście jej fragmenty), czyścić tapicerkę w aucie, gdy czekałam na dzieciaki pod szkołą. Ostatnio odkryłam, że buty także mogę nimi szybko przemyć. To się nazywa praktyczne wykorzystanie materiału. No i oczywiście makijaż! To znaczy zmywanie makijażu! Szybko, praktycznie, wygodnie. Bez zbędnych ceregieli i problemów. A uczulenia nie ma – przecież to dla maluchów!
- Mi tam głód nie przeszkadza w takich dyskusjach!
- Ciekawe – mruczę pod nosem. – A słyszałaś o piramidzie potrzeb Maslowa?
- O czym?
- Prześlę ci link – mówię, stwierdzając, że to będzie prostsze rozwiązanie i dzięki niemu nie spóźnię się na spotkanie.
- To co? Mogę się z Tobą zabrać? – przymila się Kaśka dalej.
- Możesz możesz!
- Super! To ja tylko umyję włosy!
- Kaśka! Ja już wychodzę! Załóż coś na tę czuprynę i lecimy!
- Jejku! Nie można z tobą wytrzymać!
- I kto to mówi?

- Jak tam brzuch i jak spotkanie? –pyta Kornelia, kiedy w końcu pojawiam się w firmie. Brzuch lepiej, znacznie lepiej. Spotkanie… hmm… zobaczymy, bo ciężko stwierdzić. Mam nadzieję, że coś się z tego urodzi. A jeśli nie to cóż, nie pierwszy i nie ostatni… przynajmniej wypiłam dobrą kawę!
- To się nazywa pozytywne nastawienie – Kornelia bije mi brawo!
- Wyuczone od specjalistki w tym zakresie! – mówię i posyłam jej buziaka.

Nasza firma zbiera coraz większe uznanie na rynku. Z małego projektu zrobiłyśmy coś naprawdę ciekawego, co znalazło swoich odbiorców. Wiadomo, każdy projekt napotyka na jakieś problemy i trudności (nawet te najlepsze), ale rozwijamy go nieustannie i codziennie posuwamy się naprzód. I jeszcze robimy to, co lubimy i na czym się znamy z Kornelią (czyli książki!!!)! A to już pełen sukces. Zawsze chciałam zarabiać na swojej pasji. Jest to zadanie, jak wiadomo, niełatwe, ale co widać – możliwe!!! I o to chodzi! Do dzieła! Robimy a nie marudzimy!

Po pracy idziemy coś przekąsić. Mąż mój wraca dziś później niż zwykle. Mają jakieś sympozjum i trochę mu zejdzie. Ale nawet się cieszę. Dawno nie byłyśmy gdzieś we dwie. Babskie wyjścia nastrajają mnie optymistycznie. Lubię te z pozoru błahe dyskusje i ploteczki.

Siedzimy więc w ulubionej susharni i zajadamy się ukochanym sushi. Do tego zielona herbata. Szkoda, że nie mogę wziąć lampki wina, ale żelaznej zasady, że po alkoholu nie jeżdżę, trzymam się sztywno.
- W ubiegłym tygodniu umarł Rysiu z Klanu?
- Co? – patrzę pytającym wzrokiem na przyjaciółkę i uzmysławiam sobie, że nie wiem, o czym ona mówi.
- Nie czytasz wiadomości? Nie zaglądasz do Internetu. Ryszard Lubicz nie żyje! Wczoraj go uśmiercili w tym tasiemcu na jedynce!
- Też mi nowina!
- Nie przejmujesz się losami społeczeństwa! Nieładnie! Nieładnie! Jak zginęła Hanka Mostowiak to wierni fani chodzili na jej grób zrobiony ze styropianu! Mieli jeszcze pretensje, że tak szybko ten grób scenografowie rozebrali!
- Widzisz! Jednak są tacy, którym ewidentnie się nudzi.
- Czy ja wiem? – odpowiada z przekąsem Kornelia
- Proszę cię! Odpuśćmy tę dyskusję, bo mam wrażenie, że wpadamy w jakąś dziwną czasoprzestrzeń.
- Oj tam oj tam!
- Niby nic, a jednak rozmowa o zmarłych mnie przybija. Nie mówiąc już o wirtualnych zgonach.
- Przechodząc zatem do rzeczy dużo milszych, aczkolwiek biznesowych: czy zdecydowałaś już, czy bierzemy udział w targach dla dzieci, które będą na wiosnę?
- To dużo kasy, kilka tysięcy plus wykonanie całego stoiska. Pytanie, czy nam się opłaca i kiedy to odrobimy.
- Odpowiedzi na pewno nie poznamy. Ja jednak bym spróbowała. Dotychczas unikałyśmy takich „akcji”, ale ta wydaje się całkiem nieźle zaplanowana i firmy, jakie się na niej wystawiają również są bardzo konkretne.
- To zaczekaj, zadzwonię do tej pani Agaty.
- Teraz?
- Tak, zobaczymy, czy da się coś ugrać jeszcze z ceny.
- Ok.

- Witam serdecznie.
- Dzień dobry Pani Alicjo – kobieta poznaje mnie po głosie! Jestem w szoku. Rozmawiałam z nią zaledwie 4 czy 5 razy. Niezła jest, przyznam szczerze. Trochę mi zaimponowała.
- Chciałam porozmawiać z panią na temat majowych targów.
- W czym mogę pomóc?
- Zastanawiamy się, czy wejść w tą imprezę.
- Ja gorąco zachęcam. Będzie to naprawdę wspaniałe wydarzenie z mnóstwem atrakcji dla odwiedzających.
- Nasza decyzja w zasadzie rozbija się o cenę. Jesteśmy dosyć młodą firmą, bo działamy na rynku od roku i nasze wydatki na marketing nie są wysokie. Chciałam zapytać w związku z tym, czy cena, o której rozmawialiśmy ostatnio jest jeszcze do negocjacji.
- Państwo otrzymali naprawdę atrakcyjną cenowo propozycję
- Zdaję sobie z tego sprawę i zrozumiem, jeśli nic nie będzie się dało w tej sprawie zrobić.
- Proszę mi dać dzień lub dwa. Spróbuję przedyskutować sprawę z szefem. Zobaczymy, czy coś uda mi się jeszcze dla pani wynegocjować. A jaka cena panią interesuje?

Uzgodniłam więc z panią Agatą, notabene przesympatyczną osobą, kwotę, jaka wchodzi w grę z naszej strony. Takich sprzedawców to ze świecą szukać. Nienachlani, sympatyczni i jeszcze skierowani na klienta.

- I co, udało się? - pyta Kornelia, która była w toalecie podczas gdy ja się produkowałam przez telefon.
- Zobaczymy. Ma mi dać znać za dwa dni.
- Ok. No to sprawa jasna.
- Teoretycznie tak.
- Planujemy na długi weekend majowy jechać w Bieszczady. Może wybierzecie się z nami?
- Jedziemy wtedy do Kasi di Barcelony. Już jej obiecaliśmy. Mała wyjeżdża w piątek i to będzie pierwsza wizytacja.
- Świetnie udało jej się z tym stypendium.
- Też tak uważam. Martwię się tylko, że to pierwszy rok i może być trudno.
- Nie przesadzaj! To twoja krew! Poradzi sobie.

W tej chwili ujrzałam go. Daniela. Nie widzieliśmy się od… Boże! Nie widzieliśmy się już z rok czasu! On wyjechał do Stanów na kontrakt. Ratując swoją rodzinę wiedziałam, że muszę zerwać z nim kontakt. Wymieniliśmy w ciągu tego okresu jedynie dwa, może góra trzy maile z życzeniami świątecznymi albo urodzinowymi. I tyle. Na początku nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tym wszystkim. Potem codzienność zwyciężyła. Praca, dom, dzieci, odbudowa mojego małżeństwa z Karolem, wizyty u psychologa, terapie, podążanie za tym, co ważne i powrót do realnego świata.
Zobaczył mnie. W pierwszym momencie nie zorientował się. Dopiero gdy spojrzał po raz drugi. Serce zabiło mi mocniej. On nerwowo przeczesał włosy ręką. Szedł w moją stronę. Nie chciałam jednak, żeby Kornelia była świadkiem tego spotkania.
- Przepraszam cię, muszę do toalety – powiedziałam i biorąc torebkę wstałam od stolika. Na szczęście Kornelia skupiona na smsie, który właśnie otrzymała, nie zauważyła mojego zmieszania.