środa, 7 grudnia 2011

ODCINEK 42 - NATALIA

Był chłodny wieczór. Miałam za sobą ciężki dzień. Najpierw egzaminy semestralne, potem jeszcze dwa spotkania z klientami w kancelarii. Do domu nie musiałam się spieszyć. Był czwartek, więc Karol, jak co tydzień, wychodził z kolegami ze studiów. Towarzystwo niedostępne dla mnie. Chyba tylko raz albo dwa zostałam zaproszona. Nie byłam zła i nie mam o to pretensji. Uważam, że każdy ma prawo do prywatności. Chociaż ja chyba o swojej niemal całkowicie zapomniałam. W jednym, w czym jestem nieugięta to praca. Kancelaria i uczelnia to dla mnie świętość i tu nigdy nie chodzę na ustępstwa. Na swój sukces ciężko pracowałam, a teraz pomału mogę zbierać jego owoce.
Od zawsze rodzice powtarzali mi, abym w tym względzie polegała tylko na sobie i była niezależna. Tego, co się nauczę nikt mi nie odbierze. Tak samo z podróżami i doświadczeniami. Moi rodzice nie są bogaci, ale inwestowali w moją naukę i studia. A ja po jakimś czasie zrozumiałam, że mieli rację.
- Może coś ugotuję dla Karola – pomyślałam sobie i wstąpiłam do całodobowych delikatesów. Lubiłam te małe, osiedlowe sklepiki. Mają wyjątkową atmosferę. Nie przepadam za to za hipermarketami, gdzie jest zawsze tłoczno i nieprzyjemnie. Ale mimo to na każde większe zakupy właśnie tam się wybieram. Wybór był zdecydowanie bardziej korzystniejszy, mimo że zawsze wracam zmęczona buszowaniem między regałami.
- Poproszę makaron lasagne oraz sos pomidorowy.
Miła starsza pani w zielonym sweterku i bawełnianej szarej spódnicy zaczyna przeszukiwać sklepowe półki.
- Mamy tylko sos, makaron się już skończył – powiedziała po chwili.
- W takim razie dziękuję bardzo.
- Do widzenia. I zapraszam w poniedziałek. Na pewno już wszystko będziemy mieli.
- Dziękuję, do zobaczenia – i na pożegnanie uśmiechnęłam się do sprzedawczyni.
- Chyba będę musiała zdecydować się na jajecznicę – powiedziała sama do siebie i przyspieszyłam kroku w drodze na przystanek autobusowy.
Wiata o tej porze jest zatłoczona. Uczniowie wracający z dodatkowych zajęć, studenci, młodsi i starsi, pracownicy przeróżnych firm.
Uwielbiam obserwować ludzi. Ich zachowania, zwyczaje, nałogi, sposób traktowania innych.
- Dzień dobry pani – usłyszałam nagle za plecami czyjś głos.
Gdy obróciłam głowę, stała za mną grupa ulubionych studentów. Tak dobrze ich znała. Oliwier - uroczy młody człowiek, niepoprawny optymista, Kasia – roztropna dwudziesto kilku latka, która dokładnie wiedziała, czego chce od życia, Maciej – dusza towarzystwa, potrafił rozluźnić nawet najbardziej napiętą atmosferę. I jeszcze Krzysztof, Oliwia i Patrycja.
- Witajcie! Trochę mnie wystraszyliście!
- Nie chcieliśmy, ale była pani taka zamyślona
- O tak, właśnie zastanawiałam się, co zjem dziś wieczorem.
- To może da się pani skusić na zaproszenie na kolację przez swoich podopiecznych. Jest taka sympatyczna restauracja zaledwie parę przystanków stąd.
- Raczej nie, lecz dziękuję za zaproszenie. Marzę o ciepłej kąpieli i chwili odpoczynku
- Proszę nie dać się prosić, serdecznie zapraszamy – nie ustępował Maciej, a reszta mu wtórowała
- Niech pani nie odmawia. Przecież nie jest pani jednym z tych wielu sztywniaków na naszym wydziale.
- I jak mam zareagować na ten argument – zaśmiałam się – A wiecie co, od czasu do czasu mogę się dać namówić na zajęcia pozalekcyjne.
- Super – odkrzyknęli, a ich autobus właśnie podjechał.
Knajpka była bardzo przyjemna. Ciepło mile rozgrzewało w ten chłodny wieczór.
Gdy wchodziliśmy do wewnątrz, nie zauważyłam go. Dopiero po kilkunastu minutach, gdy kelner przyniósł karty, zaobserwowałam coś znajomego w mężczyźnie, który siedział tyłem przy sąsiednim stoliku, obejmując i całując śliczną blondynkę. Nie słyszałam ich rozmowy, jednak para wyraźnie mnie zaintrygowała.
- Ile w nich miłości – pomyślałam. – Żeby Karol mógłby być tak czuły dla mnie. Ale przecież on ma swoje zasady, których nie narusza, a które ja szanuję.
- Pani profesor, co pani zamawia?
- Chyba wezmę zupę kalafiorową i te wieprzowinki w sosie kurkowym – zwróciłam się do kelnera
- Doskonały wybór, restauracja słynie z zupy kalafiorowej, która jest specjalnie przyrządzana, a następnie zapiekana.
- Brzmi smakowicie – powiedziałam i oddałam kartę.
- Niezła para ta za nami – Michał zauważył mój wzrok padający na zakochanych – wyglądają jakby świata poza sobą nie widzieli. Uff, kiedy ja spotkam taką kobietę mojego życia.
Obserwowani nie zwracali uwagi na nikogo dookoła. Kończyli właśnie wspólną pizzę i wspólną sałatkę. Zazdrościłam dziewczynie, która trzymała się za rękę ze swoim chłopakiem, całowała go i karmiła pizzą, radośnie się przy tym uśmiechając. On z tyłu był tak podobny do Karola. Nawet sweter miał podobny i podobny sposób poruszania. Głupio mi jednak nieustannie zerkać w ich stronę.
Zaczęła się dyskusja. Rozmowy o modzie, filmie, bohaterach bajek z dzieciństwa. Poczułam się jak studentka – wolna, pełna marzeń i wiary w to, co niemożliwe.
Gdy kelner przyniósł gotowe dania, wszyscy zabraliśmy się do pałaszowania potraw.
- Rzeczywiście mieliście rację, jedzenie jest wyśmienite, zwłaszcza w takim doborowym towarzystwie. Dzięki za miły wieczór.
- To my dziękujemy, że dała się pani namówić. W dzisiejszych czasach to rzadkość, taka kolacja z kimś zza drugiej strony biurka.
- Widzicie, nie taki ze mnie wapniak, jak sądziliście – powiedziałam, a oni odpowiedzieli radosnym śmiechem.
W tym samym czasie wstała para z sąsiedniego stolika. Chłopak wziął dziewczynę za rękę, pocałował czule w usta i odwrócił się, żeby pójść w stronę drzwi wyjściowych.
Ten chłopak, tak uderzająco podobny do Karola, to był po prostu Karol. Upuściłam widelec na stół i zbladłam przerażona.
- To nie może być prawda, to nie może być prawda – powtarzałam jak mantrę w myśli.
Na szczęście studenci zajęci byli rozmową i nie zwracali na mnie uwagi. Widziałam, że chłopak spogląda na grupę młodzieży i nagle nasze oczy się spotkały.
- Przepraszam – powiedziałam do studentów i odeszłam od stolika w kierunku toalety. Karol nie poszedł za mną, choć tego pragnęłam. Poszedł w drugą stronę ze swoją hm hm... koleżanką.
Nawet nie potrafiłan się rozpłakać. Siedziałam na ubikacji roztrzęsiona i bałam się wrócić. Właściwie nie miałam do czego wracać. W jednej chwili mój świat rozsypał się jak domek z kart.
Kilka minut później przeprosiłam swoich towarzyszy, wmawiając im historię o pilnym telefonie od mamy i konieczności jak najszybszego zjawienia się w domu rodziców.
- Coś poważnego się stało? Może panią podwieźć?
- Nie, nie dziękuję. Myślę, że złapię taksówkę. I przepraszam, że nie dokończę z wami kolacji. Następnym razem nie zawiodę, obiecuję.
Szybko pożegnałam się ze wszystkimi i wymsknęłam na dwór. Nie pozwolili mi nawet zapłacić za jedzenie.
- My panią zaprosiliśmy i my stawiamy – powiedzieli nie chcąc słyszeć sprzeciwu.
Na dworze było brzydko i zimno. Zaczął padać deszcz, który przenikał za kołnierz kurtki. Nie zamówiłam taksówki. Poszłam sama w górę ulicy. Moje ubranie było całkowicie mokre. Łzy kapały po policzkach, makijaż rozmazał się po całej twarzy, a ja czułam, jak pęka mi serce. Po kilkudziesięciu minutach dotarłam do jakiegoś postoju taksówek. Wsiadłam do pierwszej z nich, podałam adres i odjechałam usadawiając się na tylnim siedzeniu samochodu.
Nie wiedziałam nawet, kiedy i jak minęła droga. Chciało mi się płakać, krzyczeć, tupać ze złości. Siedziałam z oczami wpatrzonymi w niewidzialny punkt.
- Jesteśmy na miejscu – zwrócił się do niej taksówkarz
Zapłaciłam za kurs. Kierowca wydał resztę i popatrzył za mną.
Tuż przed wejściem do klatki zadzwoniła moja komórka. To był on. A ja? Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go słyszeć ani znać, a jednocześnie tak ogromnie pragnęłam, żeby był przy mnie, żeby mnie objął, a tamta sprawa z restauracji okazała się tylko złym snem. Próbowałam analizować ostatnie miesiące naszego związku. Gdzie popełniłam błąd? Co się stało? Dlaczego?
Nie odebrałam telefonu. Ani tego ani dziesiątek następnych.
Weszłam do swojej klatki. Tak dawno tu nie byłam. Dziękowałam Bogu, że nie wynajęłam mojego mieszkanka. Teraz przynajmniej miałam, gdzie wrócić.
I chociaż nie było tutaj prawie moich rzeczy, bo wszystkie były u Karola, mieszkanie miało specyficzny klimat. Było przytulne i ciepłe, miało swój urok i smak.
Położyłam się na łóżku w sypialni. Nie zdjęłam mokrego ubrania ani butów. Zasnęłam. Ukołysana płaczem i ogromnym bólem w sercu.