sobota, 14 maja 2011

ODCINEK 16 - MIŁE PORANKI

ODCINEK 16 – MIŁE PORANKI

Wtulona w jego ramiona budzę się, gdy pierwsze promienie słońca przedzierają się do sypialni. Marzyłam o takim poranku od dawna. Nie myślę o Karolu, nie miotają mną wyrzuty sumienia, nie chce mi się tłumaczyć z tego, co zaszło poprzedniego wieczora. Dziewczynki na długim weekendzie u babci, ja miałam zamiar wypocząć. Mam dość ostatnich kłótni przez telefon z moją drugą połówką, która swój i tak długi pobyt zagranicą chce jeszcze przedłużyć. Na kolejne trzy miesiące (to znaczy tak mi powiedział). Co w sumie daje nam pół roku. Jego argument o lepszych pieniądzach (mam to w nosie), o szansie w karierze (to mam jeszcze gdzieś indziej) w ogóle mnie nie przekonuje, a nawet więcej – odstrasza i odciąga. Brrr. Ja chcę mieć męża, który przytuli, poogląda ze mną fajny film, zrobi herbatę, a nie męża, który zorientowany na swoją karierę jest w stanie spędzić sam kilka miesięcy. Co mi daje to, że przyjedzie na święta! Wow! Aż jeden tydzień! Mam się czuć wyróżniona? He He! Dobre sobie! Pieprzę to! Mam dość! I nie zamierzam stać wtulona w kącie pokoju i czekać na jego decyzje o naszym życiu. Jeśli oczywiście to „nasze” jeszcze istnieje. Bo szczerze mówiąc to bardzo wątpię. Osobiście nie chce mi się walczyć o coś, czego sensu zupełnie nie widzę. A odległość między Polską a Australią, gdzie teraz ma lecieć mój mąż, jest stanowczo za duża.

I tak to właśnie, w przypływie mega złości, gdy już na nic, poza rzucaniem garnkami o ścianę, nie miałam ochoty, zadzwonił Daniel. Zapytał, czy nie mogłabym mu pożyczyć książki, o której kiedyś wspominałam, że mam ją w swoich domowych zbiorach.

- Jasne, nie ma sprawy – powiedziałam do słuchawki

- A czy mógłbym po nią jutro wpaść, wiem, że to weekend, ale jest mi bardzo potrzebna, a bez niej nie poruszę się z moją pracą o przodu.

- Jasne, jak chcesz możesz przyjechać nawet teraz. Jestem w domu.

I przyjechał. Przywiózł chińszczyznę na kolację. Zapaliłam w kominku, bo lubię w takie jesienne wieczory ogrzać swoje plecy ciepłem ognia.

Siedzieliśmy na podłodze i gadaliśmy o sprawach tych ważnych i tych zupełnie nieistotnych. Coś krążyło w powietrzu. Może to wino, które otworzyliśmy? Może ta muzyka Sade, która sączyła się z odtwarzacza? Może to ja? A może on? A może wszystko razem? Kto tam wie? Ciężko powiedzieć.

W każdym razie, nawet nie wiem kiedy, on mnie objął, a może ja tak blisko niego usiadłam. Nie wiem, nie pamiętam szczegółów, mimo że wracałam do tego momentu tysiące, a może nawet miliony razy. Chciałam go odtworzyć w myślach, przypomnieć sobie, zapamiętać na zawsze, ale nie mogłam. Nie wiem, czy to on dotknął mojego brzucha, gdy delikatnie podwinęła mi się koszulka, czy to ja oparłam swoje kolano na jego? Nie wiem, czy to moja głowa pierwsza spoczęła na jego ramieniu, czy to jego ręka najpierw otoczyła mnie i przyciągnęła do siebie. W każdym bądź razie tak zostaliśmy – przytuleni do siebie, zespoleni. I siedzieliśmy tak godzinę lub dwie.

Nie wiem, po jakim czasie spotkały się nasze usta. On swoimi wargami muskał moją szyję, a ręką gładził moje włosy.

- Uwielbiam cię bez granic. Uwielbiam i pragnę – szepnął do ucha i zdjął ze mnie bluzkę.

Nie broniłam się. Byłam jego. Było w nim to coś, co sprawiło, że poddałam mu się całkowicie. I bardzo tego chciałam. Pożądałam go, chciałam skosztować każdego skrawka jego ciała, poczuć, jak smakuje, usłyszeć, jak prosi o więcej. Chciałam, aby nasze ciała stały się jednością, a on zdobywał mnie kawałek po kawałku, aż osiągniemy pełnię szczęścia i wyzwolimy naszą rozkosz.

Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Sypialni mojej i Karola, ale w tym momencie nie było to w ogóle istotne, nie miało żadnego znaczenia. Położył w czystej pościeli i rozebrał do końca. Powoli, nie spiesząc się, zdjął spodnie. Nie przestawał całować. Jego język pieścił mój brzuch. Gdy z niemałą wprawą zdjął mi biustonosz, zaczął dotykać moich piersi. Ekscytacja wzięła górę nad rozumem. Niecierpliwie czekałam na dalszy ciąg wydarzeń. Palcami brodziłam po jego ciele, poznawałam i zapamiętywałam tak dokładnie, jak tylko potrafiłam. Całowaliśmy się w wirze namiętności, a nasze języki spijały soki pożądania. Zapytał, czy chcę się z nim kochać. Odparłam jednym skinieniem głowy. Wszedł we mnie delikatnie, powoli. Nasz taniec miłości dopiero się rozpoczynał. Fantastycznie to chyba mało powiedziane. Było rewelacyjnie! Jak nigdy dotąd. Najpierw spokojnie, bez pośpiechu. Potem szybko, ostro, aż osiągnęliśmy to, czego pragnęliśmy.

- Jesteś niesamowita – powiedział i pocałował mnie znowu

- Ty też – odrzekłam. Na nic więcej nie miałam siły.

- A może wspólna kąpiel?

- Czemu nie – zaśmiałam się przekornie.

Pod prysznicem raz jeszcze oddaliśmy się miłosnemu uniesieniu. Jak dzieciaki, którym ktoś wyjaśnił prawidła seksu. Tyle że doświadczenie robi swoje. Pewnego rodzaju wstrzemięźliwość przez ostatni okres, również. Nie mieliśmy sobie równych. Nie czuliśmy zmęczenia. Nic się nie liczyło.

Zasnęliśmy wtuleni w siebie. Czułam bicie jego serca. To było najważniejsze.

Zrobiło mi się bardzo zimno. Poruszyłam się i zorientowałam się, że śpię przed kominkiem. Moja głowa spoczywa na ramieniu Daniela. Hallo! Co tu się dzieje? A gdzie sypialnia? Gdzie nasz wieczór.

- Ale szybko zasnęłaś – rzekł Daniel nie przestając głaskać moich włosów

- Tutaj? – zapytałam zdziwiona

- Tutaj, tutaj – uśmiechnął się i przytulił mnie mocno

- Aha! Śniło mi się coś zupełnie innego!

- A co, jeśli można wiedzieć

- Hmm. Myślę, że to pozostanie na razie moją małą tajemnicą